Mundialowe oceny - farsa z polskim udziałem!
Ostatni dzień fazy grupowej, toteż dało się wyczuć delikatne rozprężenie, także wśród piłkarzy. Dzisiejszy dzień był w pewnym stopniu powrotem do początków, kiedy to tak goli, jak i emocji było zauważalnie mniej. No ale co zrobić, gdy obie drużyny na murawie mają wspólne interesy, które da się zaspokoić jednym, konkretnym wynikiem... Z tego też powodu dzisiejszy dzień zostanie zapamiętany przez wielu ze względu na wszechobecne gwizdy, którymi fani słusznie nagradzali większość grających dzisiaj reprezentacji. Czym konkretnie naraziły się jednak Japonia, Polska czy Anglia? O tym więcej w dalszej części artykułu.
Plusy:
Wynik idzie w świat
Przede wszystkim z tego powodu tak ważne jest, że odbiliśmy się od tego festiwalu żenady z poprzednich dwóch meczów. Troszkę nieładnie by to wyglądało, gdybyśmy jako jedna z bardzo niewielu drużyn skończyli na dnie swojej grupy z okrągłym zerem. Sam mecz, niestety, chwały nam nie przynosi, honoru tym bardziej. Początek był bardzo podobny do tego z Kolumbią - mocne pierwsze dziesięć minut znowu nic nam nie dało, a z czasem Japonia osiągała nad nami coraz większą przewagę, z tą różnicą, że nie przełożyło się to na najważniejszą ze statystyk. Ba, to my mieliśmy najgroźniejszą szansę za sprawą Grosickiego - akurat tym razem fenomenalną interwencją popisał sie Kawashima. Aż tu nadszedł ten moment - wywoływany przez wielu kibiców Kurzawa zrobił to, co robi najlepiej - posłał ciasteczko w kierunku Bednarka, który lepiej przeprosić za Senegal niż w taki sposób nie mógł. Końcówka meczu była jednak jak splunięcie w twarz fanowi piłki nożnej - cztery minuty bezustannych krótkich podań Japończyków i bezustannie przyglądający się temu Polacy. Mogliśmy wyjść z tego z twarzą przez zwykłe nałożenie pressingu, ale nie, po co, przecież mamy wynik, wychodzimy z pierw.... a nie, przecież jesteśmy ostatni i wracamy do domu. No to przynajmniej nasz selekcjoner ubierze to w ładne słowa i wytłumaczy reporterom swoją postawę... znowu kicha, okazało się, że wypełnialiśmy jego założenia taktyczne i jest zadowolony. Kur*a, że co!?!?
Czekali czterdzieści lat...
... i oto dziś, 28 czerwca roku Pańskiego 2018, Tunezja wygrała mecz na Mistrzostwach Świata. Nie powiem, żebym był tym jakoś zachwycony, z całego serca życząc Panamie choć jednego punktu, ale kto oglądał mecz doskonale wie, że reprezentacja z Ameryki Środkowej postawiła się Tunezyjczykom i utrudniła im życie na tyle, ile mogła. Niespodziewanie, to właśnie Los Canaleros objęli prowadzenie po tym, jak strzał z dystansu Rodrigueza odbił się od Meriaha i zmylił bramkarza. Później jednak, żeby być fair - dwie piękne, składne akcje zasłużenie dały Tunezji prowadzenie i zabiły mecz. Po raz kolejny za sznurki pociągał chwalony już wcześniej przeze mnie Khazri, schodząc z murawy z golem i asystą. Szkoda, że Tunezja trafiła do tak trudnej grupy.
Wytykani, wyszydzani
Obiekt kpin to za dużo powiedziane, ale Yerry Mina po przybyciu do FC Barcelony, delikatnie mówiąc, nie zaimponował jej kibicom, stając się głębokim rezerwowym. Ten turniej pokazuje jednak, że nie warto go skreślać. Kolumbia zaczęła ten turniej od poważnego falstartu, toteż Yerry wrócił do jedenastki na Polskę. Doskonale pamiętamy, jak to się skończyło. No to dzisiaj Mina zrobił to znowu, w jeszcze ważniejszym momencie, przepychając Kolumbię na pierwsze miejsce w grupie. Tego samego w meczu rezerw Anglii z rezerwami Belgii dokonał Adnan Januzaj. Tak, ten sam niespełniony wielki talent Manchesteru United. Wielu z was pewnie straciło go z radarów, tymczasem chłopak odżył w Realu Sociedad i dzisiaj udowodnił to piękną bramką, dającą zwycięstwo Belgom. Nie taki piłkarz zły jak go w internetach malują.
