Przed Ligą Narodów - Anglia
Kolejna kolejka najgłupszych rozgrywek na świecie, bo tak przecież Ligę Narodów ochrzcił Jurgen Klopp, zaczyna się lada dzień. Wiemy już o powołaniach oraz o terminarzu, choć ten akurat był wiadomy dużo wcześniej. Dużo istotniejsze są bowiem te pierwsze, ponieważ mamy już za sobą dobre dwa miesiące gry w najlepszych ligach europejskich, a taki okres mógł znacząco wpłynąć na formę piłkarzy, a co za tym idzie, na składy kadr narodowych. Podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej niewiele różniły się one od tych, które pojechały na Mundial. Teraz zmiany są już znacznie bardziej znaczące, przynajmniej w niektórych przypadkach. Takie zaszły na przykład w Anglii, którą weźmiemy sobie teraz na tapet.
Mamy kilka zmian nie tylko względem Mistrzostw Świata, ale nawet poprzednich spotkań reprezentacyjnych. Pomimo całkiem dobrej formy Gareth Southgate zrezygnował chociażby z Luke'a Shawa, a powołał chociażby Bena Chilwella. Szansę dostał też Lewis Dunk, który przecież w zeszłym sezonie strzelał częściej do własnej bramki niż do cudzej. W tym sezonie prezentuje się jednak dosyć solidnie, choć nie uważam, by zasłużył na powołanie. Ogromne zmiany mamy za to w linii pomocy. Southgate zdecydował się na trzech debiutantów, Masona Mouta, Jamesa Maddisona i Nathaniela Chalobaha oraz na powrót Rossa Barkleya, który pod skrzydłami Maurizio Sarriego wreszcie rozkwitł tak, jak wszyscy tego od niego oczekiwaliśmy. Do oklepanej już linii ataku dołączył genialny ostatnimi czasy Jadon Sancho.
Przed Anglikami dwa bardzo trudne zadania. Będą musieli zmierzyć się z Chorwacją i spróbować zrewanżować się Hiszpanii. Problem jednak w tym, że tym razem zagrają na Półwyspie Iberyjskim, więc o jakiekolwiek punkty nie będzie łatwo. Nawet rozbita ostatnio przez La Furia Roja Chorwacja nie będzie łatwym przeciwnikiem, tym bardziej ze względu na przebudowę składu. Niektórzy zawodnicy mogą zabłysnąć, ale nie można zakładać, że cała młodzież zachwyci i zagra kapitalnie. Nawet ten Sancho, w którym pokładane są ogromne nadzieje wcale nie musi błyszczeć. Angielscy kibice muszą więc mieć na uwadze fakt, że Southgate nie będzie próbował tych dwóch spotkań wygrać za wszelką cenę, bo gdyby tak było, dobrałby innych zawodników. Trzeba więc patrzeć na nie, jako konieczne niedogodności przy długofalowym sukcesie. Przy ewentualnych porażkach na pewno na niego pobluzgają, bo to w końcu Anglicy, ale będą mu jeszcze za to dziękować.