Piątek i Milik w cieniu Drągowskiego - podsumowanie 32. kolejki Serie A
Mamy już połowę kwietnia, a co za tym idzie rozgrywki Serie A powoli zmierzają ku końcowi. Emocje dotyczące walki o mistrzostwo rzecz jasna już dawno za nami, jednak cały czas czekamy na kilka rozstrzygnięć zarówno w górnej, jak i w dolnej części tabeli. W minionej kolejce mieliśmy spotkanie istotne w walce o awans do Ligi Mistrzów (Milan vs Lazio), oglądaliśmy również niezwykle prestiżowy mecz derbowy (Sampdoria vs Genoa) oraz spotkanie kompletnie nikogo nieobchodzące (Sassuolo vs Parma). Pora na krótkie podsumowanie wyżej wymienionych oraz pozostałych spotkań ostatniej serii gier na włoskich boiskach. Serdecznie zapraszamy!
SPAL 2:1 Juventus
Marcin: Spodziewałem się, że mimo wszystko w tym starciu zatriumfuje ekipa z Turynu. Nie przewidziałem jednak, że Massimiliano Allegri wystawi drużynę Primavery. Na Stadio Paolo Mazza górą było doświadczenie. Decydującą bramkę w meczu zdobył 37-letni Sergio Floccari, czym znacznie przybliżył SPAL do utrzymania w lidze. Ostatnie pięć spotkań gospodarzy to cztery zwycięstwa. Seria jak najbardziej imponująca. Juventus zaprezentował się tak jak w ostatnich meczach ligowych. Znów zagrał na 10% swoich możliwości, znów bramkę strzelił Moise Kean. Nic nie zmienia to jednak w tabeli Serie A. „Stara Dama” mistrzem może zostać oficjalnie w następnej kolejce.
AS Roma 1:0 Udinese
Adrian: Po doprawdy słabym sezonie Roma mimo wszystko wciąż ma szanse na awans nawet do TOP 4. Wiem, że brzmi to jak kiepski żart, ale taka jest prawda – przyczyniły się do tego ostatnie 2 zwycięstwa (z Sampdorią oraz właśnie to sobotnie, z Udinese). Tym razem bohaterem „Giallorossich” Edin Dzeko. Udine z kolei po dobrej serii meczów znów przegrywa i znów musi się martwić o własny tyłek w kwestii walki o utrzymanie. O samym meczu nie ma się co rozpisywać – typowe 1:0 i tyle w temacie. Co czeka oba zespoły w następnej kolejce? Roma pojedzie na piekielnie trudny teren do Mediolanu, by na Giuseppe Meazza zmierzyć się z Interem, zaś Udinese na własnym stadionie podejmie Sassuolo.
Milan 1:0 Lazio
Marcin: Mecz, delikatnie mówiąc nie porwał nikogo, kto zasiadł przed telewizorem bądź pofatygował się na San Siro. Patrząc na formę obu drużyn, żadna nie zasługuje na awans do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, a przecież o taką stawkę toczyło się sobotnie spotkanie. Gospodarze wygrali po rzucie karnym wykorzystanym przez Francka Kessiego. Z gry nie byli w stanie pokonać bramkarza gości, prezentowali niezwykle toporny futbol. Teoretycznie zwycięstwo przybliżyło Milan do zajęcia czwartego miejsca na koniec sezonu, ale w praktyce, grając tak jak w ostatnich kolejkach, osiągnięcie tego celu będzie niezwykle trudne.
Torino 1:1 Cagliari
Adrian: Typowe Torino. Niby potrafili ogrywać Inter, Atalantę czy Sampdorię, ale jak przychodzi jakaś Bologna czy Cagliari na kiju, to już wygrać nie potrafią. Panie Belotti – uciekaj pan stamtąd, póki jeszcze czas. To samo oczywiście tyczy się pana Barelli z Cagliari. Co można napisać o tym meczu poza tym, że był typowym niedzielnym spotkaniem z 12:30? No chyba tylko to, że sędzia, pokazał w nim aż 3 czerwone kartki, a obejrzeli je Simone Zaza (strzelec bramki), Luca Pellegrini oraz… Nicolo Barella. W następnej kolejce Torino zagra na wyjeździe z Genoą, która ni stąd, ni zowąd została wplątana (a raczej sama się wplątała) w walkę o utrzymanie. Cagliari natomiast wygra u siebie z Frosinone. Tak, mówię to jeszcze przed meczem. Róbcie screeny.
Fiorentina 0:0 Bologna
Marcin: Ponowny debiut Vincenzo Montelli we Florencji nie wypadł zbyt okazale. Gospodarze zremisowali bezbramkowo z walczącą o utrzymanie Bologną. Licznik "Violi" wciąż bije. Kibice tego klubu nie mają jednak wielkich powodów do radości. Chodzi bowiem o serię meczów bez zwycięstwa, która po weekendzie wynosi już dziewięć spotkań. Mając w składzie takich graczy jak Chiesa, Simeone czy Muriel, to po prostu nie przystoi. Bologna ostatnimi czasy prezentuje się dużo lepiej, natomiast cały czas balansuje na krawędzi życia i śmierci i prawdopodobnie do samego końca będzie drżała o ligowy byt.
