Mokry sen Szerszeni (póki co) przerwany! - po meczu Watford vs Manchester United
Przed dwiema godzinami na Vicarage Road zakończyło się spotkanie pomiędzy lokalnym Watfordem a Manchesterem United. Gospodarze w pierwszych 4 kolejkach zdobyli komplet punktów, a na rozkładzie mieli chociażby Burnley i Tottenham – odpowiednio 7. i 3. zespół zeszłego sezonu. Tego dnia na ich boisko przyjechał wicemistrz Anglii, obecnie drużyna środka tabeli. Chodzi oczywiście o Manchester United, który w odróżnieniu od Watfordu zaliczył dość mocny falstart i punkty były mu potrzebne jak tlen. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pisał kiedyś w jednym ze swoich wierszy: ,,Lecz widać można żyć bez powietrza”. Wiersza tego musieli jednak nie czytać Jose Mourinho i spółka, bowiem przyjechali oni na Vicarage Road, odpalili muchozol i wybili kąsające wcześniej wszystkich ile wlezie Szerszenie.
Ale od początku – pierwsze minuty to typowe badanie się obu drużyn. Właściwie to nie pierwsze minuty, a pierwsze pół godziny. Po jednej dogodnej sytuacji do zdobycia gola mieli Andre Gray i Romelu Lukaku, jednak bramkarze w tych sytuacjach (i w ogóle tego dnia) byli dobrze dysponowani.
Następnie nadeszły 3 minuty, które dosłownie wstrząsnęły Watfordem. Najpierw dość nietypowym uderzeniem (a właściwie to muśnięciem) klatką piersiową po dośrodkowaniu Ashley’a Younga gola zdobył Romelu Lukaku, a po kilku chwilach Chris Smalling uderzeniem lewą nogą z powietrza po rzucie rożnym wbił drugiego ćwieka do bramki Bena Fostera. Mogło się więc wydawać, że jest już po meczu. Ale nic z tych rzeczy. Nie z Watfordem. Nie z tym Watfordem.
W drugiej połowie gospodarze natychmiast ruszyli więc do odrabiania strat, ale za każdym razem czegoś brakowało – albo ostatniego podania, albo skutecznego wykończenia. Do tego świetnie w bramce spisywał się David De Gea. To samo można również powiedzieć o jego vis-à-vis – Benie Fosterze. United, jak to drużyna Mourinho – skupiło się na obronie dostępu do własnej bramki oraz ewentualnych kontratakach.
W drużynie Szerszeni, poza wspomnianym wyżej golkiperem, pozytywnymi bohaterami byli także Christian Kabasele, Abdoulaye Doucoure oraz Andre Gray. I to właśnie ta ostatnia dwójka zdołała w 65. minucie zdołała rozmontować defensywę Czerwonych Diabłów, ale także zrobić to, co tego dnia było trudniejsze – pokonać Davida De Geę. Piękna akcja i jeszcze ładniejsze wykończenie. Zanosiło się więc na kapitalne widowisko w końcowych fragmentach spotkania. Czy tak było?
Cóż, tu akurat zdania są podzielone. Według mnie mogło i powinno się wydarzyć znacznie więcej. Nie oznacza to jednak, że wydarzyło się mało – co to, to nie. Okazje mieli jedni i drudzy. Najlepszą w doliczonym czasie gry zmarnował chwalony przeze mnie wcześniej Kabasele. Ale właściwie ciężko tutaj winić Belga – z dośrodkowanej z rzutu wolnego piłki uderzył najlepiej jak mógł. Ten mecz miał jednak tylko jednego prawdziwego bohatera – Davida De Geę, który kapitalną paradą uratował swojej drużynie 3 punkty.
Dopełniając formalności – w ekipie Mourinho na pochwałę zasłużyli przede wszystkim wspomniany wyżej DDG, a także Chris Smalling, Ashley Young, Paul Pogba oraz Romelu Lukaku. Na burę zasłużył natomiast Nemanja Matić, który w końcówce spotkania zarobił bezmyślną czerwoną kartkę i to właśnie po jego faulu gospodarze mieli rzut wolny, z którego dośrodkowanie na bramkę zamienić mógł Kabasele.
Tym samym piękny sen Szerszeni kończy się już (albo i dopiero) w 5. kolejce, starciem z Manchesterem United. Manchesterem, który chyba w końcu odżył po bardzo słabym początku bieżącej kampanii. Manchesterem, który w końcu dobrze wygląda z tyłu. I wreszcie Manchesterem, do którego po kilku tygodniach nieobecności powrócił najlepszy bramkarz świata.
Po tym spotkaniu oba zespoły zajmują odpowiednio 4. i 8. miejsce. Watford zaliczył tym samym spadek o jedno oczko, natomiast o 2 pozycje awansowały Czerwone Diabły.