Oficjalnie: Everton oszalał ostatniego dnia okienka
Everton był w tym okienku jednym z najczęściej pojawiających się w mediach zespołów. Choć do ostatniego dnia okresu transferowego sprowadzili raptem dwóch piłkarzy, mówiono, że do klubu może dołączyć jeszcze kilku. Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że te wzmocnienia się jeszcze pojawią. Everton uwielbia w głupi sposób przeprowadzać transfery, więc zakupienie paru zawodników na kilka godzin przed końcem czasu byłoby absolutnie w ich stylu. No i akurat w tym wypadku, o dziwo, nie pomyliłem się ani troszkę.
The Toffees przyklepali dziś aż trzy transfery. Co ciekawe, nie są to wzmocnienia kompletnie z przysłowiowej dolnej części pleców, a zakupy, nad którymi pracowali już od jakiegoś czasu. W mediach już od dawna przejawiały się bowiem nazwiska Yerry'ego Miny, Andre Gomesa i Bernarda. Ci zawodnicy byli łączeni również z innymi klubami, ale walkę o nich wygrał właśnie Everton.
Kolumbijczyk był łączony również z West Hamem i przede wszystkim Manchesterem United. Czerwone Diabły uznały chyba jednak, że lepiej wcale nie sprowadzać stopera, niż kupować takowego, więc szansę wykorzystał Everton. The Toffees zapłacili za niego pona 30 milionów euro, co jest ewidentną przesadą. Co prawda istnieje mała szansa, że Mina sprawdzi się akurat w Premier League i odpłaci swoją wartość, ale nie sądzę, by grał aż tak wyśmienicie.
Wraz z nim przybył Andre Gomes. Portugalczyk był wypychany z Barcelony rękami, nogami i kijem od szczotki. W pewnym momencie sam pomocnik uznał, że dobrym pomysłem byłoby jednak zwiać ze Stolicy Katalonii i sam zaczął szukać klubu. Nie był pod tym względem oryginalny, bo jak widać, zdecydował się na zespół, który bierze kogo popadnie. On akurat został wypożyczony, a nie zakupiony jak Mina. Jemu wróżę podobną przyszłość. Może się niby odrodzić w barwach The Toffees, ale nie jestem do końca przekonany i skończy się na przeciętnych występach.
Ostatnim czwartkowym wzmocnieniem okazał się Bernard. Brazylijczyk pozostawał bez klubu od końca czerwca i nikt mi nie wmówi, że ta transakcja nie jest objawem desperacji. Pomocnik liczył na lepszy zespół, ale podobnie jak Gomes, musiał zdecydować się na ten klub, który skupuje takich jak on.
W efekcie dostajemy mieszankę zawodników, których nikt inny nie chciał. Futbol nie raz już nam pokazywał, że mieszanką spadów da się coś osiągnąć, ale musi to być naprawdę specyficzna kombinacja talentów i umiejętności. Tu takiej nie ma, tak jak nie będzie również fajerwerków. No chyba, że prosto we własne oczy, żeby nie musieć już patrzeć na to, co się kupiło.