Żaby i ślimaki przepisem na mistrzostwo świata. Francja wygrywa mundial!
Żaby, ślimaki, bagietka, czerwone wino, no i obowiązkowo beret. Bez beretu się po prostu nie da. Taka jest właśnie recepta na zdobycie mistrzostwa świata, które dzisiaj zdobyli wyrachowani jak nigdy Francuzi. Dojrzałość taktyczna i nastawienie na efektywność, nie efektowność, okazały się kluczem do pokonania ambitnej Chorwacji. Trójkolorowi wygrali 4:2 i po raz drugi w historii zostali najlepszą drużyną globu!
Francuzi byli faworytami, nie ma co tego ukrywać. Nie tylko w dzisiejszym finale, ale także w całym turnieju. Nie grali finezyjnej piłki, nie grali jakoś bardzo ofensywnie, ale grali przede wszystkim skutecznie, wiedząc, czego chcą. To poskutkowało chociażby tym, że ani razu nie musieli grać w dogrywce. Tak jak Anglicy w dużej mierze postawili na stałe fragmenty gry, lecz w przeciwieństwie do Wyspiarzy oni mieli do zaoferowania także coś więcej. Griezmann, Mbappe, Pogba, Kante, Varane, Umtiti, Lloris... o takich zawodnikach Chorwaci mogą pomarzyć, choć mają oczywiście jeden z najlepszych środków pola na świecie - Modrić, Rakitić i ten trzeci, który z nimi zagra. Mandżukić też nie jest byle kim, podobnie jak Perisić, ale w ogólnym rozrachunku kadra Francji jest po prostu mocniejsza. Czy to oznacza, że Chorwacja nie miała dzisiaj szans? Nie, oczywiście, że miała. Francuzi byli po prostu bardziej konsekwentni i... mieli więcej farta.
W całym meczu zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki mieli podopieczni Zlatko Dalicia. Oddali więcej strzałów, także do przerwy, przed którą w spotkaniu 2:1 prowadzili Trójkolorowi. Ile razy uderzali na bramkę? Raz... Na prowadzenie wyszli w 18. minucie, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Antoine'a Griezmanna piłkę głową dziabnął Mandżukić i wpakował ją do własnej bramki. Ale ekipa z Bałkanów nie poddawała się, to nie jest w ich naturze, zaatakowali zdecydowanie i już 10 minut później wyrównali za sprawą Perisicia. Kluczem do zdobycia gola także okazał się rzut wolny i schemat z wbiegającym szeroko prawym obrońcą. Jednak skrzydłowy Interu miał też pecha, bo kilka minut później z pomocą VAR-u sędzia Nestor Pitana podyktował rzut karny za jego zagranie ręka. Do jedenastki podszedł Griezmann, nie pomylił się, strzelił na 2:1, oddając tym samym... jedyny strzał Francji w pierwszej połowie.
Druga część meczu stała pod znakiem głęboko ustawionych Francuzów i grających atak pozycyjny Chorwatów. W międzyczasie na boisko zdążyli wlecieć szaleni kibice, a na trybunach został pokazany Waldek Putin. Waldek musi być. Finaliści mistrzostw Europy nie wykazywali chęci prowadzenia gry, ale mieli swoje pięć, a właściwie sześć minut między 59., a 65. minutą. Wszystko to za sprawą dwóch kontrataków. Najpierw gola uderzeniem sprzed pola karnego zdobył Pogba, nieco na raty, z wrytymi jak ziemię Chorwatami, no ale trafił. Natomiast chwilę później, po fenomenalnej akcji lewą stroną Hernandeza, futbolówkę otrzymał Mbappe, który strzałem z dystansu dał swojej drużynie czwartą bramkę. Był to chyba najlepszy moment podopiecznych Didiera Deschampsa w drugiej połowie meczu, bo przez chwilę zapomnieli o murowaniu się, a bardziej skupili na akcjach ofensywnych. Jednak potem wszystko wróciło do normy, kiedy w 69. minucie japy francuskich kibicom przymknął nieco Mandżukić. Napastnik Juventusu zrekompensował się za samobója, spressował Hugo Llorisa (Kariusa) i przeczytał to, gdzie bramkarz będzie wybijał piłkę. No i gol. "Tylko" 2:4.
Chorwaci atakowali, próbowali, strzelali, starali się, ale nie byli w stanie pokonać kapitalnie zorganizowanej Francji. Mieli swoje okazje, jasne, ale nie były to żadne stuprocentówki, bo popularnie zwani Żabojadami zawodnicy grali zbyt skutecznie. Jednak co Varane, to Varane, co Umtiti, to Umtiti. Hernandez i Pavard także niczego sobie. Modrić z Rakiticiem próbowali coś wykombinować, ale nic specjalnego nie udało im się stworzyć. Mecz się toczył, a zegar zbliżał ku końcowi, aż w końcu ostatni gwizdek oznajmił światu, że już nie wielcy Niemcy, ale wielcy Francuzi są najlepsi na świecie!