Leonardo Bonucci ostro o kibicach
Reprezentacja Włoch wczoraj rozegrała swój mecz z Portugalią. Mimo wyniku 0:0, kibice i sympatycy Squadra Azzurra patrzą ze spokojem w przyszłość. Gra Włochów wyglądała naprawdę przyzwoicie i wszystko idzie tam w dobrym kierunku. Podczas meczu, można było zaobserwować jeden drobny szczegół. Ilekroć przy piłce był obrońca Italii Leonardo Bonucci, tylekroć na San Siro rozlegały się gwizdy.
To nie są dobre dni dla Leonardo Bonucciego. Z jednej strony piłkarsko zaczyna się odbudowywać, ale jego ostatnie pozaboiskowe zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Jego wypowiedzi mogą sugerować, że jest to człowiek chory psychicznie, który gubi się w zeznaniach i jest strasznym hipokrytą. Po wczorajszym meczu postanowił odnieść się do gwizdów, które intonowali kibice na stadionie.
Wśród kibiców zawsze są jacyś imbecyle. Mam zaufanie kolegów z zespołu i trenera. To jest dla mnie najważniejsze.
Naprawdę? Powiedział to człowiek, który tydzień temu nie był w stanie spojrzeć w oczy kibicom klubu, w którym jeszcze rok temu był kapitanem. To również postać, której opis kariery można przedstawić w punktach i ostrzegam. Tutaj nie ma grama logiki w działaniach i wypowiedziach.
- W 2009 roku jako zawodnik Interu nie był w stanie się przebić do pierwszego zespołu, ale już wtedy deklarował się jako wielki interista.
- Z Interu przeniósł się do Genoi, gdzie uznali po miesiącu, że się nie nadaje i wysłali go na rok do Bari.
- Z Bari wziął go do siebie Juventus, gdzie piłkarsko dojrzał. W trakcie jego pobytu dostał ogromny kredyt zaufania, ponieważ popełniał kardynalne błędy w obronie.
- Został szanowanym na całym świecie graczem, którego wymieniało się wśród najlepszych stoperów na świecie.
- W finale w Cardiff uderzył w twarz Paulo Dybalę, przegrał finał i musiał sobie szukać nowego klubu.
- Poszedł do jednego z największych rywali, gdzie został nawet kapitanem, a kibice wybaczali mu wszelkie błędy, które robił jesienią.
- 31 marca - przyjechał na mecz z Juventusem już w towarzystwie nowych kolegów. Pomimo deklaracji, że nie będzie celebrował ewentualnego gola, zrobił to z największą ochotą.
- Jak „prawdziwy” kapitan, jako pierwszy uciekł ze statku już po czterech miesiącach. Postanowił klęczeć na grochu i wrócić do "Starej Damy".
- Jako wielki obrońca moralności, postanowił wytłumaczyć Mourinho, że to, co robił po meczu jest bardzo nieeleganckie i takie okazywanie radości nie przystoi (patrz punkt 7.)
- Zamiast wyjść na mecz z Milanem, poprosił Massimiliano Allegriego, żeby nie musiał grać na San Siro od pierwszej minuty.
- Teraz tłumaczy, że kibice to imbecyle i jest kompletnie zaskoczony, iż ktokolwiek mógł na niego akurat na tym stadionie gwizdać.
Także tego... jak doskonale widzicie, ten człowiek ma widoczne problemy z głową i oceną rzeczywistości. Swoim zachowaniem na przestrzeni dwóch tygodni pokazał się i w konkursie na "Dzbana Roku" wygrałby w cuglach. Niesamowite jest to, jak człowiek wykazujący sporo boiskowej inteligencji, jest prywatnie takim idiotą. Cóż, to jego problem, a my - jako obserwatorzy - możemy się z tego tylko śmiać.
Piękny kurwa jesteś, piękny Leo. (foto z IG @rasdellafossaa) pic.twitter.com/WCXiVW5R5K
— Krzysiek Pierściński (@kpiersc) 2 sierpnia 2018