Polska - Czechy 0:1 - frustracja słowem na dziś...
Polska reprezentacja przegrała 0:1 z zespołem Czech w meczu towarzyskim. Jerzy Brzęczek wciąż nie odniósł zwycięstwa w roli selekcjonera. Nie odwrócił złego losu w spotkaniu, które odbyło się dzisiaj na stadionie w Gdańsku. Wyczekiwanie na wygraną się nie zakończyło.
Polacy są smutni, ponieważ nasz styl pozostawiał wiele do życzenia, natomiast jeśli mamy mówić o tym, gdzie dziś jesteśmy, to prawdopodobnie forma oscyluje między meczami z września a tymi z października. Ale nadziei jest mało...
Składy na to spotkanie prezentowały się tak:
🔴 MAMY SKŁAD
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) 15 de noviembre de 2018
W takim składzie zagramy w meczu z Czechami. ⚽️⤵️
________________
70 minut do meczu #POLCZE 🇵🇱🇨🇿 pic.twitter.com/2b6Gr68hpY
V této sestavě nastoupí #ceskarepre 🇨🇿 do přípravného utkání proti @pzpn_pl 🇵🇱 pic.twitter.com/sEVBQVdZHu
— Česká fotbalová reprezentace (@ceskarepre_cz) 15 de noviembre de 2018
Ci, którzy wspominali czasy Karela Poborsky’ego (którego Kamil Grosicki mylił przecież z Łukaszem Podolskim), Jana Kollera, Tomasa Rosicky’ego, całego tego pokolenia, które rozpoczęło dobre czasy na EURO 1996, a następnie wdrapało się w 2005 roku na drugie miejsce rankingu FIFA… mogli poczuć szok. Ostatnie mecze Czechów w Polsce kończyły się dwoma naszymi zwycięstwami i jedną porażką Polaków (ale jak dotkliwą i smutną, na EURO 2012). Tu nie było wielkich piłkarzy, byli tylko kandydaci na takowych. Selekcjoner Jaroslav Silhavy, nazwany przez Jacka Laskowskiego czeskim Łukaszem Surmą (z uwagi na najwięcej występów w lidze czeskiej), od razu postawił na cały swój potencjał. Nikogo silniejszego od Theodore’a Gebre Selassiego, Patricka Schicka, Mateja Vydry, Jiriego Pavlenki i Pavela Kaderabka nie miał.
Wskazać można było jeszcze dwie rzeczy - frekwencja w Gdańsku ewidentnie nie dopisywała:
Frekwencja na chwilę przed hymnami... 😒#POLCZE pic.twitter.com/kMbPFFKPyC
— Rafał Majchrzak (@RMnaTT) 15 de noviembre de 2018
Z kolei przed meczem Robert Lewandowski otrzymał z rąk prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka nagrodę za swoje osiągnięcie - w październiku wybiło mu na liczniku 100 meczów w reprezentacji Polski.
No i dobił @lewy_official do setki w biało-czerwonych barwach❗👏💯 Który z tych meczów najbardziej utkwił Wam w pamięci?
— TVP Sport (@sport_tvppl) 15 de noviembre de 2018
Transmisja #POLCZE 🇵🇱⚽🇨🇿 w TVP 1, #tvpsport oraz aplikacji mobilnej i na naszej stronie ➡ https://t.co/PvtEb3flWN pic.twitter.com/TiK87JgRNv
A co powiemy o meczu?
Po chwilowym szoku, jakim była akcja Czechów po 23 sekundach spotkania, Polacy starali się złapać rytm. Gorzej, że go nie złapali. Goście podchodzili bardzo blisko naszej szesnastki, a cisza na trybunach stadionie w Gdańsku tylko potęgowała nasze początkowe słabe wrażenie.
Na całe szczęście wzięliśmy się do roboty – dobra koronkowa akcja, w której udział brali Robert Lewandowski, Kamil Grosicki i Mateusz Klich mogło wywołać popłoch w defensywie Czechów, którzy wcale nie radzili sobie lepiej od nas. Nadrabiali za to w ataku, gdzie przeprowadzili przez pierwsze 15 minut aż 3 groźne akcje.
To, co rzucało się w oczy, to brak elitarnej jakości po obu stronach (bylibyśmy głupcami, spodziewając się takowej). Incydentalne sekwencje gry, gdzie wymieniano 3-4 podania zdarzyły się zbyt rzadko, podobnie jak rzadko odzywali się kibice na trybunach stadionu Lechii Gdańsk (czasem krzyczeli „Polska, Polska”). To, co mogło się zaś choć trochę podobać… to chyba tylko fakt, że nie baliśmy się średniej klasy rywala. Starał się Mateusz Klich, który odnotowywał groźne strzały. Szarpał po lewej stronie Kamil Grosicki, a każda ofensywna akcja Polaków zaczynała się od niego, a także odbywała się z jego udziałem. Brawo, Turbo! Wreszcie!
Obie drużyny liczyły na przypadkowość – natomiast w kontratakach wyraźnie górowali Czesi. Polacy nie imponowali pomysłami przy wyprowadzaniu piłki, kończyło się to tylko tym, że pięciu pomocników stało w jednej linii, przed nim był tylko Robert Lewandowski, a jeszcze dalej – pięciu obrońców. To, jak słabo wyglądał w tym spotkaniu nieobecny kompletnie Piotr Zieliński, było zatrważające. Momentami jedynie, co robił, to przetrzymywanie piłki przy nodze na 45. metrze, stojąc tyłem do bramki rywala.
