Futbol coraz bliżej powrotu do domu
Dzisiejsze spotkanie Anglii z Kolumbią kończyło nam zmagania w fazie jednej ósmej finału. Wcześniej tego dnia poznaliśmy pierwszego ćwierćfinalistę tej pary, którym została reprezentacja Szwecji. Kolumbijczycy stawali więc w szranki z Anglikami, a stawką miał być teoretycznie najprostszy z możliwych rywali. Było więc o co grać. Poza tym, reprezentanci Kraju Koki mieli skarcić Wyspiarzy za to, że ci umyślnie wstrzelili się w tą teoretycznie łatwiejszą część drabinki. Czy pokazali im, że na tym turnieju naprawdę nie ma już słabych drużyn?
Mecz rozpoczął się spokojnie. Obydwie ekipy bardzo uważały na swoje poczynania i nie stwarzały zbyt dużego zagrożenia pod bramką rywali. W zasadzie podczas tych 45 minut dużo więcej działo się na trybunach. Pijani Anglicy bawili się w najlepsze, a realizator częściej pokazywał emocjonującego się nie wiadomo czym Jamesa Rodrigueza, niż jego grających kolegów. Dziać zaczęło się dopiero po przerwie. Synowie Albionu zostali nagrodzeni karnym za faul na Kane'ie. Carlos Sanchez uznał, że dobrym pomysłem będzie wskoczenie mu na plecy w szesnastce i pobawienie się w kowboja. Do piłki podszedł sam poszkodowany i nie pomylił się. Od tego momentu mecz bardzo się zaostrzył, a piłkarze obydwu zespołów wymieniali się chamskimi zaczepkami, niejednokrotnie kopiąc i uderzając się, kiedy sędzia nie widział. W pewnym momencie Kolumbijczycy wychodzili sami z siebie i tylko Bóg raczy wiedzieć, jakim cudem nie doszło do rękoczynów ani strzelaniny. Podopieczni Pekermana dopięli jednak swego i w doliczonym czasie gry wyrównali, a konkretnie zrobił to Mina, dla którego jest to już trzecia bramka na tym turnieju. Przypominam, że to środkowy obrońca. W dogrywce oczywiście nie działo się nic. Karne, co ciekawe, lepiej strzelali Anglicy, którzy wreszcie się przełamali i wygrali serię jedenastek na Mundialu.
Anglii udało się prześliznąć do ćwierćfinału, choć ich gra pozostawiała wiele do życzenia. Czy to wystarczy na Szwecję? Myślę, że tak, ale potem trzeba już będzie odszukać formę z fazy grupowej. W przeciwnym razie futbol nie wróci do domu, a przecież wszyscy na to czekamy, prawda?