Fabiański: "Nie podniecam się słabym początkiem"
Łukasz Fabiański to gość, który w ostatnich latach wyrabia sobie całkiem niezłą markę na angielskich boiskach. Najnowsze jego sezony, w Swansea i teraz w West Hamie, to już występy na naprawdę wysokim poziomie i wiele pozytywnych recenzji kierowanych w jego stronę. Co tam ciekawego nagadał bramkarz w wywiadzie dla "Guardiana"?
33-latek urodzony w mieście Woodstocku, czyli Kostrzynie nad Odrą, latem tego roku zamienił Swansea na West Ham. "Młoty" zapłaciły za niego 8 mln euro, czyli dobrą cenę jak za golkipera sprawdzonego w bojach Premier League. W londyńskim klubie Fabiański utrzymuje poziom pokazywany w zespole z Walii, gdzie występował przez cztery sezony, i nie opuszcza czołowej dziesiątki bramkarzy z pięciu topowych lig europejskich, którzy w ostatnich pięciu latach obronili najwięcej strzałów. W obecnym sezonie tylko Joe Hart z Burnley wyłapał na Wyspach więcej uderzeń od Polaka. Oczywiście nie ma co się oszukiwać, takie liczby "Fabiana" w sporej mierze zależą od tego, że defensorzy drużyn, w których występuje, nie należą do światowej elity, ale dobrze o nim świadczy to, że skoro ma robotę, to wykonuje ją porządnie.
Fabiański uważa, że gdyby przeszedł do takiej ekipy jak West Ham od razu z Arsenalu w 2014 roku, to jego transfer nie zostałby odebrany tak pozytywnie jak teraz.
Tak, myślę, że trzeba się z tym zgodzić. Przed moim ostatnim sezonem w Arsenalu, gdy wygraliśmy FA Cup, moja sytuacja była jak sinusoida, nigdy nie była jednolita i nigdy tak naprawdę nie odcisnąłem na drużynie swojego piętna. Rozumiem, że przy moim nazwisku pojawiało się wiele znaków zapytania.
Jak powszechnie wiadomo, najważniejsza dla każdego piłkarza jest regularna gra. Mało którzy zawodnicy potrafią wchodzić na najwyższe obroty bez występowania w meczach, bo choć na treningach poziom jest oczywiście wysoki, szczególnie w czołowych klubach, to nic nie zastąpi spotkania o punkty. Tym bardziej w przypadku bramkarza, o którego występie często może decydować tylko jedna sytuacja.
Gdy grałem dla Arsenalu, jakoś raz na miesiąc, zawsze pojawiało się to przeczucie, że muszę się pokazać. Wtedy kończy się to dobrym meczem albo naprawdę fatalnym (z powodu presji). I to jest największa różnica. Teraz także jest presja, ale inna, bo skupiasz się na rzeczach, których ludzie od ciebie wymagają, a rzadziej na pokazywaniu się. Przechodzi się przez mecz płynniej.
Pamiętacie może, że gdy Fabiański odchodził ze Swansea, napisał wzruszający list pożegnalny, który obił się szerokim echem, bo był czymś rzadko spotykanym w dzisiejszej piłce. Tym bardziej że mówimy przecież o zawodniku, grającym w barwach "Łabędzi" wcale nie tak długo, bo przez cztery lata.
Jeśli mam być szczery, miałem dwie próby. Oczywiście jestem obcokrajowcem, więc nie wiem, czy było to poprawne pod względem gramatycznym. Napisałem list po raz pierwszy i nie czułem, żeby był odpowiedni.
Wszyscy ludzie, których spotkałem w Swansea, zasłużyli na respekt, który sami mi okazywali. To klub, który dał mi szansę - bramkarzowi w większości przypadków kwestionowanemu, komuś mającemu 29 lat i niebędącemu pierwszym wyborem od siedmiu lat.
Kolejna kwestia jest taka, że wszyscy ludzie, których tam spotkałem, byli bardzo uprzejmi w stosunku do mnie, nawet jeśli osiągaliśmy złe wyniki. Cztery lata, które tam spędziłem, były bardzo dobre, mój syn się tam urodził, więc chciałem okazać im szacunek.
Niektórzy oczywiście żartowali, bardziej lub mniej uszczypliwie, że Fabiański opuszczając spadające Swansea, przeszedł do kolejnego klubu walczącego o utrzymanie, jakim jest słabo spisujący się w bieżącym sezonie West Ham.
Bynajmniej. Jednak nie chcę, żeby to zabrzmiało, że przez moje doświadczenia ze Swansea jest mi wszystko jedno. Nie podniecam się słabym początkiem, tak samo jak nie podniecam się zwycięstwami z największymi zespołami. Dlatego nie panikowałem zbytnio, gdy przegraliśmy pierwsze cztery spotkania. West Ham to ekscytująca drużyna, która potrzebuje trochę czasu do wejścia na odpowiednie tory.
Tylko trochę długo im to zajmuje, bo z dziewięciu rozegranych meczów "Młoty" przegrały aż sześć, wygrywając tylko dwa. Jedno z nich to wygrana 3:1 z Manchesterem United, gdzie Fabiański popisał się kapitalną interwencją przy główce Marouane'a Fellainiego, ręką odbijając piłkę z linii bramkowej.
Cieszę się, patrząc na szczegóły tej interwencji, bo to było coś, nad czym pracowaliśmy na treningach i nie mówię tu tylko o samej paradzie. Mówię też o ruchu, który wykonałem przed interwencją. Dla przykładu, było dośrodkowanie i przy dośrodkowaniu starasz się ustawić w takiej pozycji, żeby dojść do niego jako pierwszy. Jeśli tego nie zrobisz, musisz postawić kolejny krok w pozycji umożliwiającej interwencję i wtedy musisz zatrzymać się w odpowiednim miejscu i w odpowiedniej odległości. Ostatni krok jest elementem zależnym od twojej bystrości, fizyczności i techniki. Ale wszystkie te wcześniejsze ruchy... musisz przeczytać całą sytuację.
Gdy patrzę wstecz do momentu, w którym zdecydowałem się na zamianę klubu (w 2014 - red.), wiem, że musiałem odejść. Musiałem iść do miejsca, w którym mogłem się ponownie odbudować i jestem szczęśliwy z powodu tego, jak wszystko się potoczyło. Ale jeśli powiem dzisiaj, że jestem z tego dumny, życie prawdopodobnie mnie ukarze. Nie ma strefy komfortu. Nadal trzeba ciężko pracować.