Oko na Polaka #7
Polacy szaleli w ostatni weekend w Serie A i odbiło się to szerokim echem u nas. Wyczyny naszych stranierich nie umykają obserwatorom tej ligi, którzy często komplementują naszych zawodników, a zachwyty wielu nie są w żadnym wypadku przesadzone. Przyjrzyjmy się zatem, jak w ten weekend grali nasi i co udało im się ciekawego ugrać.
Wojciech Szczęsny - po słabym występie w Weronie w pierwszej serii gier, zrehabilitował się na własnym stadionie. Zachował czyste konto w meczu z Lazio i póki co muruje swoją pozycję w bramce. Oby tak dalej!
Arkadiusz Milik - nie był to jego wieczór na San Paolo. Nie zagrał złego meczu, bo próbował strzelać i brał czynny udział w grze, ale jego udział odbył się bez fajerwerków. Zwłaszcza, że tego wieczora show ukradł inny z Polaków grających dla Napoli.
Piotr Zieliński - naprawdę nie wiem, co z nim jest nie tak. On potrafi zmieścić dwa gole na San Paolo z Milanem (tak jak w sobotę) i zagrać koncert drugą kolejkę z rzędu. Wystarczy jednak założyć mu koszulkę reprezentacji i nagle... zaczyna baranieć i nie wie, jak prosto kopnąć piłkę. Tak czy inaczej, był on najlepszy na boisku i głównie dzięki jego postawie Napoli mogło powalczyć o zwycięstwo, w prawie przegranym już meczu. Grande, Pietro i oby tak dalej!
Thiago Cionek - przeciętny występ Thiago, bez większych wybuchów, ale co najważniejsze - na zero z tyłu. SPAL znalazło się w naprawdę doborowym towarzystwie Napoli i Juventusu, bo póki co tylko te trzy zespoły mają komplet zwycięstw. Nie był może Cionek w tym meczu bezbłędny, bo parę razy zdarzyło mu się obciąć, ale on sam może być spokojny o swoją pozycję u trenera Sempliciego. Gorzej natomiast z kadrą, bo Jerzy Brzęczek nie widzi w niej dla niego miejsca.
Łukasz Teodorczyk - "Teo" wszedł ponownie z ławki, tym razem na wygrany już mecz swojego nowego klubu. Nie miał za dużo do roboty, ponieważ cała drużyna nie miała już powodu do szaleńczej gonitwy za wynikiem i udało się jej ugrać trzy punkty. A Teo nie zepsuł nic i był jak Paweł Janas, który się nie wp...
Bartosz Bereszyński - według doniesień, Bartek miał na ten mecz być średnio gotowym, ale zawsze lepszy on niż Jacopo Sala, więc dostał 90 minut na pokazanie się z dobrej strony. Nie wyszło mu to najlepiej - przy jedynym golu w tym meczu odpuścił krycie De Paula, a potem zrobił mu miejsce na strzelenie gola. Występ do zapomnienia i czekamy na optymalną formę Bartka, bo wiemy, że go na nią stać.
Karol Linetty - Karolek odżywa. Ten sezon musi być przełomowy, bo można było odnieść wrażenie, że zamiast rozwijać się, to on stanął i w jego grze nie ma progresu. Tak czy inaczej w Sampdorii nie ma już Lucasa Torreiry, który zwykł kraść wszystkim show, więc jest więcej możliwości na pokazanie się. Linetty walczył, starał się odmienić losy tego meczu, ale na próżno. Mimo to dla niego jest jeszcze szansa na pokazanie się z jak najlepszej strony i co najważniejsze, na dalszy rozwój bo to jest u niego najważniejsze na ten moment.
Dawid Kownacki - dostał od Marco Giampaolo tylko piętnaście minut, ale za to pokazał się dobrze. Szukał gry, pokazywał się, ale bez większego skutku. Będzie dostawał trochę więcej szans w tym sezonie, bo ta konkurencja się rozluźniła. Ale... jeżeli chce na stałe wkupić się w łaski trenera i grać obok Quagliarelli, to musi pracować tak jak do tej pory, albo nawet i ciężej.
