Grande Piątek! - po meczu Milan vs Napoli
Kilkadziesiąt minut temu na San Siro zakończyło się spotkanie Milanu z Napoli. Zostało one rozegrane w ramach ćwierćfinału Pucharu Włoch. Nas interesowało ono przede wszystkim ze względu na Polaków, których mogliśmy tego dnia oglądać. I oglądaliśmy – jeszcze jak!
Składy:
Milan: Gianluigi Donnarumma – Ignazio Abate, Matteo Musacchio, Alessio Romagnoli, Diego Laxalt – Franck Kessie, Tiemoue Bakayoko – Samu Castillejo, Lucas Paqueta (86’ Ricardo Rodriguez), Fabio Borini (60’ Hakan Calhanoglu) – Krzysztof Piątek (79’ Patrick Cutrone)
Napoli: Alex Meret – Kevin Malcuit (86’ Jose Maria Callejon), Nemanja Maksimović, Kalidou Koulibaly, Faouzi Ghoulam – Fabian Ruiz, Amadou Diawara (58’ Dries Mertens), Allan (46’ Adam Ounas), Piotr Zieliński – Lorenzo Insigne (C), Arkadiusz Milik
Spotkanie rozpoczęło się podobnie do tego, które przyszło nam oglądać zaledwie 3 dni temu w dokładnie tym samym miejscu. Żadna z drużyn nie zdominowała swojego rywala, gra była mocno szarpana, a nawet jeśli doszło do jakiejś sytuacji, to była ona marnowana. Zresztą – raczej nie można tych szans nazywać dogodnymi.
Wszystko zmieniło się w 11. minucie, kiedy kapitalną prostopadłą piłkę do Krzyśka Piątka posłał Diego Laxalt. Polak dopadł do futbolówki, popędził z nią na bramkę Mereta i pewnie wykończył tę sytuację. 1:0 Milan, Piątek w wielkim stylu wita się z San Siro! Warto przyznać, że fatalnie zachował się Nikola Maksimović, którego podanie Laxalta przeskoczyło jak juniora i w ogóle sprawiał wrażenie totalnie niezorientowanego w sytuacji. A nasz polski „Il Pistolero” takich sytuacji nie marnuje, więc była to egzekucja na Merecie.
W 27. minucie było już 2:0. W roli głównej… znów Krzysiu Piątek! Polak dostał dalekie, wydawałoby się że wyrzucające, podanie od Lucasa Paquety. Polak dokonał jednak niemożliwego – ograł, a wręcz ośmieszył Kalidou Koulibaly’ego prostym zwodem do środka i pięknym strzałem po długim słupku podwyższył prowadzenie Milanu. Jak to sam powiedziałem – Senegalczyk podążał za Polakiem w tempie, w jakim depcze się kapustę w beczkach. Ta sytuacja i ogólnie ten mecz to totalne zaprzeczenie wielkiej klasy K2.
8 minut później Napoli powinno grać w „dziesiątkę”. Skrajnie nieodpowiedzialnym i agresywnym wślizgiem „popisał się” Milik, który wyciął równo z trawą Tiemoue Bakayoko. Francuz przy mniejszym szczęściu mógł złamać nogę, a wtedy nie byłoby za wesoło. Arek natomiast musi się cieszyć i dziękować sędziemu, że ten nie wyrzucił go z boiska, a ukarał tylko żółtą kartką. Tak, ja rozumiem, że kibicujemy Polakom, dopingujemy ich, ale powiedzmy sobie szczerze – brak czerwonej kartki dla Milika to kpina.
Co się działo po przerwie? Ano – niewiele. Napoli próbowało odrabiać, ale zawsze czegoś brakowało. Milan z kolei chciał grać z kontry, jednakowoż w ich postawie widać było to, że prowadzą dwiema bramkami. Brakowało skupienia i tego „błysku w oczach” w wykańczaniu akcji.
Carlo robił co mógł – dyrygował piłkarzami, przestawiał ich, podpowiadał im, robił zmiany. To wszystko jednak na nic – „Rossoneri” byli tego dnia za mocni. Albo inaczej – „Azzurri” nie mieli w swoim składzie Krzysztofa Piątka.
Koniec końców wynik nie uległ już zmianie i podopieczni Gennaro Gattuso mogą cieszyć się z awansu do półfinału. Ich przeciwników poznamy pojutrze, kiedy na Meazza zmierzą się ze sobą zespoły Interu oraz Lazio. Przyznam szczerze – już ostrzę sobie ząbki na Derby della Madonnina w półfinale. To będzie prawdziwa futbolowa uczta. Jednakowoż – do tego celu „Nerazzurri” muszą pojutrze wykonać swoją robotę i odprawić z kwitkiem Lazio
Tymczasem – Milan 2:0 Napoli.