El Matador ujarzmił Portugalię
Mecz Francuzów z Argentyńczykami zrobił na nas ogromne wrażenie. Urugwajczycy do spółki z Portugalczykami mieli więc nie małe wyzwanie, by chociaż poziomem widowiska dorównać swoim poprzednikom. Oprócz tego, a w zasadzie to przede wszystkim, walczyli o zwycięstwo. Na tym etapie bowiem efektowna gra staje się drugorzędna, jeśli nie przynosi rezultatów. Komu więc udało się doprowadzić swoich kibiców do radości, a komu do smutku?
Strzelanie rozpoczęło się bardzo szybko. W siódmej minucie Edison Cavani przerzucił piłkę na skrzydło do Luisa Suareza, po czym wbiegł w pole karne. El Pistolero poczekał na kolegę i kapitalnym dośrodkowaniem znalazł go w szesnastce. Cavani nie miał problemów, by umieścić piłkę w siatce, chociaż uderzał ją twarzą, a nie czołem. Całe szczęście jego szczęka jest tak uformowana, że bez problemu skierowała futbolówkę do celu.
Było wiadomo, że w drugiej połowie Portugalczycy rusza do ataku i tak też się stało. Obudził się też kompletnie niewidoczny w pierwszej połowie Ronaldo. Mistrzowie Europy cisnęli, aż w końcu wcisnęli piłkę do bramki. Gola zdobył Pepe po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Po tej sytuacji mecz znowu się wyrównał, a Urugwajczycy postanowili trochę poatakować. W efekcie strzelili drugą bramkę. Edinson Cavani klinicznie wykończył akcję, którą wykreował mu Bentancur. Potem Portugalczycy robili wszystko, by wyrównać, ale taktyka swego czasu wyznawana przez Piotra Świerczewskiego, czyli popularna "na chaos" nie przyniosła rezultatów.
Ten mecz był koncertem Cavaniego. El Matador był groźny pod bramką rywala, niesłychanie skuteczny, a poza tym wiele razy pomagał zarówno w rozegraniu, jak i w odbiorze. Niestety musiał zejść z boiska z kontuzją, oby nie było to nic groźnego, bo bez niego Urugwajowi w ćwierćfinale będzie niezwykle ciężko.