Wszyscy kochamy Michy'ego
Tutaj nie potrzeba słów, to po prostu trzeba zobaczyć.
Fortnite celebrations so overrated bro I had to create something new 🤕💥⚽️ ... 😂😂😂 #KarmaIsAB pic.twitter.com/cgbEW8RX4p
— Michy Batshuayi (@mbatshuayi) 28 czerwca 2018
Minusy:
Awans po japońsku
Dziwnie było już od samego początku - mimo tylko jednego punktu przewagi nad Kolumbią, japoński selekcjoner zdecydował się na zmiany w podstawowym składzie. No ja rozumiem, że Polska w pierwszych meczach zaprezentowała się katastrofalnie, ale w meczach o honor nie zwykliśmy przegrywać, szczególnie gdy nadarzają się tego typu okazje. W tym zestawieniu nie było komu kreować akcji - jedyne na co Japończycy mogli liczyć, to strzały zza pola karnego. Na gol Bednarka po rzucie wolnym nic nie mogli poradzić, dlatego gol Yerrego Miny w równolegle rozgrywanym meczu był dla nich prezentem od niebios. Jedyną przewagą Japonii nad Senegalem było mniej żółtych kartek po ich stronie, toteż azjatyccy przyjaciele postanowili piłki nie tracić. W końcówce wynieśli to jednak daleko poza granice absurdu, osiągając prawie sto podań w ciągu czterech minut doliczonego czasu... grając w trzech na 10-15 metrach. Jedna z większych abstrakcji w całej historii Mistrzostw Świata.
Jak na taką stawkę...
... to beznadziejne było to widowisko. Senegalowi z Kolumbią jakimś cudem udało się zrobić ze spotkania decydującego o losie rywalizujących w grupie H reprezentacji mecz bez historii. Było to prawdopodobnie starcie z najmniejszą ilością strzałów na mundialu (ledwo przekroczono dziesięć), emocji w nim było gdzieś tyle, co w doliczonym czasie naszej potyczki z Japonią, a moja skromna osoba za lepsze zajęcie od jego oglądania uznała skrócenie sobie paznokci. Zieeeeeew.
Pierwsze miejsce? Na co to komu?
Patrząc na mecz rezerw Belgii z rezerwami Anglii, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że mam przed sobą, weźmy na to, mecz 26 kolejki Premier League pomiędzy Huddersfield a Brighton. Było fizycznie, mało widowiskowo, ot do bólu średnio - z przerwą na efektowny gol Januzaja, o którym napisałem już wystarczająco dużo. Przede wszystkim, było jednak widać małe zainteresowanie wygraniem grupy, jako że gwarantowało ono (mimo łatwiejszego rywala w 1/8 finału) trudniejszą drogę do finału. Mimo wszystko, Francja-Dania to to nie było - Anglia budowała jakieś akcje, ale nie wyglądało to ładnie ani nie było zbyt składne, Belgii natomiast brakowało jakości pod bramką - Hazard i Chadli w porównaniu do Mertensa i... Hazarda byli jakimś nieśmiesznym żartem, a Batshuayi został wyalienowany przez Anglików. Koniec końców, Belgia trafia na Japonię, mając w dalszej perspektywie Brazylią, a kunktatorstwo Lwów Albionu może zemścić się już od razu, z Kolumbią.
W ten sposób dotarliśmy do końca męczącej serii trzech/czterech meczów dziennie. Oj, przyda mi się bardzo ten dzień odpoczynku, czuję to w kościach. Na nudę chyba jednak nie możemy narzekać, hę? Męczący się faworyci, szokujące dobrą grą reprezentacje z drugiego rzędu, urywający punkty outsiderzy... ten mundial ma wszystko! Wszystkie najważniejsze mecze są dopiero przed nami - nie wiem jak wy, ale ja jestem przekonany, że Rosję 2018 ciągle stać na więcej i już nie mogę się doczekać!