Podsumowanie jedenastej kolejki Premier League
Jedenasta kolejka Premier League zapowiadała się naprawdę dobrze. Po raz kolejny w tym sezonie ostawaliśmy bowiem serię spotkań z ligowym szlagierem. Tym razem uraczyć nas chciaco starciem Arsenalu z Liverpoolem, czyli dwóch ekip, które po Manchesterze City oczywiście grają najefektowniejszy futbol na Wyspach. Poza tym czekały nas jeszcze inne ciekawe boje. Wisienki podejmowały chociażby Manchester United i to one były w tym meczu faworytem, a takie Wilki gościły Tottenham. Miało zadziać się naprawdę wiele, ale czy faktycznie tak było? Czy Arsenal znów strzelił kapitalną zespołową bramkę? A może Mo Salah wygrał mecz w pojedynkę i zasłużył sobie tym samym na kolejną, kompletnie niepodobną do siebie rzeźbę? Przekonajmy się. Zapraszam.
Piłkarską sobotę rozpoczął nam mecz Bournemouth z Manchesterem United. Czerwone Diabły w poprzednich latach przyjeżdżały na Vitality Stadium w roli faworyta, ale nie tym razem. Obecnie to Wisienki są wyżej w tabeli i to im wróżono lepszy wynik. Eddie Howe nie zamierzał jednak lekceważyć swojego rywala, który ewidentnie wychodzi, powoli, bo powoli, ale jednak, ze swojej przeciętności. Tego nie było jednak widać w pierwszych minutach. Bournemouth było zwyczajnie lepsze i udokumentowało to nawet bramką. Każdy zawodnik Manchesteru United zgubił krycie w polu karnym i piłkę do bramki, po płaskim dośrodkowaniu mogło wbić ze czterech zawodników Wisienek, ale ostatecznie dokonał tego Wilson. Choć Manchester był bardzo niemrawy, zdołał wyrównać za sprawą Martiala. W drugiej połowie Czerwone Diabły wyszły kompletnie odmienione i zdewastowały gospodarzy. Spokojnie mogły wygrać to spotkanie nawet 4-1, ale ostatecznie udało się wcisnąć raptem jednego gola i to w końcówce. Jakie są wnioski po tym spotkaniu? Z Martialem do czołowej czwórki. Bez niego co najwyżej środek tabeli.
Wieczorem tego dnia dostaliśmy hit kolejki. Niby powinien być on na koniec, żebyśmy wygłodniali na niego wyczekiwali, ale nie mogliśmy narzekać, że był już tego dnia. Tym bardziej, że miało dziać się naprawdę sporo. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, ale trzeba jasno stwierdzić, że to Kanonierzy przeważali, a Aubameyang robił z młodym Alexandrem – Arnoldem na lewej flance co chciał i jeszcze troszkę więcej. Mimo to, zespołem, który objął prowadzenie był Liverpool. The Reds zrobili to dopiero w drugiej połowie za sprawą świetnego uderzenia Milnera, który po raz kolejny znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Takiego wyniku nie mógł jednak przeboleć Lacazette, który na kilka minut przed końcem wyrównał stan gry. Trzeba też nadmienić, co w tym spotkaniu wyczyniał Van Dijk. Holender czyścił wzorowo w defensywie, czasem rozegrał, a ze dwa razy to mógł nawet strzelić gola. Był wszędzie i wszystko robił dobrze. Ten gość chyba naprawdę był wart tych rekordowych pieniędzy.
Jeszcze w sobotę, o bardzo nietypowej jak na Premier League porze, Wilki podejmowały Tottenham. Trudno było wskazać faworyta w tym spotkaniu, choć to goście są wyżej w tabeli. Wolverhampton też zalicza przyzwoity sezon, a poza tym mecz rozgrywano na ich obiekcie. Pierwsze minuty kompletnie nie pokazywały jednak, by beniaminek czerpał jakiekolwiek korzyści ze swojego boiska. Już po pół godzinie gry Wilki przegrywały 2-0, a w drugiej połowie ukąsił ich jeszcze Harry Kane brameczką na 3-0. Większość zespołów ewidentnie by się podłamała i prawdopodobnie grała już tylko na ostatni gwizdek. Nuno Espirito Santo nie byłby jednak w stanie wpuścić do szatni piłkarzy, którzy tak potraktowaliby mecz. W związku z tym Wilki walczyły do ostatniego gwizdka i strzeliły nawet dwie bramki, obydwie po karnych, ale nie udało im się wyrównać, choć miały na to szanse. To przestroga dla Mauricio Pochettino. Nawet wynik 3-0 nie upoważnia do tego, by już wylatywać sobie w myślach do Madrytu, bo ktoś zaraz sprowadzi cię brutalnie na ziemie.
Niedzielne granie rozpoczął Manchester City, który podejmował Southampton. W składzie świętych oczywiście próżno było szukać Janka Bednarka, który po raz kolejny nie znalazł się nawet na ławce. Widocznie Mark Hughes wystawia go jedynie w spotkaniach z Chelsea. Niewykluczone jednak, ze od przyszłej kolejki się to zmieni, bo to, co pokazała defensywa Świętych, to jawny kryminał. Manchester City zwyciężył 6-1, a wchodził w obronę gości z większą łatwością niż bimberek wujka na weselu jego córki w Twoje gardło. Momentami wyglądało to aż zabawnie, bo Święci autentycznie nie potrafili zrobić nic, choć Obywatele nawet niespecjalnie się starali. Po tym spotkaniu nie koronowałbym tak szybko Manchesteru City, choć niektórzy stwierdzili, że po takim spotkaniu już należy to zrobić. Katastrofalnie zagrał Southampton. Gdyby bronił inny zespół to trzy czwarte tych zagrań nie skończyło by się bramkami. Nawet Lech Poznań w obecnej dyspozycji mógłby przegrać niżej.
Ostatnim istotnym spotkaniem tej kolejki było starcie Chelsea z Crystal Palace. Spodziewaliśmy się, że Chelsea wygra ten mecz, choć od początku zaskoczył nas Sarri, który zdecydował się nie wystawiać Edena Hazarda w pierwszym składzie. Po pół godzinie gry bramkę zdobył Alvaro Morata, co jeszcze do niedawna byłoby kolejnym zaskoczeniem, ale teraz już nie jest. Hiszpan jest w dobrej formie, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Sarri to cudotwórca. Choć Orłom udało się wyrównać, na prowadzenie gospodarzy wyprowadził znowu ich hiszpański napastnik. Strzelanie zakończył jego rodak Pedro. To bardzo ważny mecz dla Chelsea. Dlaczego? Pokazała, że może wygrać w świetnym stylu bez Hazarda, gdyż ciężar gry potrafią wziąć na siebie inni, a odpowiedzialność strzelania goli udźwignie nawet Morata. Jeszcze nie tak dawno, to zdanie powiedziane na głos, byłoby żenującym żartem. Dziś to rzeczywistość.
Co działo się na innych stadionach. Bardzo przyjemny dla nas i nawet dla Łukasza Fabiańskiego meczyk rozegrał się na London Stadium. West Ham wygrał aż 3-2 z Burnley po bardzo interesującym widowisku. Co ciekawe wygrało też Newcastle, które tym wynikiem wyrwało się ze strefy spadkowej. Na jej dno spadło za to Fulham, które przecież miało być rewelacją tylko nieco mniejszą od Wolverhampton.