Blamaż Włochów ma wiele korzeni
Jedną z głównych przyczyn, przez które piłka nożna cieszy się tak ogromną popularnością na całym świecie, jest jej nieprzewidywalność. Statystycznie udowodniono, że spośród wszystkich sportów zespołowych to właśnie w futbolu dochodzi do największej liczby porażek faworytów. Z tej perspektywy wczorajsze odpadnięcie Włochów aż tak dziwić nie może, jednak każdy chociaż trochę jest zaznajomiony z tematem zdaje sobie sprawę, że w Palermo doszło do gigantycznej sensacji, którą z czystym sumieniem można określić mianem piłkarskiego trzęsienia ziemi. Trzęsienia ziemi, które Włosi na własne życzenie sobie sprowokowali.
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Reprezentacja Włoch miała bardzo prosty plan na baraże - jak najmniejszym nakładem sił pokonać Macedonię Północną, żeby potem z pełną mocą wydrzeć awans od (najprawdopodobniej) Portugalczyków na ich terenie. Druga część planu wydawała się bardzo trudna, nawet pomimo lekkich problemów Cristiano Ronaldo i spółki w eliminacjach, jednak pierwszy etap to miała być formalność. I niestety dla Włochów, bardzo mocno w swoich przewidywaniach się pomylili.
Pech pod Etną
Populizmem byłoby stwierdzenie, że Italia w meczu z Macedonią Północną kompletnie zlekceważyła swoich rywali. Niech przemówią suche statystyki:
Posiadania piłki - 64% do 36%
Sytuacje bramkowe - 32 (!!!) do 4
Strzały celne - 5 do 2
Strzały niecelne 11 do 2
Oczywiście wszystkie te liczby są na korzyść Włochów. Na dodatek "Squadra Azzurra" długimi fragmentami nie pozwalała opuszczać zawodnikom gości nawet ich własnej połowy. Niestety często brakowało gospodarzom chłodnej głowy pod bramką rywala, zresztą nie po raz pierwszy w tych eliminacjach. Symbolem bezradności podopiecznych Roberto Manciniego była oczywiście sytuacja Domenico Berardiego, który mają pustą bramką kopnął tak słabo, że macedoński bramkarz zdążył wrócić na pozycję i złapać piłkę. Zatem Włosi bili głową w mur, a Macedończycy wyprowadzili jedną kontrę w doliczonym czasie gry, strzał życia oddał Trajkovski i trzeba było powiedzieć arrivederci drugiemu mundialowi z rzędu.
"Zwycięstwo cię pokonało"
Mecz z Macedonią Północną to jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej. Bardzo możliwe, że nawet jeśli Włosi wygraliby spotkanie na Sycylii, to połamaliby sobie zęby na Portugalczykach, co również skutkowałoby oglądaniem mistrzostw świata w telewizji. Zatem przyczyn absencji Italii na kolejnej wielkiej imprezie nie należy upatrywać w jednym meczu z Macedonią Północną, ale raczej w tym, co w ogóle do niego doprowadziło. A była to żałosna postawa "Squadra Azzurra" w grupie eliminacyjnej w trakcie jesiennych przerw reprezentacyjnych. Na wiosnę wszystko szło jak z płatka - trzy mecze, trzy zwycięstwa, sześć bramek strzelonych, zero straconych. Wydawało się, że Italię czeka w eliminacjach kolejna "passeggiata" - po włosku "spacerek". Wszystko zmieniło się po wygranym Euro; na pięć pozostałych meczów w eliminacjach Włosi wygrali zaledwie jeden - z Litwą. Oprócz tego cztery remisy - 1:1 i 0:0 ze Szwajcarią, 1:1 z Bułgarią u siebie i 0:0 w Belfaście z Irlandią Północną. Ewidentnie po kapitalnych mistrzostwach Europy coś się w tej maszynie popsuło. Zamieszczony przed akapitem cytat Bane'a z filmu "Mroczny rycerz powstaje" zdaje się idealnie odzwierciedlać kondycję reprezentacji Włoch po wielkim sukcesie.
Kontuzje i zawodzący regista-rigorista
A co nie zagrało w tych meczach oprócz psychiki? Przede wszystkim zdrowie. Leonardo Spinazzola, jeden z motorów napędowych reprezentacji Włoch, jeszcze na Euro zerwał więzadła i stało się jasne, że czeka go długi rozbrat z piłką. Oprócz tego, przez większość spotkań na jesień niedostępny był absolutny lider obrony "Squadra Azzura" czyli Giorgio Chiellini. Jeśli dodamy do tego zestawu Marco Verrattiego, którego zabrakło w dwóch ostatnich potyczkach grupowych, zrozumiemy, że pod względem zdrowotnym nie był to najlepszy czas dla ekipy z Półwyspu Apenińskiego. Jednak oczywiście kontuzje tłumaczą Włochów tylko w niewielkiej części. Kolejna sprawa - Jorginho. Nie ukrywam, że bardzo lubię tego piłkarza i często bronię go w różnego rodzaju dyskusjach, zwłaszcza kiedy jest atakowany (z reguły w idiotyczny sposób) przez kibiców Chelsea. Natomiast nie da się ukryć, że Włoch z brazylijskimi korzeniami nie pomógł swojej reprezentacji w tych eliminacjach. Dwa zmarnowane rzuty karne w absolutnie kluczowych meczach ze Szwajcarią to coś, co nie ma prawa się zdarzyć na tym poziomie. Zwłaszcza jeśli mówimy o zawodniku, który "jedenastki" strzela na dobrej skuteczności. I sam piłkarz o tym wie, ponieważ po spotkaniu z Macedonią Północną przyznał, że w dużej mierze czuje się winny braku kwalifikacji Italii na mundial.
