Zwolnijmy selekcjonera na dzień przed Mundialem, co może pójść nie tak?
Mundialowa gorączka w pełni. Reprezentacje, w tym nasze Orły, rozegrały już swoje ostatnie towarzyskie spotkania i wyruszyły do Rosji, bowiem już jutro rozpoczyna się wyczekiwany przez wszystkich turniej. To najważniejsze piłkarskie rozgrywki na świecie. Właśnie dlatego są co cztery lata i właśnie dlatego przez ten okres wszyscy się do nich przygotowują. Czasu jest sporo, dlatego na dzień przed Mundialem wszystko powinno być dopięte na ostatni, najmniejszy z guzików, by być pewnym, że nic nie może pójść źle. Z takiego założenia nie wychodzą jednak temperamentni Hiszpanie, którzy postanowili dziś, na nieco ponad dobę przed ceremonią otwarcia, zwolnić swojego selekcjonera.
Dlaczego? Przyczyną zwolnienia selekcjonera jest wcześniejsze, oficjalnie zaprezentowanie go jako menedżera Realu Madryt. Oczywiście Lopetegui miałby objąć tę funkcję dopiero po Mundialu, ale ogłoszenie tego przed Mistrzostwami Świata spowodowało nie małą burzę. Prezes hiszpańskiej federacji piłkarskiej stwierdził, że poczuł się zdradzony. Przyznał, że dowiedział się o tym, że Lopetegui nie wypełni do końca kontraktu obowiązującego go z reprezentacją, na jakieś pięć minut przed zaprezentowanie go w Realu. Uznał, że to poważne nadszarpnięcie zaufania i niepoważne zachowanie i dlatego podjęto decyzję o jego zwolnieniu.
Teraz zastanówmy się, czy takie powoływanie się na zaufanie, przy podejmowaniu ogromnego ryzyka przed Mundialem rzeczywiście ma sens. Możemy robić z siebie dzielnego męża stanu, człowieka honorowego jak Zawisza, ale nie możemy popadać w przesadę. Hiszpania pod wodzą Lopeteguiego grała dobrze i wciąż była typowana jako jeden z faworytów do wygrania Mundialu. Fakt, że po turnieju miałby on objąć klub, a nie inną kadrę, nie powinien mieć najmniejszego wpływu na wyniki reprezentacji. Wszyscy w drużynie są dorośli i wiedzą, po co tam przyjechali. Mistrzostwo i tak byłoby priorytetem. Przecież Lopetegui nie zastanawiałby się w międzyczasie za ile sprzedać Bale'a. Podejrzewam, że Pique też nie wpuszczałby specjalnie napastników w pole karne, bo jest z Barcelony. Wszystko wyglądałoby normalnie, a po zawodach nastąpiłoby pożegnanie.
Natomiast w zaistniałej sytuacji mamy chaos. Hiszpania gra z Portugalią za dwa dni, a trenera nie ma. Najprawdopodobniej zastąpi go Fernando Hierro, ale co on może zrobić w 48 godzin? Swojej strategii nie zdąży wprowadzić, a nie będzie wiedział, jak w trakcie spotkania naprawić ewentualne niedociągnięcia, bo to w końcu nie jego system. W niektórych momentach mogą wystarczyć umiejętności Hiszpanów, ale w innych potrzebny będzie trener, a takowego nie będzie, nawet jeśli w protokole będzie nim Hierro. Jeśli więc La Furia Roja pożegna się z kolejnym Mundialem już w fazie grupowej, nie będzie to wina pochopnego Lopoteguiego, a nierozważnego i nadmiernie pysznego Robialesa, prezesa federacji i jeżeli na kimś trzeba będzie wieszać psy, to on już powinien się szykować.