Goodbye, Robin? Najprawdopodobniej już w maju...
Oooh, Robin van Persie! Oooh, Robin van Persie! Parę lat temu to właśnie te słowa krzyczałem wniebogłosy po każdym zdobytym dla United golu holenderskiego supersnajpera. Dziś aktualny zawodnik Feyenoordu, liczący sobie już 35 wiosen jest po drugiej stronie piłkarskiej barykady, do czego sam nie omieszkał się ostatnio przyznać.
Były piłkarz Arsenalu i Manchesteru United w rozmowie dla holenderskiej gazety Algemeen Dagblad przyznaje:
„Kiedy przestanę? Najprawdopodobniej po zakończeniu tego sezonu. Będę miał 36 lat, a gram profesjonalnie, odkąd skończyłem 18 lat. Z piłką jestem związany od 5 roku życia.”
RVP nieco odbiegając od tematu dodaje:
„Nie uważam, że mój powrót do Feyenoordu będzie udany tylko wtedy, jeśli zdobędziemy tytuł mistrza Holandii. Co mam na myśli przez udany? Właśnie to, trzeba spojrzeć na szerszy kontekst. Straciłem radość z piłki. Nie chciałem tak kończyć, bez przyjemności. Radość wróciła natomiast w Feyenoordzie.”
No bo gdzież by indziej mógł ją odzyskać, jak nie w klubie, z którego w 2004 roku wyruszył na Wyspy Brytyjskie w celu kontynuowania swojej kariery. Kariery bogatej, okraszonej wspaniałymi występami i pięknymi golami. Niestety, mimo dziesiątek rozegranych spotkań, piłkarskie życie Robina nie było zbyt bogate w trofea. Holender przez 8 lat występował w barwach Arsenalu, gdzie nie miał dużych szans na zdobywanie pucharów. Trafił bowiem na okres, w którym Arsene Wenger nie potrafił dać klubowi tyle, ile na początku swojej menedżerskiej przygody z The Gunners. Z tegoż właśnie powodu, w 2012 roku, zamienił Emirates Stadium na Old Trafford, czym wzbudził wiele kontrowersji, a u sporej rzeszy kibiców Kanonierów, również sporo nienawiści.
Trudno będzie wyrazić mi obiektywną opinię na temat przenosin van Persiego do Manchesteru United, ponieważ były one z pożytkiem dla mnie. Reprezentant Holandii już w pierwszym sezonie zdobył koronę króla strzelców, czym walnie przyczynił się do 20-go tytułu mistrza Anglii dla Czerwonych Diabłów. Ciężko jest mi się więc postawić w sytuacji fanów stołecznego zespołu, których zawodnik odchodzi do odwiecznego rywala. Uważam jednak, że każdy medal ma dwie strony. Podczas spotkań z Arsenalem van Persie pokazywał, że były klub dalej zajmuje ważne miejsce w jego sercu, powstrzymując się od celebracji. Do czasu. Pierwsze spotkanie – gol i ręce uniesione w górę w geście szacunku. Drugie spotkanie – gol i ręce uniesione w górę w geście szacunku. Obie sytuacje okraszone gwizdami sympatyków drużyny z Londynu. Toteż van Persie nie wytrzymał i w następnym spotkaniu przeciwko byłemu klubowi po strzeleniu gola nie krył radości.
Kibice United parę lat później potraktowali go z należytym szacunkiem, gdy zdobył przeciwko ich drużynie gola w barwach tureckiego Fenerbahce.
Jak ja będę wspominać van Persiego, gdy już odwiesi buty na kołek? Swego czasu był moim zdaniem w czołowej piątce najlepszy napastników na świecie. Obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, ale również i dryblingiem na wysokim poziomie oraz świetną zwinnością. Kto nie wierzy, niech obejrzy sobie ten oto klip:
Życzę Robinowi zdobycia mistrzostwa Holandii i zakończenia kariery z pompą, bo zawsze życzę dobrze byłym Diabłom. Choć mówiąc o Eridivisie należy użyć określenia „z pompką”, ta liga do najbardziej prestiżowych nie należy. Niezależnie od tego, czy mu się to uda, czy nie, zapamiętam go jako fantastycznego piłkarza. Zarówno w barwach Arsenalu, jak i mojego ukochanego United. No, ale jak ja mam inaczej zapamiętać gościa, który w meczu decydującym o mistrzostwie Anglii wychodzi i ładuje taką bombę?