Polska - Włochy - Brzęczek w drodze po przełamanie
Rozumiemy obie strony – rozumiemy tych, którzy uważają, że Liga Narodów to sztucznie napompowane mecze towarzyskie, których stawka jest złudna i jakikolwiek zły wynik w nich nie jest powodem do paniki. OK. Natomiast to są właśnie takie mecze, które mogą – z drugiej strony – przygotować nas lepiej do ważniejszych meczów eliminacyjnych lub rangi mistrzowskiej. Stąd też warto walczyć w nich o zwycięstwo i nie zadowalać się remisami. I dlatego… o ile remisem z Włochami się nie martwiliśmy, a nawet szukaliśmy pozytywów, o tyle ponownym starciem z nimi się przejmujemy. Bo po prostu wypada je wygrać.
Była w nas nadzieja – lepszego składu niż ten, który grał z Portugalią nie dało się wystawić. Innych zmian też byśmy nie zrobili. Brzęczek zaryzykował i ponowne głosy nawołujące, że do niczego się nie nadaje, są po prostu głupie. Piłkarze nie wygrali na boisku, obrona zagrała bardzo źle, a z pomocników mogliśmy co najwyżej pochwalić Zielińskiego i współczuć mu, że nikt nie jest w stanie porządnie z nim współpracować (bo nawet Klich tego nie umiał).
Portugalia bez Cristiano Ronaldo i Goncalo Guedesa i tak była od nas silniejsza. Mieliśmy słuszną nadzieję, ale ciężko wygrywa się mecz, mając tak dziurawą defensywę. W ostatnich 12 miesiącach czyste konto zachowaliśmy ledwie w meczach z Rumunią, Urugwajem, Litwą i Japonią. Nie wygraliśmy od 12 czerwca. Czas to dzisiaj zmienić, bo Bolonia pokazała, że Włosi są do pokonania.
A jeśli nie przekonała nas Bolonia, to niech przekona tweet Mateusza Święcickiego:
W piętnastu ostatnich meczach reprezentacja Włoch wygrała ledwie cztery razy. Pokonała wielkie drużyny:
— Mateusz Święcicki (@matiswiecicki) 13 de octubre de 2018
Lichtenstein
Izrael
Albanię
Arabię Saudyjską
Poproszę więc jutro o zwycięstwo nad tymi dziadami. Bez wymówek.
Trochę martwi nas formacja, którą znów chce przetestować Jerzy Brzęczek – na lewą stronę ma wskoczyć niegrający w Atalancie Arkadiusz Reca, znów zagramy bez skrzydłowych, zaś w środku pola zabraknie pauzującego Mateusza Klicha oraz odstawionego z przyczyn nam nieznanych Grzegorza Krychowiaka. Nadzieja w Damianie Szymańskim i Karolu Linettym, piłkarzach, którzy nie mogą wrześniowego zgrupowania zaliczyć do udanych.
O sytuacji Włochów pisał dzisiaj Jan Rusinek w TYM tekście – generalnie nastroje są dużo bardziej obojętne aniżeli w przypadku czwartkowego spotkania. Włosi są wściekli – przeżywają największą zapaść od wielu lat, nie umieli nawet wygrać w spotkaniu z równie mocno przebudowywaną Ukrainą (którą prowadzi Andrij Szewczenko). Jeśli ich największą gwiazdą jest Lorenzo Insigne, który jest dobrym piłkarzem, ale tylko na miarę Napoli, to znaczy, że coś jest nie tak.
My przede wszystkim czekamy na pierwszego od czasu meczu z Litwą gola Roberta Lewandowskiego. Wiemy, że w końcu przełamie się w tym roku, natomiast widać znów, że jego rola ogranicza się do pomocy kolegom. Sprytne absorbowanie Rui Patricio, wejście w pojedynek, po którym zbita piłka wylądowała pod nogami Błaszczykowskiego, dogranie piłki do Zielińskiego – każde z tych zachowań świadczy o tym, że Robert ma swój wkład w akcje bramkowe Polaków. Niestety, sam nie strzela, a wiemy, jak bardzo byliśmy zależni od jego formy strzeleckiej choćby w eliminacjach MŚ 2018.
Dziś nie wysyłamy apeli o zwycięstwo, bo szczególnej rocznicy dziś nie ma. Co najwyżej możemy przypomnieć sobie remis 2:2 ze Szkocją i faul, po którym rzeźnik Greer mógł nawet złamać nogę Robertowi Lewandowskiemu. Dziś nie chcemy pogruchotanych kości. Dziś chcemy zobaczyć walkę i nawet minimalną wygraną. Chodzi o spokój – Brzęczek w końcu musi wygrać, a my naszą formą po prostu nie zasługujemy na to, by wypaść z Dywizji A. Włosi są gorsi. Aha. Poprosimy też o brak fauli w polu karnym. To pomaga wygrać.