Koniec z islandzkim ''Hu'', Francja i Turcja jadą na EURO

Koniec oczekiwania! W dniu dzisiejszym rozpoczęliśmy przedostatnią kolejkę w grupie H, która okazała się być decydująca, bo o miejsce w turnieju głównym walczyły trzy zespoły - Francja, Turcja oraz Islandia, chociaż ci ostatni mieli przed spotkaniem z Turkami iluzoryczne szansę na wywalczenie biletu na przyszłoroczne mistrzostwa Europy. Reprezentacja znad Bosforu ostatecznie zamknęła gościom z północy Europy furtkę na mistrzostwa dzięki bezbramkowemu remisowi, a sami mogli wraz z Francuzami rozpocząć świętowanie.

TURCJA - ISLANDIA 0:0

Niezwykle trudno napisać coś sensownego o meczu, gdzie gospodarzom pasował bezbramkowy remis i nie forsowali zbyt ogromnego tempa meczu. Turcy prowadzili grę, to oni głównie docierali pod pole karne rywali, ale do pełni szczęścia brakowało tylko i aż precyzji. Największe zarzuty o bezbramkowy remis należy kierować w stronę Buraka Yilmaza, kapitana reprezentacji Turcji. Napastnik, grający na co dzień w stambulskim Besiktasie, zmarnował dwie świetnie okazje podbramkowe. Natomiast dobre wrażenie Islandii wyrobione podczas EURO 2016 powoli wyrasta na mgliste wspomnienie. Podopieczni Erika Hamréna zawiedli na całej linii, a największą czkawką odbija się nieoczekiwana klęska z Albanią na wyjeździe odniesiona dwa miesiące temu. Zły los mógł jednak odwrócić się w ostatnim kwadransie meczu, gdy piłka z linii bramkowej po strzale głową Hördura Magnússona została wybita przez tureckiego stopera Meriha Demirala. Chwilowe przebudzenie mocy okazało się jednak niewystarczające i wyspiarzom nie pozostało nic innego jak odczuwanie ogromnego rozczarowania oraz liczenie na korzystny przebieg drugiej ścieżki - teraz istotne okażą się wyniki osiągane w dodatkowych barażach, które zostaną rozegrane w marcu przyszłego roku. Samo spotkanie pomiędzy Turcją a Islandią będzie wspominane jako typowy mecz dla koneserów. Podsumowując - jeśli nie musicie, to nie szukajcie skrótu z tego starcia. Warto jednocześnie docenić postawę formacji defensywnej Turcji przez całe eliminacje - w dotychczasowych meczach stracili ledwie trzy gole i niewiele zespołów może pochwalić się takim wyczynem.  

  FRANCJA - MOŁDAWIA 2:1

Mistrzowie świata byli pewni awansu na EURO jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, dzięki wynikowi ze Stambułu. To nie oznaczało, że podopieczni Didiera Deschampsa mieli powody, by odpuścić sobie spotkanie z Mołdawianami - "Trójkolorowi" walczyli o pozycję lidera grupy H, które ułatwia kwestię rozstawienia podczas zbliżającego się losowania grup mistrzostw Europy. Selekcjoner reprezentacji Francji pozwolił sobie jednak na małe zamieszanie w składzie, bo niewielu kibiców spodziewało się Steve'a Mandandy w roli pierwszego bramkarza w momencie absencji etatowego golkipera Francji - Hugo Llorisa. 34-latek ma jednak pewne miejsce w wyjściowej jedenastce Olympique'u Marsylia i to był zdecydowany atut działający na korzyść bramkarza urodzonego w stolicy Demokratycznej Republiki Konga, Kinszasie. Początek spotkania miał jednak dość sensacyjny przebieg, bo goście z Mołdawii objęli prowadzenie za sprawą ogromnego błędu Clement'a Lenglet. Obrońca Barcelony zamienił się w cyrkowca, bo rozpoczął serię główek we własnym polu karnym i z prezentu postanowił skorzystać Vadim Rață. Napastnik Mołdawii wykorzystał błąd w komunikacji na linii Lenglet-Mandanda i uderzył obok zaskoczonego bramkarza Francuzów.  Więcej dobrego można napisać o partnerze Lenglet z środka obrony czyli o Raphaelu Varane. Piłkarz Realu Madryt zachował jasność umysłu, gdy piłkę z rąk wypuścił Alexei Koșelev, mołdawski bramkarz. Warto jednak się zastanowić, bo wielu obserwatorów zauważyło faul Oliviera Giroud w momencie próby złapania piłki przez golkipera. Litewski arbiter, Gediminas Mažeika, nie dopatrzył się jednak przewinienia napastnika Chelsea i uznał trafienie Varane'a.

