Mundialowe oceny - co z tym Neymarem?
Rosyjski mundial zdaje się wrzucać wyższy bieg! Dzisiejszy dzień przyniósł kontynuację wczorajszych emocji, a przede wszystkim - uwaga, uwaga - więcej goli z gry! Nie oznacza to jednak, że któraś z drużyn zaznała luksusu łatwiejszej przeprawy, bowiem oglądaliśmy dzisiaj zarówno kolejną nieudaną próbę murarki, jak i, wreszcie, otwarty mecz pełen przerozmaitych wrażeń. Spotkanie Serbii ze Szwajcarią, bo o nim mowa, było świetną konfrontacją dwóch różnych piłkarskich filozofii. By jednak zanadto nie spoilerować już we wstępie - przejdźmy do ocen!
Plusy:
Oddział majora Navasa
Niedorzeczne skojarzenie na dziś - rozpaczliwe próby powstrzymania nieuniknionej katastrofy Kostarykańczyków przypomniały mi o bohaterskiej obronie Westerplatte. To również była walka na wyniszczenie i również trwała zdecydowanie dłużej, niż powinna, by i tak zakończyć się klęską. Czego nietrudno się domyśleć, największą odwagą na polu walki odznaczył się Keylor Navas, który znowu włączył tryb ośmiornicy i wyciągnął wiele strzałów, z którymi w Realu niekoniecznie by sobie poradził. Właśnie jego tutaj najbardziej żal - bo trzeba przyznać, że mimo niezłego początku ofensywa Kostaryki szybko przestała istnieć. Ich złota epoka również dobiega końca.
Coutinho wyhodował cojones!
Obserwowałem tego chłopaka przez sześć długich lat. Widziałem jego ciężkie, mało imponujące początki, związane z trudnością w adaptacji tego brazylijskiego mikrusa do drewnianej angielskiej piłki, w której połowa drużyna grała lagami, a niektórzy to nadal auty na trzydzieści metrów ciskali. Niezwykle wkur denerwowałem się jego licznymi beznadziejnymi próbami strzałów z dystansu. W końcu jednak i ta gąsienica zamieniła się w motyla, cieszącego oko spragnionego kibica nawet zwykłym przyjęciem piłki i podaniem. Właśnie jego magia pomogła uczynić Liverpool pięknym pierwszy raz od dłuższego czasu. Wątpiłem tylko w jedno - czy mały magik posiada cojones. Teraz już wiem. Cholernie kolorowy motyl z jajami - oto, kim dla mnie jest Philippe Coutinho.
Nigeryjski książę rodem z FIFY
Ahmed Musa specyficznym piłkarzem jest. Większość kariery w Rosji, w której czuje się jak w domu, nieudana próba podbicia Premier League... Ma chłop jednak talent do wyskakiwania jak Filip z konopi w najmniej spodziewanym momencie. Do dziś pamiętam mu mecz sprzed czterech lat z Argentyną, w których dwukrotnie odpowiadał na bramki Messiego (hmm... za kilka dni powtórka?). Myślisz - koleś musi być kimś ważnym dla tej reprezentacji, skoro stać go na takie rzeczy. Otóż nie. Ahmed od tamtej pory strzelił dla Nigerii... cztery gole, i to w dwóch meczach. Aż do dziś. Islandzka defensywa do tej pory nie wie, co się stało, tak nią zakołował Musa przy golu na 2-0.
Jak w szwajcarskim zegarku
Te gry słowne nigdy mnie nie znudzą. Gdybym miał wybrać reprezentację, którą cechuje stoicki spokój i żelazna konsekwencja, padłoby właśnie na Szwajcarię. Serbia od początku rzuciła się na nich jak na bezbronną ofiarę, na którą Helweci przez kilka minut faktycznie wyglądali. To wszystko było jednak iluzją, iluzją doskonałą. Z minuty na minuty coraz bardziej przejmowali oni kontrolę nad meczem, testując rywala w przeróżnych rejonach boiska. Początek drugiej połowy i bum, od razu przyleciała szybka bomba od Xhaki, trollującego fanów Arsenalu swoimi podejrzanie dobrymi występami. I co, myślicie, że szybko pójdą za ciosem? Błąd. Serbowie zostali przez nich bezlitośnie wyczekani do samego końca, ale tego akurat sami są sobie winni. Na koniec - specjalne wyróżnienie dla fenomenalnego na środku obrony Manuela Akanjiego - BVB będzie miało z niego pociechę.
