Simon Mignolet na celowniku francuskiego klubu
Liverpool i dobry bramkarz - zestawienie tych dwóch określeń przez ostatnie kilka sezonów było mniej więcej tak dopasowane, jak "Cristiano Ronaldo i skromność" albo "Wisła Kraków i płynność finansowa". Wszystko zmieniło się tego lata, kiedy na Anfield zawitał Alisson - jeden z najlepszych golkiperów na świecie. Stało się jasne, że w podstawowym składzie zabraknie miejsca dla Lorisa Kariusa i Simona Mignoleta. Piłkarza ostatniego finału Ligi Mistrzów w Liverpoolu już nie ma, a wszystko wskazuje na to, że dni Belga nad Merseyside również są policzone.
Jak donosi brytyjski portal "Mirror.co.uk", Mignolet jest w kręgu zainteresowań menadżera OGC Nice - Patricka Vieiry. Trener zespołu z Nicei nie jest zadowolony z postawy swoich 2 bramkarzy - Francuza Yoana Cardinale oraz Argentyńczyka Waltera Beniteza. Szuka dla nich zastępstwa. Kandydatem numer 1 miałby być właśnie Belg. Pytanie, czy aby na pewno podniesie jakość rywalizacji, bo patrząc na jego grę w Liverpoolu, mam pewne wątpliwości.
Jednak odkładając złośliwości na bok - Francuzi nie powinni mieć problemu ze zrealizowaniem tej transakcji. Co prawda, kontrakt Mignoleta wygasa dopiero w czerwcu 2021 roku, ale działacze Liverpoolu na pewno nie będą chcieli go zatrzymywać za wszelką cenę. Warto zaznaczyć, że to jest gość, który w bieżącym sezonie zagrał tylko w jednym meczu (przeciwko Chelsea, w EFL Cup), a w trakcie zeszłych rozgrywek przegrał rywalizację z LORISEM KARIUSEM. To chyba mówi wszystko o jego przydatności dla zespołu.
Automatycznie nasuwa się pytanie: czy ewentualny transfer Belga zmieni coś w sytuacji Kamila Grabary?
W końcu Polak jest obecnie trzeci w hierarchii bramkarzy na Anfield. Moim zdaniem, wciąż tak pozostanie, bez względu na transfer 30-letniego Belga. Jeśli Mignolet odejdzie, Liverpool prawdopodobnie będzie rozglądać się za doświadczonym bramkarzem, który gwarantuje pewien poziom i pogodzi się z rolą rezerwowego (tak jak to uczyniły przed tym sezonem Manchester United czy Chelsea).
Na debiut Polaka w pierwszej drużynie "The Reds" będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.