Kolejny etap pierwszej połowy nie przyniósł znów nic dobrego - daliśmy Czechom wyprowadzić dwie akcje, w których o wielu sprawach decydował ponownie przypadek. Najpierw nabicie napastnika, a później jakieś totalnie niewytłumaczalne odpuszczenie wolno lecących górnych piłek, które były chyba próbami podań (bo sam nie wiem, czego innego). Piłka z każdym razem mijała bramkę Łukasza Skorupskiego, a znowu dużo strachu najedliśmy się za sprawą Mateja Vydry, piłkarza Burnley.
Jeśli mielibyśmy wskazać jeszcze jeden moment, który zapadł nam w pamięć, to będzie to na pewno dobry odbiór Przemysława Frankowskiego, gdy naprawiał błąd Bartosza Bereszyńskiego. Z kolei odbiór Lewandowskiego na połowie rywala sprawił, że ten sam Frankowski po kolejnej dobrej akcji uderzył po długim słupku, ale gola nie było. Próbował też poprawiać Grosicki, ale również nie udało mu się trafić.
My naprawdę mogliśmy strzelić gola w pierwszej części spotkania, ale bylibyśmy nieuczciwi, gdybyśmy powiedzieli, że Matej Vydra nie zasłużył na jedno trafienie. Mecz może nie był najnudniejszy, natomiast nic kompletnie z niego nie wynikało. To były małe chwile, drobne rzeczy, które czasem nas cieszyły. Po stronie plusów mogliśmy zapisać nazwiska Klicha, Grosickiego, Frankowskiego, Skorupskiego i chyba Lewandowskiego również (jako jedyny w pojedynkach siłowych nie dawał się przewracać).
Druga połowa rozpoczęła się z kolei tym, co widzieliśmy już wcześniej – ZBYT WYSOKIE WRZUTKI. Albo niecelne piłki, albo brakowało centymetrów w powietrzu. Jacek Laskowski momentami schodził już na wątki poboczne i pozwalał sobie na historyjki związane z hokeistą Jaromirem Jagrem w łóżku.
A potem przyszło to, czego się baliśmy – akcja z zupełnego przypadku: Patrick Schick odpuszczony przez Jana Bednarka, który potem podjął się próby odbioru, ale… dał się przestawić. Normalnie dał się przestawić, piłka poszła na bok, a tam już czekał Jakub Jankto i trafił do pustej bramki…
No i niestety❗ Jan Bednarek bezpardonowo przepchnięty w naszym polu karnym i Czesi obejmują prowadzenie 🙁
— TVP Sport (@sport_tvppl) 15 de noviembre de 2018
Transmisja #POLCZE 🇵🇱⚽🇨🇿 w TVP 1, #tvpsport oraz aplikacji mobilnej i na naszej stronie ➡ https://t.co/PvtEb3flWN pic.twitter.com/JOXbxlmJH8
Gorzej, że później do podobnie pustej bramki nie trafił Lewandowski… i wyglądało to bardzo źle. Piłka trafiła mu między nogi tuż po tym, jak idealnie piłkę rozprowadzono na prawej stronie. TO POWINIEN BYŁ BYĆ REMIS. Podskoczyła piłka – to raz. „Lewy” odstawił kabaret – to dwa. To musiało wpaść. Pytaliśmy go:
Jak nie idzie, to nie idzie❗😠 Pudło Roberta Lewandowskiego (na razie) symbolem nieporadności biało-czerwonych w meczu z Czechami 🙁🇵🇱⚽🇨🇿
— TVP Sport (@sport_tvppl) 15 de noviembre de 2018
Gramy do końca❗ Transmisja #POLCZE w TVP 1, #tvpsport oraz aplikacji mobilnej i tu ➡ https://t.co/PvtEb2XKyd pic.twitter.com/0y2alDDvNm
To był typowy mecz polskiej drużyny. Obudziliśmy się dopiero po stracie gola. Zaczął się nasz napór – gorzej, że Kamil Grosicki z każdą minutą grał coraz słabiej. Wszedł Jakub Błaszczykowski, wszedł Damian Kądzior, ale nawet oni nie umieli dać czegoś ekstra w tym spotkaniu. My cały czas próbowaliśmy wejść z piłki do bramki. Za mało było dobrych strzałów. Za mało było groźnych strzałów. Pazur został na ławce, na której czekali Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek i Adam Buksa. Myśmy jednak nawet w tych niebezpiecznych okazjach musieli przestawiać sobie piłkę na drugi, trzeci raz – coraz mniej sił, coraz mniej możliwości zagrania na jeden kontakt. Byliśmy nieporadni.
Szczęśliwie nasz trener obudził się i przed 80. minutą wprowadził drugiego napastnika. Nic to nie dało. Biliśmy znowu głową w mur. Przez te słowa ponownie przemawia bezradność.
Oto, co wiemy po tym spotkaniu: NIC.
Katar umiał wygrać z Szwajcarią. Izrael wygrywał z Gwatemalą. My nie umieliśmy wygrać z Czechami.