Niesamowita bomba Sturridge'a ratuje The Reds! - Chelsea 1:1 Liverpool

Dosłownie wczoraj w zapowiedzi kolejki pisałem, że po tym meczu spodziewam się absolutnie wszystkiego. Bardziej nie mogłem się pomylić. Chelsea tylko remisuje 1:1 z Liverpoolem, mimo prowadzenia przez większą część spotkania. Skórę The Reds w samej końcówce spotkania fenomenalnym strzałem uratował Daniel Sturridge!

W składach obu zespołów nie było większych zaskoczeń. Tak jak przewidywano, Virgil van Dijk zdążył wyleczyć uraz żeber, który odniósł tydzień temu w meczu przeciwko Southampton. W środku pola Jürgen Klopp postawił tym razem na Jordana Hendersona, zostawiając na ławce Naby’ego Keitę. Jeśli chodzi o Chelsea, nie było najmniejszych wątpliwości, kogo zobaczymy dziś na murawie - do podstawowego składu po kilku dniach odpoczynku wrócili tacy piłkarze jak David Luiz, Antonio Rüdiger czy Olivier Giroud.

Jak to zwykle bywa, od samego początku ostrym pressingiem na rywali ruszył Liverpool. Tym razem Chelsea odrobiła jednak lekcje z poprzedniego meczu i nie pozwoliła ani Salahowi, ani Mane na groźne strzały. Jak już któremuś z nich udawało się przedrzeć przez defensywę The Blues, zawsze brakowało albo ostatniego podania, albo wykończenia – w czym szczególnie przodował nie mogący się nadal wstrzelić w ten sezon Egipcjanin. Ataki Chelsea zdawały się być bardziej konkretne. Już w 5. minucie od Williana szybszy do piłki okazał się Alisson, a chwilę później kombinacyjną akcję Girouda z Hazardem dość rozpaczliwie zatrzymywali na spółkę obrońcy Liverpoolu.

Najgorsze dla The Reds miało jednak dopiero nadejść. W 22 minucie po raz kolejny świetną piłkę dostał Willian, ale lepszy w sytuacji sam na sam ponownie okazał się brazylijski bramkarz Liverpoolu. Trzy minuty później nie było mu już jednak tak wesoło – po prawdopodobnie najlepszej akcji meczu i świetnym wyjściu spod pressingu gości grą na jeden kontakt, Mateo Kovacić posłał prostopadłą piłkę do Edena Hazarda, których takich szans w tym sezonie nie zwykł marnować. 1-0!

Chwilę później The Blues mogli podwyższyć wynik, ale po dośrodkowaniu Williana Giroudem w polu karnym odpowiednio zaopiekował się Joe Gomez. Niewykorzystane sytuacje zwykle szybko się mszczą… ale nie, gdy bez formy strzeleckiej znajduje się Mo Salah. W 32. minucie świetnym podaniem obsłużył go Bobby Firmino, Egipcjanin wyprzedził Davida Luiza i minął już nawet Kepę, lecz daleko wypuścił sobie piłkę i jego strzał z ostrego kąta zdążył wybić Antonio Rüdiger. Do końca pierwszej części meczu mogliśmy zobaczyć już tylko kilka brzydkich fauli, kolejną zmarnowaną sytuację Liverpoolu po niecelnym podaniu Salaha oraz bardzo nieudane nożyce Sadio Mane.

Drugą połowę lepiej zaczęli podopieczni Sarriego – już w pierwszych jej minutach Willian i Hazard dryblowali sobie po polu karnym The Reds, a próba Kovacicia musiała być przez obrońców blokowana. Do głosu Liverpool doszedł dopiero 10 minut później – któraś z kolei próba pressingu skończyła się złym podaniem Jorginho i odzyskaniem piłki przez Firmino, który nie zwlekał długo z podaniem do Mane. Senegalczyk znalazł miejsce na niesygnalizowany strzał w krótki róg, ale tutaj swoje umiejętności bramkarskie zaprezentował Kepa. Na reakcję gospodarzy nie trzeba było długo czekać – w dwóch dosyć podobnych sytuacjach najpierw szarżę Williana zatrzymali na spółkę van Dijk z Gomezem, a później Hazard nie był w stanie wykorzystać sytuacji sam na sam z Alissonem, rozgrywającym najlepszy jak dotąd mecz w barwach swojego nowego klubu.

Tuż po tej sytuacji na boisko wszedł Xherdan Shaqiri (no, oraz Alvaro Morata, ale on jak zwykle niczym się nie wyróżnił), który niemal od razu miał stuprocentową sytuację – płaskie dośrodkowanie w jego kierunku posłał bowiem Andy Robertson, lecz Szwajcar nie zdołał odpowiednio dostawić nogi. Mało? No to 2 minuty później na głowę Firmino wrzuca Milner, tym razem z linii bramkowej piłkę wybił David Luiz. W tym momencie pomyślałem, że ta porażka Liverpoolu jest zapisana w gwiazdach i nic nie zdoła odwrócić przeznaczenia, a kolejne 10 minut pełne fauli i podań w poprzek boiska bez pomysłu tylko mnie w tej myśli utwierdziła.

W tym okresie na boisku pojawili się Keita (który zluzował bezproduktywnego Hendersona) oraz Sturridge (za niewiele lepszego dzisiaj Milnera). Szczególnie wejście Daniela wydawało się aktem rozpaczy w wykonaniu Kloppa - zresztą, może i nim było… W każdym razie po tym, co zdarzyło się kilka minut później, Jurgen się do tego nie przyzna. No właśnie, a co się zdarzyło? A proszę bardzo, zobaczcie sami…

Kibice Chelsea nagle zamilkli, garstka najwierniejszych Scouserów ryknęła, nawet mnie wryło w fotel na parę długich minut. Oczywiście, do końca meczu nic się już nie zmieniło, co koniec końców nie zadowala żadnej z drużyn. Na domiar złego dla wszystkich na Stamford Bridge zgromadzonych, w ten oto sposób na czoło tabeli wysuwa się Manchester City, który nie miał dziś większych problemów z pokonaniem Brighton.

W następnej kolejce Chelsea pojedzie na St. Mary Stadium, gdzie czekać na nią będzie Southampton, natomiast Liverpool podejmie u siebie Manchester City, drugą kolejkę z rzędu bezpośrednio walcząc o fotel lidera. Znając historię ostatnich meczów pomiędzy The Citizens i The Reds – zapowiadają się jeszcze większe emocje!

Autor

Jakub Pietruszewski

Kubsuuu