Salah w pojedynkę demoluje Bournemouth
Są czasem takie mecze, które zapowiadają się bardzo interesująco, jednak jak przychodzi co do czego, oglądamy bardzo jednostronne widowisko. Dokładnie tak było z dzisiejszą potyczką pomiędzy Bournemouth a Liverpoolem. Niepokonany wicelider tabeli gości na stadionie rewelacji obecnego sezonu Premier League. Obie drużyny znane są z tego, że lubią grać szybko i ofensywnie. I co? 4:0 dla Liverpoolu, totalna demolka i to osiągnięta w trybie ekonomicznym.
Składy:
Bournemouth: Begovic - Daniels (83' Rico), Ake, Cook, Francis - Lerma, Surman, Stanislas (83' Mings), Brooks (65' Mousset) - Fraser, King.
Liverpool: Alisson - Milner, Matip, van Dijk, Robertson -Fabinho Wijnaldum, Keita (65' Lallana)- Shaqiri (65' Mane), Salah, Firmino (81' Henderson)
Pierwszy kwadrans meczu był tak interesujący, jak wykłady z filozofii na krakowskim AWF-ie. Niby przewagę miał Liverpool, ale w sumie niewiele z tego nie wynikało. Najciekawszym momentem tej części meczu był kiks Mohammeda Salaha po świetnym prostopadłym podaniu Xherdana Shaqiriego. Na szczęście w kolejnych fragmentach tego spotkania było o wiele lepiej.
W 23. minucie obudzili się gospodarze: po kapitalnej akcji kombinacyjnej Junior Stanislas wyprowadził Davida Brooksa na czystą pozycję, jednak czujność zachował Alisson, który obronił strzał młodego Walijczyka. Nie minęły 3 minuty i mieliśmy bramkową odpowiedź ze strony Liverpoolu. Firmino mocno uderzył z dystansu, Begović wypluł piłkę przed siebie, dopadł do niej Salah i bez problemu umieścił ją w siatce. Problem w tym, że bramka nie powinna zostać uznana, bo Egipcjanin w momencie oddawania strzału przez Brazylijczyka był na pozycji spalonej. Niestety musimy przetrwać jeszcze ten sezon bez VAR-u w Premier League. Do końca pierwszej połowy nie wydarzyło się już nic godnego uwagi - mecz był toczony w niezłym tempie, ale brakowało konkretów z obu stron.
Druga część meczu zaczęła się od mocnego uderzenia ze strony "The Reds". Fatalny błąd popełnił Cook, Firmino podał do Salaha, a ten po krótkim rajdzie precyzyjnym strzałem po długim rogu nie dał szans Begociviowi. Liverpool jednak absolutnie nie zamierzał na tym poprzestać. 10 minut później mieliśmy już 3:0. Dośrodkował z lewej strony Robertson, a Cook strzelił chyba najbardziej efektownego samobója weekendu - stojąc tyłem do bramki skierował futbolówkę podudziem obok bezradnego bramkarza "The Cherries" . Ogólnie stoper Bournemouth rozgrywał dzisiaj tragiczne spotkanie, bo maczał palce również przy 4 bramce, kiedy został wyprzedzony przez Salaha, który położył na ziemi chyba całą defensywę i skierował piłkę do pustej bramki. 4:0, totalny nokaut.
Dzięki temu zwycięstwu Liverpool awansował na pozycję lidera (przynajmniej do 20:30, kiedy swój mecz skończy Manchester City) i udowodnił, że absolutnie nie rzuca rękawicy w walce o mistrzostwo Anglii. A Bournemouth? W kolejnym meczu z rywalem z TOP 6 pokazali, że 7. miejsce to dla nich cel maksimum na ten sezon.