Sampdoria 2:0 Genoa
Adrian: Przewidziałem spokojne, dwubramkowe zwycięstwo Sampy? I tak też się stało – podopieczni Marco Giampaolo nie pozostawili rywalom zza miedzy żadnych złudzeń co do tego, kto w tym momencie dzieli i rządzi w Genui. Defrel raz, Quagliarella dwa, do tego Biraschi z czerwoną kartką trzy i było po sprawie. Genoa, jak już wspomniałem, nagle znalazła się w centrum walki o utrzymanie, co tylko potwierdza, jak kapitalnym i ważnym dla niej zawodnikiem był Krzysztof Piątek, którego Toni Sanabria (niestety, przykro mi) nie zdołał zastąpić i obecnie ekipa Prandellego żyje z goli strzelonych właśnie przez zastępców Piątka. Czyli przez nikogo. Czyli nie ma goli. Czyli nie żyje. „Blucerchiati” natomiast odżywają i pokazują, że w walce o europejskie puchary nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Sassuolo 0:0 Parma
Marcin: Drugi z opisywanych przeze mnie meczów, które zakończyły się wynikiem 0:0. Ale właściwie co tu opisywać? Obie drużyny nie walczą już praktycznie o nic (no może Parma nie jest jeszcze w stu procentach pewna utrzymania), obie od dłuższego czasu nie prezentują zbyt ciekawego futbolu (co doskonale widać po wyniku tego spotkania). Gospodarze mieli sporą przewagę, lecz gdyby Ceravolo wykorzystał w pierwszej połowie rzut karny, Parma mogłaby dosyć niespodziewanie zgarnąć trzy punkty.
Chievo 1:3 Napoli
Marcin: Zwycięstwo Napoli nad beznadziejnym Chievo nikogo pewnie nie zdziwiło. Wielu na pewno ucieszyło, gdyż oznacza ono, że okupujący od dawien dawna ostatnią pozycję w tabeli gospodarze niedzielnego starcia po jedenastu latach oficjalnie żegnają się z Serie A. Jak napisał na Twitterze Piotr Dumanowski - "płakać nie będziemy". Jeśli chodzi o drużynę z Neapolu - siedemnasta bramka w sezonie strzelona przez Arkadiusza Milika. Polski napastnik dołącza do rywalizacji o koronę króla strzelców, czając się za plecami Ronaldo, Zapaty, Piątka oraz Quagliarelli. Warto również odnotować dwie bramki autorstwa Kalidou Koulibaly'ego, u którego do niedzieli w rubryce "gole w Serie A w sezonie 2018/19 widniało okrągłe zero. Ale z kim strzelać bramki, jak nie z Chievo?
Frosinone 1:3 Inter Mediolan
Adrian: Tutaj również było blisko do tego, by wszedł mi dokładny wynik meczu. Niestety, moje „plany” pokrzyżował Matias Vecino, który w doliczonym czasie gry strzelił bramkę na 3:1 dla Interu i moje 2:1 poszło się… uprawiać miłość. Nie żebym narzekał – im więcej zwycięstw „Nerazzurrich” i im one wyższe, tym moje serduszko bardziej się raduje. Miejsce w czołowej trójce na koniec sezonu coraz bliżej, drodzy państwo. Ale, cytując Piotra Fijasa z grudnia 2000 roku, mówiącego wówczas o formie Adama Małysza: „spokojnie, to się jeszcze zdąży spieprzyć”. Piłkarze Frosinone udowadniają z kolei, że jedyne utrzymanie, na jakie stać ich w tym sezonie, to utrzymanie własnych rodzin. Ekipo sprzątająca, odwołuję Was, bo pozamiatałem.
Atalanta 0:0 Empoli
Adrian: : Dwa słowa: BARTŁOMIEJ DRĄGOWSKI. Występ bramkarza w tym meczu to jakiś kosmos. Atalanta oddała 47 (!) strzałów na jego bramkę, z czego 18 (!) celnych. Zgadnijcie ile z nich Polak wpuścił do siatki. Dobrze myślicie – ŻADNEGO. 17 z nich obronił sam, a jeden został zablokowany przez zawodnika z pola. To oczywiście potwierdza, jak wielką przewagę miała w tym meczu „La Dea” oraz jak beznadziejne jest Empoli, ale potwierdza też jedną rzecz – że Polska wybitnymi bramkarzami stoi i basta. Oczywiście, jak to mówią: „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, ale w przypadku Bartka jestem spokojny a także przekonany o tym, że jeśli nie wygryzie z Fiorentiny Albana Lafonta (od którego na dzień dzisiejszy jest po prostu lepszym bramkarzem), to na bank zatrudni go jakiś inny klub w Serie A. KOSMICZNY MECZ POLAKA