Nie takie Diabły straszne...
Trzecia kolejka Premier League była jedną z tych, które przedłużają się na poniedziałek. Zwykle te spotkania nie są wcale ekscytujące, ale w tym wypadku miało być kompletnie inaczej. Manchester United podejmować miał na swoim stadionie Tottenham, który notabene na tę chwilę swoim jeszcze nie dysponuje. W każdym razie, zapowiadał się szlagier. Czerwone Diabły potrzebowały udowodnić, że wciąż są dobrym zespołem, a Mourinho wcale nie okazał się dla klubu nowotworem złośliwym. Niczego nie musiały za to Koguty, które już dwa swoje spotkania wygrały, więc w razie straty punktów na Old Trafford, nikt by ich za to nie zjadł. Taka świadomość mogła im pomóc w grze, bo w końcu z czystą głową gra się lepiej. Czy tak faktycznie było?
W pierwszej połowie nie do końca. Manchester United wyszedł jak po swoje i stwarzał sytuację za sytuacją. Nie były to stuprocentowe okazje, ale niektóre mogły zakończyć się bramką. Najbliżej był Lukaku, który wykorzystał błąd Rose'a, wyszedł sam na sam z Llorisem, okiwał go, ale nie zdołał zmieść już piłki w pustej bramce. Na usprawiedliwienie Belga należy dodać, ze kąt był ostry, noga nie ta, trawa za zielona, a temperatura odczuwalna o pół stopnia za wysoka względem optymalnej. Tottenham miał w zasadzie jedną dobrą okazję, którą wykreował im kiwający się przed polem karnym Matić. Dele Alli sam się jednak oszukał i piłkę łatwo zabrał mu Smalling.
Druga połowa rozpoczęła się z wysokiego "C", ale tym razem to Tottenham był dyrygentem. Najpierw gola z rzutu rożnego strzelił Harry Kane, który nie dał szans De Gei. Hiszpan mógł jedynie popatrzeć, jak piłka wpada mu do siatki, do czego jest z resztą ostatnio przygotowany. Chwilę potem wynik podwyższył Lucas Moura. Czerwone Diabły po chwili otrząsnęły się i zaczęły odrabiać straty, ale tak naprawdę nie potrafiły sensownie zagrozić bramce rywali. Potrafił to zrobić za to Tottenham, który w końcówce, znów za sprawą Moury, ustalił wynik spotkania na 3-0.
Ten mecz był potężnym gwoździem do trumny Jose Mourinho. Choć Manchester prezentował się nieźle w pierwszej połowie, nie potrafił podnieść się, gdy zaczęło iść im gorzej. Portugalczyk może był w stanie ustawić swoich piłkarzy poprawnie pod względem taktycznym, ale nie potrafił zmotywować, gdy coś nie szło. Z takiego menedżera nie ma pożytku. Gratulacje należą się za to Pochettino, który umiejętnie wyciągnął wnioski z pierwszej części gry i skutecznie je zaimplementował w drugiej połowie.