Mundialowe oceny - demony przeszłości wracają
Ten wstęp miał wyglądać zupełnie inaczej. Wymarzyłem sobie mocny, pozytywny przekaz, górnolotnie mówiący o szansach Polski na bardzo dobry wynik. Tymczasem... tymczasem już od początku coś było nie tak, nie byliśmy sobą. Nasz styl pozostawiał wiele do życzenia, ale co najgorsze, Senegal również zagrał mecz daleki od wybitnego. Na samą myśl o tym ręce opadają do samej ziemi... ale co zrobić, trzeba jakoś te oceny napisać, nie tylko Polską człowiek żyje - a szczególnie takie mundialowe świry, jak ja i wielu z Was. Tym bardziej, że pod względem widowiska był to całkiem niezły dzień.
Plusy:
Konsekwencja po japońsku
Japonia jest dziś w mojej opinii największym zwycięzcą dnia - wśród dzisiejszych meczów to ona miała najmniejszą szansę na zwycięstwo w swoim pojedynku. Być może to jednak nie był przypadek, że jedyne zwycięstwo w sparingach odniosła ona akurat przeciwko rywalowi z Ameryki Południowej, Paragwajem. Co więcej, błyszczały dokładnie te same osoby - Kagawa asystował, Inui strzelał, Osako robił zamieszanie. Los niezwykle sprzyjał dziś przybyszom z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale los trzeba jeszcze umieć wykorzystać, a z tego Japończycy mogliby robić wykłady.
Staszek działa cuda!
To się nie dzieje naprawdę! Rosja po dwóch meczach z bilansem bramkowym 8-1 jest już prawie pewna wyjścia z grupy, a do tego niemal pewnym jest, że tegoż bilansu w tej serii gier nikt nie przebije! Nie wiem, co zrobił z tą kadrą Czerczesow (inb4 doping, hehe), ale już teraz zasługuje on na ozłocenie. A jak do tego uda mu się powstrzymać Urugwaj i zdziałać coś w 1/8... kto wie, może zostanie nowym oligarchą, dostanie własną luksusową posiadłość gdzieś na środku Syberii? Ciężko uwierzyć, że tak znakomity fachowiec jeszcze niedawno pracował w Polsce!
Minusy:
Bogota, mamy problem
Wiem, już gdzieś użyłem tego stwierdzenia, ale tutaj muszę wykorzystać je znowu - to był najbardziej spektakularny falstart na tych mistrzostwach, o ile nie w historii mundiali. Pierwszy mecz, trzy minuty i już czerwona kartka z później wykorzystanym karnym dla rywali? Chyba w najczarniejszych snach nie przewidywano takiego scenariusza w Kolumbii. Potem było ciut lepiej - ciężką pracą Falcao i koledzy odzyskali trochę kontroli nad meczem, wpadł nawet ten fartowny, aczkolwiek mądrze wykonany rzut wolny Quintero - lecz sielanka nie trwała długo. W drugiej połowie Kolumbia nie miała absolutnie nic do powiedzenia.
Jak domek z kart
Przyznajcie, piękne to były sceny, gdy Egipt po karnym Salaha zapewniał sobie wyjazd do Rosji. Dla Egipcjan po losowaniu było jeszcze piękniej - i nic dziwnego, bowiem widząc w swojej grupie Arabię Saudyjską, gospodarzy i Urugwaj, mogli mieć uzasadnione powody do optymizmu. Rzeczywistość brutalnie weryfikuje jednak życiowe plany. To, że Faraonem wybitnie nie poszczęściło się z Urusami, wiecie juz doskonale, dzisiaj jednak utrata czystego konta wisiała na włosku od samego początku. O ile w pierwszej połowie jakoś się im jeszcze udało, o tyle po przerwie cały plan wziął i się... ekhem, popsuł. Po pierwszym golu przyszedł drugi, po drugim trzeci... i w grupie A już pozamiatane.
Bez argumentów, bez sposobu, bez wiary
No i doszliśmy do najbardziej bolesnego momentu. Momentu, do którego miało nie dojść. Momentu, w którym muszę jakoś streścić występ reprezentacji Polski w rubryce minusów. W zestawieniu Adama Nawałki coś śmierdziało od samego początku - brak balansu w środku pola był aż nadto widoczny, co dziwiło tym bardziej, że głównie z tego powodu były trener Górnika wynalazł dla kadry Krzysztofa Mączyńskiego. No ale nic, Adam ufam tobie, jakoś to będzie, bo dlaczego nie? I faktycznie, na początku jakoś to było, rozsądnie to wyglądało - przynajmniej póki piłka nie trafiała do Milika, któremu powinienem poświęcić oddzielny akapit, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. Aż tu nagle przychodzi felerny moment nr 1 - samobój Cionka. Moment, w którym Thiago nagle znowu stał się Brazylijczykiem, if you know what I mean. Ale że to była wina szokująco słabego Piszczka, to już mało kto raczył zauważyć. Przerwa - przechodzimy na trójkę obrońców, co powoduje masowe złorzeczenie. W końcu dochodzimy do największego minusa meczu - nie, nie felernego momentu nr 2, tylko wiary wielu kibiców i samego Bednarka w to, że utrata gola była winą sędziego. Szukanie winy gdziekolwiek poza dzisiejszą postawą naszej reprezentacji jest po prostu żenujące - tym bardziej, że jest...
Druga strona medalu
Co właściwie zaprezentował Senegal? Jakie umiejętności spowodowały, że przez tak długi czas nie mieliśmy odpowiedzi na ich dwie bramki? Mogę się założyć, że nie odpowiedziałeś natychmiastowo na te pytania. To mi wystarczy do wysnucia prostego wniosku - Senegal był dziś do pokonania. Raz - Mane nie zrobił dziś nic specjalnego. Dwa - ich pierwszym celnym strzałem był... ich drugi gol. Wreszcie trzy - Gueye i N'Diaye mimo nieobecnego w defensywie Zielińskiego pozostawiającego Krychowiaka samemu sobie nigdy nie zdominowali na dobre środka pola. Tylko kogo to będzie jutro obchodziło?
Dzisiaj frustracja nieomal sięgnęła zenitu, ale nadal możemy mieć nadzieję, że jest to przypadek jednorazowy. Na umilenie nastroju w jutrzejszych meczach powinniśmy dostać solidną dawkę goli - nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę się doczekać! Pamiętajcie - jak to kiedyś powiedział mi ktoś mądry - nie pozwólcie, żeby o waszym nastroju decydowało dwudziestu dwóch facetów uganiających się za piłką setki kilometrów stąd, zarabiających na tym gruby hajs. Spokojnych snów!