Na podwieczorek kompot z Wisienek
Jedenasta kolejka Premier League miała zostać rozpoczęta od starcia zespołów, których forma nie wygląda tak, jak mogliśmy się tego spodziewać. Problem w tym, że jedna ekipa gra znacznie ponad swoje możliwości, a druga zdecydowanie zawodzi. Bournemouth, które przecież nie dysponuje nie wiadomo jakim składem, radzi sobie świetnie w tym sezonie, a Eddie Howe tylko pokazuje, że za cuda nie był odpowiedzialny tylko Jezus. W tym starciu faworytem były więc Wisienki, choć nie można było skreślać powracającego do formy Manchesteru United.
Czerwone Diabły i tak same siebie zaczęły powoli skreślać w pierwszych minutach spotkania. Gospodarze byli od nich bowiem znacznie lepsi, co przyklepali golem zdobytym przez Wilsona. Po stałym fragmencie gry defensywa gości kompletnie się zdezorganizowała i kiedy piłka wróciła w pole karne, mogło ją do bramki wbić ze czterech niekrytych piłkarzy Bournemouth, choć ostatecznie zrobił to wyżej wymieniony Anglik. Czerwone Diabły nieudolnie próbowały atakować i raz udało im się to zrobić w przyzwoitym stylu. To wystarczyło, by piłkę do siatki wbił Anthony Martial. Francuz ostatnio sam wygrywa dla United mecze i w zasadzie nie mam nic przeciwko. Brakuje mi serca, żeby go bardziej kochać.
W drugiej połowie zobaczyliśmy dwa kompletnie inne zespoły. Wisienki były jakieś takie zdezorientowane, a Manchester wyszedł na boisko jak po swoje. Czerwone Diabły kilka razy mogły objąć prowadzenie. Najpierw sytuacji sam na sam z Begoviciem nie popisał się Shaw, którego i tak należy pochwalić za podłączenie się do akcji. Potem w poprzeczkę trafił Young, a z najbliższej odległości w Ake kopnął Rashford. Decydującego gola strzelił właśnie młody Anglik, który zachował niezwykły spokój w zamieszaniu w polu karnym, przeczekał Smitha i wbił piłkę obok bezradnego Begovicia.
To był bardzo dobry mecz dla neutralnego widza. Działo się wiele, oba zespoły prezentowały ofensywny, choć momentami nieudolny styl gry. Spotkanie oglądało się jednak ciekawie. Dodatkowo, jeśli jest się fanem Czerwonych Diabłów, można z dużym optymizmem patrzeć w przyszłość. Jeśli Mourinho uświadomi piłkarzom, że muszą tak grać przed 90 minut, a nie jedynie 45, to jest nawet szansa na wskoczenie do pierwszej czwórki. Tylko najpierw trzeba to wytłumaczyć piłkarzom.