Na Stamford Bridge zabrakło tylko (i aż) goli!
Mecz pomiędzy Chelsea a Evertonem miał zadatki do bycia meczem ciekawym. Spotkanie było dynamiczne, nie brakowało pomysłów na grę, kreatywności, jakości Edena Hazarda. Zabrakło sytuacji bramkowych i samych w sobie goli.
Składy:
- Chelsea: Kepa - Azpilicueta, Rüdiger, Luiz, Alonso - Kante, Jorginho (64. Fabregas), Kovacić (82. Barkley) - Willian (68. Pedro), Morata, Hazard
- Everton: Pickford - Coleman, Keane, Mina, Digne - Gomes, Gueye - Walcott, Sigurdsson (76. Jagielka), Bernard (64. Lookman) - Richarlison (89. Calvert-Lewin)
Najważniejszymi zawodnikami w pierwszej połowie byli skrzydłowi. Zadanie mieli proste – skonstruować fajną akcję, która miałaby zakończyć się golem. Mission failed. Richarlison był pilnowany przez defensywę Chelsea FC, Willian często tracił piłkę, natomiast Hazard na początku był mało widoczny. Już od początku spotkania tempo było dość wysokie. W 7. minucie zrobiło się niebezpiecznie pod bramką „The Blues”, gdy w polu karnym przy piłce był Richarlison. Młody talent został jednak wypchnięty przez swojego rodaka, Davida Luiza, poza pole karne, a następnie stracił futbolówkę.
Z kontry szczęścia próbowało Chelsea. Willian miał całkiem dużo miejsca na skrzydle. Chciał przerzucić piłkę w stronę Edena Hazarda, ale ta poleciła daleko za pole gry. Chwilę później po raz kolejny, w bardzo głupi sposób, piłkę stracił nikt inny jak Willian. Rajd 30-latka został zatrzymany przez Lucasa Digne, który nie po raz ostatni ratował Everton przed atakami londyńskich skrzydeł.
W kolejnych minutach Chelsea dominowała, ale najzwyczajniej w świecie brakowało jej dokładności, co było spowodowane wysokim tempem, w którym niektórzy piłkarze się nie odnajdywali. Straty notowali głównie Alvaro Morata i Willian. Ofensywę „The Blues” na jakimś tam poziomie utrzymywał jedynie Eden Hazard. Mecz trochę nudził, a sam fakt, że Chelsea była najbliżej gola po rzucie wolnym, świadczy o tym, iż brakowało sytuacji bramkowych. Pod koniec zrobiło się ostrzej, co spowodowało, że w przeciągu 10 minut sędzia po żółty kartonik sięgał aż trzykrotnie. Ukarani zostali Yerry Mina, Jorginho oraz Richarlison. Po pierwszej połowie mieliśmy bezbramkowy remis.
Początek drugiej połowy był już znacznie ciekawszy. Ożywił się zdecydowanie Eden Hazard, a "The Blues" było bardzo bliski bramki po dość dziwnej akcji. Belg wbiegał w pole karne, oddał strzał, był rykoszet, a Jordan Pickford był zmuszony do interwencji. Ponadto golkiper Evertonu musiał uważać na próbującego przejąć piłkę w locie Alvaro Moratę.
Marcos Alonso w 70. minucie próbował szczęścia na lewym skrzydle, nieźle szarżował, ale finalnie wypadł z futbolówką poza boisko. Chwilę później Everton wywalczył rzut rożny. Dośrodkowywał Digne, ale futbolówka poleciała za pole karne. W 85. minucie „The Blues” po raz kolejny mieli groźną sytuację. Po raz kolejny z rzutu wolnego. Znowu minimalnie niecelnie. W 88. minucie problemy zdrowotne miał Richarlison, a uraz był do tego stopnia poważny, że skrzydłowy musiał opuścić murawę. Najprawdopodobniej nabawił się kontuzji związanej z pachwiną.
Końcówka była bardzo trudna dla Chelsea FC. Głównie atakowali, ale Everton cofnął się do defensywy i dopuszczał swoich przeciwników do żadnych sytuacji. Finalnie mecz zakończył się rezultatem 0:0, a pochwalić należy Edena Hazarda i Marco Alonso. Grali bardzo dynamiczny futbol, byli motorami napędowymi swojej drużyny. Belg po raz kolejny pokazał, że jest naprawdę wartościowym zawodnikiem, który zasługuje na grę w lepszej drużynie. Jeśli chodzi o Everton, najlepiej spisywał się Digne, który doskonale radził sobie zarówno w defensywie jak i w ofensywie. Warto pochwalić również Pickforda, który bardzo dobrze bronił „The Toffies” przed atakami gospodarzy. Rozczarował zdecydowanie niewidoczny Richarlison, zawiódł też Alvaro Morata. Hiszpan był zdecydowanie w cieniu Hazarda.