Nie chcemy mieć Turcji w grupie - echa meczu Francja - Turcja
Kiedy Senol Gunes został po raz drugi w swojej karierze selekcjonerem reprezentacji Turcji, wielu obserwatorów zadawało sobie pytanie, czy to na pewno dobra decyzja. Jasne, osiągnął z tą kadrą wielki sukces w postaci brązowego medalu na mundialu w Korei i Japonii, natomiast wiadomo z autopsji, że powroty selekcjonerów, którzy kiedyś zdobyli trzecie miejsce na mistrzostwach świata nie zawsze są udane (pozdrawiamy mocno pana Antoniego Piechniczka). Teraz jednak wiemy, że z Gunesem jest kompletnie inaczej - jego Turcja wydaje się być piekielnie groźna, co udowodniła po raz kolejny.
Francja: Mandanda - Pavard, Lenglet, Varane, Hernandez - Tolisso, Matuidi (Lemar 77') - Coman (Ikone 87'), Griezmann, Sissoko - Ben Yedder (Giroud 72')
Turcja: Gunok - Celik (Ayhan 53'), Demiral, Soyuncu, Meras - Yokuslu (46' Calhanoglu) - Tufan (81' Tosun), Takdemir, Kahveci, Karaman - Yilmaz
Trzeba powiedzieć, że to Francja była w tym spotkaniu stroną dominującą. Od pierwszych minut chcieli narzucić swój styl gry, jednak nie było łatwo przedrzeć się im się przez zasieki obronne Turków. Wystarczy wspomnieć, że najlepsze okazje w pierwszej połowie meczu miał... Moussa Sissoko. Piłkarz Tottenhamu to bez wątpienia bardzo pożyteczny zawodnik, jednak raczej rzadko znajduje się w dogodnych sytuacjach do strzelenia bramki. W pierwszej połowie jednak aż dwukrotnie miał dobrą okazję - i dwukrotnie przy jego uderzeniach świetnie zachował się golkiper Turków Mert Gunok. Zwłaszcza druga obrona robi wrażenie:
MERT GÜNOK KALESİNDE DEVLEŞİYOR! HARİKASIN MERT!
— Golazo Krampon (@GolazoKrampon) October 14, 2019
Tüm Goller için • @KramponSport pic.twitter.com/sslrLOjUja
Jeśli chodzi o dogodne sytuacje Turków, to nie ma za bardzo o czym mówić, bo po prostu ich nie było. Senol Gunes dostrzegł problem i już w przerwie dokonał zmiany - Za Okaya Yokuslu wszedł ulubieniec kibiców Milanu, czyli oczywiście Hakan Kaszta... Calhanoglu. Chwilę później za Cihata Celika wprowadził Kaana Ayhana. Jak się okazało, ta zmiany miały odmienić losy meczu, ale o tym za moment. Po zmianie stron obraz meczu nie uległ jakiejś drastycznej zmianie, to wciąż Francja miała przewagę i raz za razem groźnie atakowała, jednak wciąż brakowało mitycznego "ostatniego podania". Natomiast Turcja zaczęła się odgryzać - niezłą okazję miał choćby Burak Yilmaz.
W końcu jednak mistrzowie świata dopięli swego. Najpierw po strzale głową Oliviera Giroud turecki obrońca wybił piłkę na rzut rożny problem w tym, że zrobił to... ręką. Naszym zdaniem ewidentny karny i nie mam pojęcia, jak dobrze ustawiony Felix Brych mógł tego nie zauważyć. Na szczęście co się odwlecze, to nie uciecze. Dośrodkowania z rzutu rożnego, Giroud wyskakuje najwyżej i 1:0 dla Francji. To co, wymęczone 1:0 dla mistrzów świata i można zapomnieć o meczu? Nic z tych rzeczy - dosłownie kilka minut później Calhanoglu dośrodkował PERFEKCYJNIE z rzutu wolnego, a formalności dopełnił Kaan Ayhan. Do końca meczu rezultat nie uległ zmianie i sensacyjny wynik stał się faktem.
Olivier Giroud with his second goal of the international break 🔵💪pic.twitter.com/bO2fnp7ozq
— LDN (@LDNFutbol) October 14, 2019
Golllll Kaan Ayhan ve Asker selamına pic.twitter.com/975ZnXxB2V
— GS Sayfa (@GSsayfa) October 14, 2019
Ale czy na pewno sensacyjny? Podopieczni Gonula już w pierwszym meczu przeciwko Francji pokazali, że należy ich brać na poważnie - absolutna dominacja i pewne zwycięstwo 2:0. Tutaj to "Trójkolorowi" mieli przewagę, ale jak widać wystarczyło to tylko na remis. 4 punkty zdobyte w dwóch meczach z mistrzami świata, tylko dwa potknięcia na 8 meczów... Polacy jeszcze nigdy nie grali z Turcją na wielkiej imprezie (no chyba że w Wiedniu ponad 300 lat temu, jednak to zdarzenie miało znamiona "meczu walki") i to zdecydowanie nie jest najlepszy moment na przerwanie tego trendu.