Krzysztof Piątek - on jest N I E M O Ż L I W Y. Potrzebował jedynie sześciu minut na wdrożenie się w mecz - może było to jedynie dołożenie nogi, ale fakty są takie, że Krzysiek strzela już piątego gola w drugim oficjalnym meczu dla Genoi. Jest na ustach wszystkich, bo robi robotę i daje nam nadzieję na lepsze jutro w formacji ataku. Jego gra nie umyka nikomu, bo dostał powołanie do kadry jako napastnik nr 3 i można się nad nim rozpływać. Oby tylko nie został zakładnikiem swojego dobrego początku, bo za niedługo w Italii zaczną od niego wymagać cudów. Dobrze robi szkoleniowiec Davide Ballardini, że nie buja w obłokach, tylko daje się na spokojnie rozwijać.
Michał Marcjanik - szybko tych minut w Empoli nie dostanie. Przy takiej konkurencji jak Silvestre i Rasmussen, może się przyglądać z ławki, pracować i czekać pokornie na swoją szansę.
Bartosz Salamon - najbardziej niepewny w meczu z Atalantą, tym razem okazał się najlepszym zawodnikiem w pięcioosobowym bloku defensywnym Frosinone. Szkoda jedynie, że dzień przed powołaniami zagrał taki mecz, bo jego gra umknęła naszemu selekcjonerowi. A szkoda - bo akurat on zna włoskie boiska jak mało który zawodnik w naszej reprezentacji i mógłby się przydać. Tak czy inaczej dobry mecz, na zero z tyłu, ale pamiętajmy, że to była tylko Bologna, czyli drużyna, która podobnie jak Frosinone i Sampdoria jeszcze nie zdobyła w tym sezonie bramki.
Łukasz Skorupski - zero z tyłu, czyli można powiedzieć, że świetny występ i w istocie tak było. Łukasz dostał najlepszą notę w swoim zespole, czyli w drużynie Inzaghiego coś musi nie grać, skoro to bramkarz okazał się najlepszym zawodnikiem drużyny. Pewny w bramce, odnalazł się w Bolonii i nic tylko się z tego powodu cieszyć, bo jego gra napawa optymizmem. Niby od lat Polska bramkarzami stoi (i nie powinno nas to dziwić), ale chwalimy, póki jest na to okazja.
Bartłomiej Drągowski - szybko to on się z tej ławki nie podniesie. Fiorentina, nie dość, że dobrze gra, to jej nowy nabytek, Alban Lafont jest mocno komplementowany. Niech on już stamtąd ucieka.
Mariusz Stępiński - odcięty od podań, nie miał za bardzo nic do powiedzenia przeciw świetnie dysponowanej Fiorentinie. Jego umiejętności - gdyby zestawić z grającym na drugim biegunie Giovannim Simeone - wypadły niesamowicie blado. Mario był w tym meczu totalnie odcięty od podań i nie był w stanie wykreować sobie nic porządnego.
Paweł Jaroszyński - jeżeli drużyna traci 6 goli, to obrońcy nie należy wyróżniać w żadnym gronie. Problem w tym, że Paweł zawinił przy czwartym golu i miał udział przy utracie drugiego z sześciu. Poza tym często się obcinał, nie wracał do obrony i często był spóźniony w obronie. Słaby występ, ale - jak wiadomo - każda porażka jest lekcją, a on musi z niej wyciągnąć wnioski. No chyba, że Lorenzo D'Anna się mocno zdenerwował i będzie stawiał na starzejącego się Fabrizio Cacciatore.
Arkadiusz Reca - jest dopiero czwartym wyborem do gry na lewym wahadle. Atalanta zagrała mecz z Romą niemal samymi rezerwami, a on i tak został pominięty. Przed nim w hierarchii są Robin Gosens, Ali Adnan, a nawet nominalny prawy wahadłowy, Timothy Castagne. On musi się nauczyć angielskiego, bo inaczej naprawdę będzie z nim krucho, skoro nie rozumie, co się do niego mówi.