Vardy zasili ligowego rywala?
Dobrze wiemy, że teraz w okolicach King Power Stadium nikt nie myśli o transferach, ani nawet wynikach sportowych. Po sobotniej katastrofie helikoptera, w którym zginął prezes Leicester wraz z pięcioma innymi osobami, w tym jedną Polką, wszyscy mają w głowie tylko tę tragedię. Nie jesteśmy już jednak w stanie nic z tym zrobić, a wydaje się, że szef zza grobu sam chciałby, żeby jego zespół wziął się w garść i zaczął walczyć z powrotem o punkty i powrót do elity. Problem jednak w tym, że Lisy, zamiast prężnie działać na rynku transferowym przed styczniem, w poszukiwaniu jakichś nowych, ciekawych wzmocnień, są postrzegani jako padlina, na która już czekają wygłodniałe hieny. Na ich najlepszy kąsek już czai się ligowy rywal, który marzy sobie, by ich szeregi zasilił właśnie Jamie Vardy.
Według Daily Mirror, tym zainteresowanym jest Everton. The Toffees po wczorajszym spotkaniu z Manchesterem United tylko utwierdzili się w przekonaniu, że cierpią na chroniczny brak snajpera. Goli nie mogą przecież wiecznie strzelać Richarlison i Sigurdson, bo oni są też odpowiedzialni za inne sprawy. Sprowadzenie Vardy'ego miałoby rozwiązać ten problem. Według źródła Jamie miałby kosztować w okolicach 25 milionów funtów, co oczywiście jest jawną przesadą, ale nie możemy dziwić się, że tak jest. W końcu mamy do czynienia z transferem Anglika pomiędzy dwoma równorzędnymi klubami Premier League. Dlatego też wyżej wymieniony Richarlison, choć nie pochodzi z Wielkiej Brytanii, był swego czasu tak drogi.
Uważam jednak, że Everton, o ile faktycznie stara się o pozyskanie Vardy'ego, marnuje swój czas, a w późniejszym rozrachunku również pieniądze. Anglik nie jest nawet cieniem tego napastnika, który gwarantował Leicester City Mistrzostwo Anglii. Snajperów na jego poziomie to w Evertonie przecież mają. Sprowadzenie go wcale nie podniesie konkurencji i nikogo nie zmotywuje, a stworzy tylko niepotrzebne zamieszanie, z którego na pewno nie wyniknie to, o co przecież wszystkich na Goodison Park chodzi, czyli bramki.