Mistrz Anglii lepszy w hicie NFL. Po meczu Tottenham vs Manchester City
Dziesiątą kolejkę piłkarskich zmagań angielskiej ekstraklasy zamykało starcie czwartego w tabeli Tottenhamu z liderującym Manchesterem City. Na Wembley lepsi okazali się podopieczni Pepa Guardioli, którzy dzisiejszym zwycięstwem skompletowali londyńskiego pokera. The Citizens są pierwszym zespołem w historii Premier League, któremu udało się wygrać pięć spotkań z rzędu na terenie stolicy Anglii.
Składy:
Tottenham: Lloris – Trippier, Alderweireld, Sanchez, Davies – Dier (67’ Winks), Dembele (75’ Alli) – Sissoko, Lucas (81’ Eriksen), Lamela – Kane
Manchester City: Ederson – Walker, Stones, Laporte, Mendy – Fernandinho, David Silva (89’ Kompany), Bernardo Silva – Mahrez (90+2’ Gabriel Jesus), Aguero (71’ de Bruyne), Sterling
Przed rozpoczęciem spotkania oddano hołd poległym ofiarom z okazji Dnia Pamięci (Poppy Day) minutą ciszy. Następnie obie drużyny przeszły do grania w futbol ameryk….w piłkę nożną.
Tak wyglądała dzisiaj murawa Wembley, a właściwie to, co zostało z niej po wczorajszym meczu NFL.
Pierwsze przyłożenie trafienie do siatki zobaczyliśmy już w szóstej minucie spotkania. Ederson, niczym najlepszy quarterback wznowił grę od własnej bramki. Długie podanie przejął Sterling, który ograł Kierana Trippiera jak dziecko i wyłożył piłkę do niepilnowanego Riyada Mahreza. Algierczyk dopełnił formalności i zadedykował trafienie ofiarom sobotniej katastrofy helikoptera właściciela Leicester City. Nie dziwota, w końcu był z tym klubem związany przez sporą część swojej kariery.
Mahrez goal vs spurs 1-0 pic.twitter.com/jWN0okmozE
— zwode (@zwode_) 29 października 2018
Z reguły w futbolu amerykańskim po przyłożeniu dostaje się szansę podwyższenia wyniku za dwa następne punkty. City takiej szansy nie dostało, natomiast bardzo szybko postanowiły odpowiedzieć Koguty. Strzał Harry’ego Kane’a poszybował nad poprzeczką. Wczoraj zaliczonoby drop goala, dzisiaj niestety żadnych punktów nie było.
The Citizens w związku ze stanem boiska nie mogli koronkowo rozgrywać akcji krótkimi podaniami po ziemi. Nie było takiej wymiany piłek, podczas której futbolówka nie podskakiwałaby na każdej nierówności.
Mimo, że spotkały się ze sobą dwa zespoły z czuba tabeli, tempo meczu nie porwało nas zbytnio. Szansę na podwyższenie wyniku miał Mahrez, lecz jego strzał przy bliskim słupku zatrzymał Lloris. Z kolei wyrównać mógł Harry Kane. Angielski snajper stając oko w oko z Edersonem…nie oddał strzału. Widać wyraźnie, że z napastnikiem Tottenhamu jest coś nie tak. Wydaje się być ospały, mniej dynamiczny, wyeksploatowany ciągłymi występami w pełnym wymiarze czasowym.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie. Gospodarze próbali zdobywać jak najwięcej jardów długimi podaniami, za każdym razem jednak Laporte i Stones przejmowali je, wybijając głową przed siebie. Dziesięć minut po zmianie stron City powinno prowadzić 2:0. Po świetnej akcji Silva-Silva ten hiszpański źle przyjął piłkę, przez co nie skierował jej do bramki. Chrapkę na swoje jubileuszowe, 150. trafienie w Premier League. Niestety dla mnie, posiadającego Argentyńczyka w składzie FPL z opaską kapitana, jedyna na co było go stać to strzał prosto w Llorisa po przełożeniu rywala do lewej nogi i uderzenie piłki z powietrza. Na więcej nie pozwolił mu Guardiola, który w jego miejsce wpuścił Kevina de Bruyne, chcąc jak najszybciej oswoić powracającego po kontuzji Belga z rytmem meczowym.
Zmianami ofensywnymi reagował Pocchettino, jednak Eriksen i Alli niewiele wnieśli do gry Kogutów. Obywatele przez ostatnie 20 minut kontrolowali przebieg spotkania, przez dużą część czasu utrzymując się na połowie rywala, oddalając tym samym zagrożenie własnej bramki. Zgodnie z przewidywaniami Adriana Kozioła, przypominało to trochę mecz pierwszej kolejki między City, a innym londyńskim zespołem – Arsenalem. Tam wymiar kary był jednak nieco większy (2:0 dla Citizens). Goście podobnie jak na inaugurację sezonu zdobyli gola w pierwszej połowie, natomiast ich przeciwnicy nie potrafili wykorzystać ich błędów w obronie. Pan Kevin Friend nie mógł pozwolić Tottenhamowi próbować odrabiać strat w nieskończoność, więc po upływie doliczonego czasu zakończył to spotkanie.
City powraca na fotel lidera, wyprzedzając Liverpool bilansem bramkowym. Mistrzowie Anglii z uwagi na fatalny stan boiska nie mogli zaprezentować nam swojego najlepszego futbolu, lecz jedna porządna akcja na początku meczu wystarczyła by zainkasować dziś 3 punkty.
Tottenham po tej porażce spada za Arsenal, na piąte miejsce w tabeli. Prócz Llorisa, który kilka razy ratował skórę gospodarzom, mało kto zasłużył na wyróżnienie. Dzisiejszy hit zamykający dziesiątą kolejkę miał być smakowitym deserem, a okazał się lekkim zakalcem.