Najbardziej niedoceniany napastnik świata okazał się również niezastąpiony pod koniec meczu, gdy nadszedł moment na wykonanie rzutu karnego po bezpardonowym wejściu na nogi Lucasa Digne. Boczny obrońca, który podobnie jak Giroud gra na Wyspach Brytyjskich, został brutalnie potraktowany przez Veaceslava Posmaca. Dobrze, że defensor Evertonu był w stanie dalej kontynuować granie i wytrzymał do końca meczu. Giroud pokonał bramkarza Mołdawii pewnym strzałem i to "Les Bleus" objęli prowadzenie w grupie. 

ALBANIA - ANDORA 2:2

Dla obu zespołów był to mecz o przysłowiową pietruszkę, ale to nie przeszkodziło im w stworzeniu przyzwoitego spektaklu, jak na klasę drużyn i okoliczności, bo jednak to spotkanie interesowało jedynie mieszkańców Albanii oraz Andory. O swoim istnieniu przypomniał Bekim Balaj - były napastnik Jagiellonii Białystok, który otworzył wynik spotkania rozgrywanego w Elbasani. Ogromną robotę przy tym golu wykonali dwaj środkowi pomocnicy Emanuele Ndoj oraz Ylber Ramadani, którzy rzucili się na rywala i bezproblemowo odebrali mu piłkę. A wspomnianemu wcześniej Balajowi nie pozostało nic innego, jak pewnie wykorzystać dośrodkowanie autorstwa Odise Roshiego. Albańczycy cieszyli się z rezultatu nieco ponad dziesięć minut, bo Andorczycy dość niespodziewanie wyrównali stan rywalizacji. Dlaczego niespodziewanie? Reprezentacja z tego małego księstwa zdobyła dopiero drugą bramkę w tych eliminacjach, a pierwszą w delegacji. Zdobywcą bramki był Cristian Martinez, jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy w historii andorskiej piłki.

Jak pokazała druga połowa - nie było to ostatnie słowo kraju, którego ludność równa się mniej więcej ludności Siedlec czyli miasta położonego w województwie mazowieckim i ponownie głównym bohaterem został Cristian Martinez. Wszyscy obrońcy Albanii tak bardzo byli skupieni na Jordim Alaezie, że kompletnie zapomnieli o obecności Martineza w polu karnym. 30-latek miał spore problemy z przyjęciem piłki, ale miał na tyle dużo czasu, że spokojnie uderzył na bramkę. Wyrównanie znowu nadeszło jednak bardzo szybko, bo gol Manaja padł po siedmiu minutach. Albański napastnik, który jeszcze do lata tego roku oficjalnie figurował jako piłkarz Interu, świetnie zachował się mając obrońcę na plecach. Wystarczył delikatny obrót, by wyminąć rywala i uderzyć w długi słupek bramki strzeżonej przez Etrita Berishę. Trzeba przyznać, że niespodziewany remis spowodował, że zapewne wiele kuponów wylądowało w koszu. Wiemy jednocześnie, że warto obserwować rozkwit piłkarski na terenie Andory, bo w tym kraju następują lepsze czasy. 

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94