Alisson mógł grać w europejskim gigancie jeszcze kilka lat temu
Po spotkaniu z Napoli Jurgen Klopp nie byłby sobą, gdyby w szale radości nie uraczył nas jakimś ciekawym komentarzem. Tym razem Niemiec stwierdził, że Alisson udowodnił swoją klasę do tego stopnia, że ten chętnie zapłaciłby za niego dwa razy tyle, gdyby wcześniej wiedział, jak dobry będzie. Brazylijczyk zasłużył sobie na takie pochwały przede wszystkim kapitalną interwencją przy strzale Arka Milika w samej końcówce meczu. Ta parada dała The Reds awans. Oczywiście to nie jedyny świetny mecz tego golkipera w tym sezonie, bo można tak powiedzieć w zasadzie o każdym jego spotkaniu. Gra w europejskiej czołówce mu służy, ale jak się okazuje, już od dawna mógł w niej być i gdyby trzy lata temu podjął inną decyzję, moglibyśmy nie tylko nie mieć Brazylijczyka w Liverpoolu, ale również Polaka w Juventusie.
O co chodzi? "Daily Mail" zdradziło bowiem, że w 2015 roku dostał on ofertę od Juventusu. Już wtedy interesowała się nim Roma, ale miała w składzie już limit piłkarzy spoza Unii Europejskiej. Stara Dama miała jeszcze na takowego miejsce, więc chciała wzmocnić się właśnie Brazylijczykiem. Ówczesnemu klubowi Alissona, Internacionalowi oferowano 8 milionów euro, na które wtedy przystano, ale sam piłkarz nie wydał zgody na transfer. Nie chciał być bowiem rezerwowym przy Buffonie, bo wiedział, że nie będzie grał za dużo.
Ostatecznie rok później ściągnęła go Roma za dokładnie taką samą kwotę, jaką proponował Juventus 12 miesięcy wcześniej. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że Alisson odmówił transferu do wielkiego klubu, bo nie chiał czuć się gorszy od w zasadzie chodzącej legendy bramkarstwa, a w Rzymie i tak wyjaśnił go Wojtek Szczęsny, który wygrywał z nim rywalizację, dopóki bronił barw Giallorossich. Oczywiście po roku dał mu spokój, bo Juve w poszukiwaniu następcy Buffona ostatecznie sięgnęło właśnie po Polaka. Do tego transferu mogłoby jednak wcale nie dojść, bo przecież gdyby Stara Dama miała na stanie Alissona, który już wtedy na pewno przejawiał spore pokłady talentu, to na Szczęsnego nawet by nie spojrzała. Wojtek pewnie do dziś broniłby barw Rzymian, chyba że Jurgen Klopp po straceniu cierpliwości do Kariusa o ratunek poprosiłby właśnie jego.