Nadmierne przywiązanie do nazwisk
W przyczynach takiego blamażu nie można oczywiście pominąć głównego konstruktora tej drużyny, czyli rzecz jasna Roberto Manciniego. Już przy powołaniach na mistrzostwa Europy można było odnieść wrażenie, że selekcjoner reprezentacji Włoch nieco za bardzo kieruje się osobistą sympatią do piłkarza, niż jego realnymi umiejętnościami. Wtedy jednak się wybronił, a jak mawiają Włosi - "Ten, kto wygrywa ma zawsze rację". Jednak sytuacja w ciągu tych kilku miesięcy mocno się zmieniła i teraz kilka wyborów Manciniego można poddać pod dość surowy osąd. Na przykład kompletnie nielogiczne wydaje się upieranie przy średnim Emersonie (nawet w momencie, kiedy nie grał w klubie), podczas gdy niezły sezon w Fiorentinie rozgrywa Biraghi. Albo brak szans dla Davide Calabrii, który od dłuższego czasu jest jednym z dwóch/trzech najlepszych prawych obrońców Serie A, przy ciągłym trzymaniu się przeciętnego do bólu Giovanniego di Lorenzo. W samym meczu z Macedonią Mancini też się nie popisał - widząc w jak średniej formie jest ostatnio Nicolo Barella, powinien od początku postawić na znajdującego się w gazie Lorenzo Pellegriniego. Do tego brak nawet na ławce Mattii Zaccagnego, zdjęcie słabego Berardiego dopiero w 90. minucie... Grzechów 57-latka można mnożyć w nieskończoność.
Kłopot z młodzieżą
Ale problem Italii jest głębszy. To, co się stało w 2021 roku, było tylko przypudrowaniem rzeczywistości. A rzeczywistość dla Włochów jest brutalna. Tak naprawdę nie licząc linii pomocy, której może im pozazdrościć nawet kilka najmocniejszych reprezentacji na świecie, właściwie na każdej pozycji mają problem z dopływem świeżej krwi. Obrona? Nie ma absolutnie nikogo, kto na ten moment mógłby wejść w buty Giorgio Chielliniego. Atak? Sam fakt, że wciąż gra wiecznie zawodzący Ciro Immobile, a naturalizowany musiał zostać 30-letni Joao Pedro, wiele mówi o jakości tej formacji. Skrzydła? Nie licząc Federico Chiesy, najlepszym włoskim skrzydłowym poniżej 26. roku życia jest Riccardo Orsolini. O Emersonie po lewej stronie defensywy napisałem już wyżej. Opinia publiczna we Włoszech coraz wyraźniej poddaje pod dyskusje podobne tematy co Polacy - kwestie szkolenia piłkarzy, kształcenia trenerów oraz słabości ligi. Po kolejnym mundialowym blamażu takie głosy staną się z pewnością jeszcze mocniejsze i jestem ciekawy, czy pójdą za tym konkretne czyny, bo to wcale nie jest takie oczywiste...
Co dalej z Mancinim?
Nie zazdroszczę teraz włodarzom włoskiej federacji. Stoją przed naprawdę ciężkim dylematem związanym z dalszym prowadzeniem reprezentacji przez Roberto Manciniego. Z jednej strony - pół roku temu wykręcił wynik ponad stan, wygrywając mistrzostwo Europy i przywracając Włochom dumę. Z drugiej - jego drużyna skompromitowała się w barażach do mundialu, a on sam wieloma decyzjami doprowadził do takiego stanu rzeczy. Jeśli zależałoby to ode mnie, to z wielkim bólem serca, ale podziękowałbym 57-latkowi za pracę. Wydaje się, że "Squadra Azzurra" jest psychicznie zdemolowana, więc przede wszystkim potrzebuje nowego bodźca i świeżych pomysłów. Należy jednak znaleźć sensownego następcę, bo nieprzemyślana zmiana może okazać się jeszcze gorsza, niż pozostawienie Manciniego na stanowisku. Absurdalna wydaje się być wysuwana w mediach osoba Claudio Ranieriego, którego kandydatura niebezpiecznie pachnie powtórką z czasów Giampiero Ventury. Ale przykładowo Roberto De Zerbi, który rzekomo rozwiązał kontrakt z Szachtarem Donieck, mógłby już był bardzo interesującą opcją.
Na pewno jednak przed włoską federacją bardzo dużo pracy nie tylko w kontekście znalezienia nowego trenera. Bez dogłębnych systemowych zmian może się okazać, że Włosi na kolejne mistrzostwa świata poczekają jeszcze dłużej niż do 2026 roku...