Icardi zagęszcza atmosferę
Czym byłaby włoska piłka, gdyby nie było w niej tych temperamentnych awantur? Prawdopodobnie po prostu sportem. Dzięki tym wszystkim charakternym Włochom, Argentyńczykom i całej piłkarzy z Bałkanów wiecznie coś się tam dzieje. Ostatnio też się zadziało i akurat przypadek chciał, że awantura dotyczyła wszystkich tych trzech narodowości.
Inter Mediolan miał udać się na spotkanie jednej szesnastej finału Ligi Europy przeciwko Rapidowi Wiedeń. Dla „Nerrazzurich” miał być to kolejny dzień w biurze, gdyś Austriacy na papierze są od nich znacznie gorsi. Niestety dla Mediolańczyków problemy zaczęły pojawiać się nie na boisku, a już przed meczem. Na spotkanie z zespołem nie pojechał bowiem Mauro Icardi. Argentyńczyk nie był kontuzjowany. Rzekomo rezygnacja z meczu była jego osobistą decyzją. Menedżer zespołu, Luciano Spalletti, zareagował momentalnie i zabrał napastnikowi opaskę kapitańską, którą przejął Samir Handanović. Na ten moment to Słoweniec jest więc przedłużeniem szkoleniowca na boisku, a Icardi nikim, bo na ten moment nie zanosi się nawet żeby zagrał. Nie wiemy, czym odkładnie spowodowane jest całe zamieszanie, ale możemy przypuszczać, że chodzi o bezpośrednią sprzeczkę ze Spallettim. Kwestia przez kilka dni pozostawała bez rozwiązania i teraz wiemy już, że jeszcze trochę taki stan rzeczy się utrzyma.
„Fox Sports” podaje bowiem, że Argentyńczyk jasno zakomunikował, że nie zagra, dopóki nie odzyska swojej opaski. Spalletti za to nie zamierza mu jej oddawać za szopkę, którą odstawił. Na tę chwilę sytuacja jest więc patowa, a panowie nawzajem się szachują. Znając temperamenty obydwu, możemy spodziewać się, że Icardi faktycznie już w Interze nie wystąpi. Mówiło się bowiem, że po sezonie ma odejść do Realu Madryt, a tak sprzeczka tylko zwiększa na to szanse. Nie możemy też wykluczyć, że została ona sztucznie wykreowana, tylko po to, by zmusić Inter do sprzedania go. To byłoby jednak śmieszne, żenujące i kompletnie niedojrzałe ze strony kapitana zespołu. Z takim zachowaniem to najbliżej mu do Chelsea, a nie do Realu. W końcu to w Londynie zachowują się jak przedszkolaki. W Madrycie tylko nie umieją grać.