Chelsea wygrała, ale że nie było nic do oglądania, to chociaż sobie przeczytaj
Niedzielne granie w Premier League inaugurowała nam Chelsea, która podejmowała u siebie Fulham. Stamford Bridge de facto lezy w dzielnicy Fulham, więc mieliśmy do czynienia z bardzo bliskimi derbami. Wyjątkowo zawziętej atmosfery próżno było jednak szukać, ponieważ The Blues byli wyraźnym faworytem, a poza tym na ich stadion wracał były menedżer zespołu, Claudio Ranieri, którego witano z należytym szacunkiem. Otoczka była więc bardzo spokojna i kulturalna, jak na niedzielny obiadek przystało. Jak za to było na boisku?
Podobnie, a przynajmniej w pierwszej połowie. Goście pokazali dlaczego są na ostatnim miejscu w tabeli, już w pierwszych minutach tracąc głupią bramkę. Kante odebrał piłkę jeszcze na połowie rywala, następnie pociągnął ją ze sobą kilkanaście metrów, podał na skrzydło do Pedro, który wziął na zamach jednego z obrońców i z prostej pozycji posłał piłkę obok Sergio Rico. Później Chelsea miała jeszcze kilka sytuacji, blisko strzelenia gola był chociażby Olivier Giroud, ale oczywiście mu się to nie udało. W ataku Fulham nie istniało.
W drugiej części gry coś robić pożytecznego w ataku zaczęło Fulham. The Cottagers mieli kilka okazji, ale zawsze na wysokości zadania stawał Kepa. Te niewykorzystane sytuacje powinny się zemścić za sprawą Alvaro Moraty, ale Hiszpan przestrzelił nad bramką z odległości 5 metrów. Na usprawiedliwienie napastnika trzeba powiedzieć, że była to niewygodna piłka zawieszona na wysokości kolana, aczkolwiek z takiej odległości to bramkę strzelić trzeba nawet tyłkiem. Prowadzenie zwiększył za to Ruben Loftus - Cheek, który wykończył kapitalna zespołową akcję, której nie powstydziłby się Arsenal. Klepka siedziała, a piłeczka latała jak w pinballu, ale za każdym razem w odpowiednie miejsce, czego nie zmarnował młody Anglik.
Jak można posumować ten mecz? Dostaliśmy dokładnie to, czego należało się spodziewać, a jeśli ktoś właśnie z obawy przed nudą zdecydował się tego spotkania nie oglądać, to zrobił bardzo dobrze. Familiada na pewno nie była mniej ciekawa, chociaż momentami obrona Fulham to też był niezły żart.