Obrońca tytułu się nie zatrzymuje - echa półfinału EURO U-21 Niemcy vs Rumunia

Po dwudniowej przerwie wróciliśmy na boiska we Włoszech, gdzie młodzieżowe mistrzostwa Europy weszły w decydującą fazę turnieju. Dzisiaj na stadionie w Bolonii poznaliśmy pierwszego finalistę. Rumuni to rewelacja tegorocznych rozgrywek, ale w starciu z obrońcami tytułu nie mieli już zbyt wiele do powiedzenia. Niemcy zwyciężyli 4:2, ale wynik totalnie nie oddaje wydarzeń z dzisiejszego popołudnia.  

NIEMCY: Alex Nuebel - Lukas Klostermann, Jonathan Tah, Timo Baumgartl, Maximilian Mittelstadt - Maxi Eggestein (88' A. Maier), Florian Neuhaus (79' L. Nmecha), Mo Dahoud (90+3' R. Koch), Levin Oeztunali - Luca Waldschmidt, Nadiem Amiri

RUMUNIA: Ionuț Radu - Cristian Manea, Ionuț Nedelcearu, Alex Pașcanu, Florin Ștefan - Tudor Băluță, Alexandru Cicâldău (69' A. Ciobanu), Dennis Man, Ianis Hagi, Andrei Ivan (55' F. Coman) - George Pușcaș (87' A. Petre)

Na trybunach obiektu miejscowej Bolognii rysowała się wyraźna przewaga po stronie Rumunów, kibice zdecydowanie byli dwunastym piłkarzem Rumunii. Piłkarze, odczuwając ten optymizm w sektorach stadionu, żwawo rozpoczęli to spotkanie. Ponownie nie przestraszyli się bardziej utytułowanych, popularniejszych rywali i od początku próbowali dyktować swoje warunki gry. To co nie było zaskakujące, to fakt, że Ianis Hagi nie zawiódł, grał pierwsze skrzypce i był głównym motorem napędowym akcji ofensywnych. Ten turniej utwierdził nas w przekonaniu, że naprawdę coś przejął w genach od swojego ojca, Gheorge'a. Niemcy nie do końca potrafili dostosować się do warunków panujących w Bolonii. W momencie rozpoczęcia spotkania, termometry pokazywały blisko 40 st. C! Upał doskwierał na tyle mocno, że sędzia zarządził przerwę na uzupełnienie płynów zaledwie po upłynięciu kwadransa meczu. 

Przerwa bardzo mocno przysłużyła się naszym zachodnim sąsiadom, którzy momentalnie się ożywili i efektem był gol zaledwie po pięciu minutach od wznowienia gry. Trener Stefan Kuntz miał przeczucie, by postawić od pierwszej minuty na Nadiema Amiriego. Napastnik Hoffenheim odwdzięczył się za zaufanie poprzez podjęcie decyzji o indywidualnym rajdzie i uderzenie zza pola karnego. Z przebiegu meczu to Rumuni byli bliżsi objęcia prowadzenia, ale jak pamiętamy - piłka nożna nie zawsze jest sprawiedliwa. Formalni goście tego meczu nie przejęli się tym jednorazowym zrywem i nadal grali zgodnie z tym, co zostało przedstawione w przedmeczowych założeniach.

Pomocną dłoń w kierunku rywali wyciągnął Timo Baumgartl. Stoper na co dzień reprezentujący barwy VfB Stuttgart bezpardonowo wszedł w nogi przeciwnika, a pech chciał, że całe starcie miało miejsce w polu karnym Niemców. Sędzia nie miał wyboru i podyktował słuszny rzut karny dla Rumunii. Do piłki podszedł George Puskas i zaledwie po sześciu minutach nastąpiło wyrównanie stanu rywalizacji. Wydawało się, że oba zespoły zejdą do szatni z remisem na tablicy wyników, ale strzelec pierwszego gola dla Rumunii miał zupełnie inny pomysł na końcowe fragmenty pierwszej połowy. Napastnik Palermo totalnie został zgubiony z radarów obrony, bo obaj stoperzy byli zbyt skupieni na dośrodkowywanej piłce, a nie na tym co dzieje się w ich strefie boiska. Snajper znalazł więc lukę w ustawieniu i strzałem głową wyprowadził swój zespół na prowadzenie. 

Druga połowa fatalnie rozpoczęła się dla drużyny prowadzącej. Ianis Hagi, który do tej pory był ze wszech miar chwalony, zachował się skrajnie nieodpowiedzialnie i sprokurował rzut karny dla Niemców. Cała sytuacja budziła trochę kontrowersji, bo trudno było ocenić to, w którym miejscu był faulowany pomocnik Borussii Dortmund, Mahmoud Dahoud. Sędzia uznał, że faul miał miejsce w polu karnym i Luca Waldschmidt doprowadził do remisu po pewnie wykonanym rzucie karnym. Niemiec pokazał, że nieprzypadkowo zajmuje miejsce lidera na liście najskuteczniejszych strzelców całego turnieju. Druga połowa ogólnie charakteryzowała się mniejszą intensywnością, bo do głosu dochodziło zmęczenie widoczne w szeregach obu drużyn. Na pierwszy plan wysunęła się wyższa kultura gry, a pod tym względem wyróżniała się reprezentacja Niemiec. Wszyscy cierpliwie czekali na końcowy gwizdek arbitra i na zarządzenie dogrywki. Piłkę meczową miał Waldschmidt, ale napastnik Freiburga fatalnie skiksował w ostatnich minutach meczu. Trzeba jednak uściślić, że Niemcy urządzili sobie konkurs fatalnie przestrzelonych strzałów. Tą rywalizację w cuglach wygrał Lukas Nmecha, bo rezerwowy nie miał żadnego usprawiedliwienia na to pudło, którym popisał się tuż po wejściu na boisko. 

Tuż przed doliczonym czasie gry nastąpił kolejny nieoczekiwany zwrot akcji, który zdecydowanie ułożył końcówkę. Niepotrzebny faul pod polem karnym Rumunów i Luca Waldschmidt fenomenalnie uderzył ze stojącej piłki. Szybko zrehabilitował się za wpadkę, którą popisał się chwilę wcześniej. Od tego momentu totalnie rozsypała się konstrukcja Rumunii, a Niemcy wrzucili wyższy bieg. Już w doliczonym czasie gry Alex Pașcanu wziął przykład ze swojego partnera i również zaatakował rywala niezgodnie z przepisami. Co gorsza był ostatnią instancją i był zmuszony przedwcześnie udać się do szatni po otrzymaniu czerwonej kartki. Wynik spotkania ustalił ten, który rozpoczął całą strzelaninę w Bolonii czyli Nadiem Amiri. Danie główne dzisiejszego wieczora dopiero przed nami, ale trzeba przyznać jedno - to była bardzo smaczna przystawka. Przyjemnie obserwowało się poczynania Rumunów, ale konkretniejsi okazali się Niemcy, którzy drugi raz z rzędu meldują się w finale mistrzostw Starego Kontynentu tej kategorii wiekowej. 

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94