Minusy:
To (jeszcze) nie turniej Neymara
A konkretnie Neymara, Williana, Paulinho, Thiago Silvy i Marcelo - ale tylu graczy w tytule by się nie sprzedało, do tego sufit Neymara z tego grona jest zdecydowanie najwyżej. Pisałem już wcześniej, że w normalnych okolicznościach trzeci najlepszy piłkarz świata byłby jeszcze na rehabilitacji. No ale że Mistrzostwa Świata... W pierwszych sparingach wszystko pozornie wyglądało dobrze - ale tylko dlatego, że mało kto je oglądał, a statystyki (po golu z Austrią i Chorwacją) szły w świat. Prawda jest jednak zupełnie inna - Neymarowi brakuje dynamiki, kondycyjnie i siłowo również jest on dwie półki niżej niż normalnie. Dodając do tego jego zachowanie na murawie à la rozwydrzony dzieciak, nadmierne przewracanie się i komiczny już płacz po ostatnim gwizdku - mamy pełen obraz, daleki od doskonałości.
Obrona... i nic więcej?
A czegoś się Kuba spodziewał? Że Islandia, kraj posiadający mniej mieszkańców od Lublina, będzie dumnie kroczył zwycięską ścieżką pośród światowych potęg, grając joga bonito? No to czas sprowadzić się na ziemię. Oni najzwyczajniej w świecie nie byli w stanie zaprezentować poziomu równego reprezentacji Nigerii (kraju ok. 550 razy bardziej zaludnionego, ale dosyć o liczbach). Ktoś w Nigerii dobrze pomyślał, żeby dać tej Islandii popracować atakiem pozycyjnym, czego oni po prostu nie potrafią. Do tego Sigurdsson nie prezentował już magii z eliminacji, tylko dostosował się do poziomu swojego obecnego klubu. Mecz o wszystko z Chorwacją... czarno to widzę.
Serbskie deja vu
Mamy rok 2010. Serbia po sensacyjnym zwycięstwie z Niemcami jest o krok od wyjścia z grupy, do osiągnięcia celu wystarczy jej remis z praktycznie wyeliminowaną już Australią. Resztę historii właściwie szkoda opowiadać - w każdym razie, Serbowie skończyli ostatecznie na ostatnim miejscu. Nie chcę nic przewidywać, ale mocno śmierdzi tutaj czymś podobnym. Serbia znowu miała wszystko w swoich rękach i znowu to straciła. Dzisiaj zaczęli znakomicie - Mitrović, który był przez cały mecz sporym problemem dla szwajcarskiej obrony, szybko strzelił gola na 1-0, lecz potem było tylko coraz gorzej. Szybkie wykartkowanie się wszystkich środkowych pomocników, zupełne oddanie kontroli nad meczem - to nie mogło skończyć się dobrze. Mimo to, jakoś się do tej 90 minuty trzymali... póki nie wyparowała ich obrona. Takie błędy są na tym poziomie niedopuszczalne, a ten został właściwie skarcony. Pozostała więc tylko Brazylia... twardy, bardzo twardy orzech do zgryzienia.
Nie ma futbolu bez polityki
Co wspólnego mają Xhaka i Shaqiri z Serbią oprócz tego, że strzelili jej dzisiaj po golu? Ano to, że obaj wraz z Valonem Behramim, prześladowcą Neymara sprzed paru dni, pochodzą z terenów dzisiejszego Kosowa - terenu zamieszkanego w większości przez Albańczyków, który stosunkowo niedawno oderwał się od Serbii, czego ci do tej pory nie zaakceptowali. Obaj dali temu upust podczas celebracji swoich bramek, pokazując za pomocą swoich rąk symbol dwugłowego orła, będącego symbolem Albanii mniej więcej w taki sam sposób, jak w Polsce biały orzeł. Mając ciągle w pamięci burdy podczas meczu Serbii z Albanią cztery lata temu - mamy szczęście, że na neutralnym terenie pełnym rozmaitych służb bezpieczeństwa nie mogło się to skończyć w taki sam sposób.
Dobra passa mundialu trwa dalej - jeśli ktoś miał wątpliwości dotyczące poziomu widowiska, chyba powoli się już ich wyzbywa. Przed nami mecze bohaterów pierwszej kolejki - swój drugi mecz rozegra Belgia, Meksyk i Niemcy, mające nóż na gardle. Rywalem naszych zachodnich sąsiadów będzie Szwecja, wraz z którą podczas dwóch ostatnich meczów Muller, Ozil i spółka strzelili... SZESNAŚCIE GOLI. Głodni powiększenia tej liczby - niecierpliwie czekamy!