Oko na Polaka #16
Polacy podbijają włoską ligę? Ano podbijają już od dawna. Nasza kolonia stranierich robi robotę po raz kolejny i w czwartej serii gier na boiskach włoskiej ekstraklasy dalej potwierdza słowa na temat swojej jakości, którą są w stanie dać zespołom grającym w tej lidze. Ta kolejka była szczególna, ponieważ nasi przyczynili się walnie do tego, że ich drużyny zdobywały punkty, asystowali i strzelali gole. Oby tak dalej, panowie.
Do jednego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Krzysztof Piątek robi furorę we Włoszech. Jeżeli jednym z zaskoczeń jest wielka forma Gregoire’a Defrela w Sampdorii, gdzie odradza się po nieudanej przygodzie w Romie. Krzysiek jest nieco większym zaskoczeniem, bo całkowicie obalił mit o aklimatyzacji polskiego piłkarza w silnej zagranicznej lidze i swoją mentalnością udowodnił to. Ex aequo z Defrelem Polak jest najlepszym strzelcem, a ma w zapasie jeden mecz z Milanem, który został przełożony. Jego forma jest niesamowitą radością, ponieważ patrząc na jego wejście i to jak się rozwija, możemy tylko wyczekiwać, czy stanie się takim goleadorem, przy którym nie zapłaczemy aż tak rzewnie po Lewandowskim.
Piątek stał się również bohaterem memów popularnego we Włoszech konta „Gli Autogol”, gdzie autorzy specjalizują się w trollingu włoskiej piłki na szeroką skalę.
Nic nie jest punktualniejsze od szwajcarskiego zegarka. Z wyjątkiem bramek Piątka w każdym meczu. To jest bardziej punktualne
Godna podziwu jest również postawa Polaków, którzy zagrali w meczu Napoli – Fiorentina. Na San Paolo wybiegło ich troje: Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński po stronie gospodarzy, a po stronie gości Bartłomiej Drągowski. Zieliński zagrał kapitalne spotkanie i wyróżnia się mocno na tle kolegów z drużyny. To nie jest wystraszony Zielu. To jest zawodnik, który w końcu bierze grę na siebie, szuka nieszablonowych rozwiązań i co najważniejsze – posyła genialne piłki do partnerów. Oby jego mocne wejście w sezon nie było chwilowym przebłyskiem. Milik wszedł na boisko dopiero z ławki i od razu gra Neapolitańczyków zaczęła wyglądać lepiej w ataku. Arek świetnie brał na plecy obrońców, mądrze ustawiał się bez piłki, robiąc miejsce skrzydłom i również popisał się asystą do Lorenzo Insigne, który dobrze mu wyszedł na małej przestrzeni. Drągowski przy tym golu był bez szans. Co do niego to jest też plus. Poza golem, gdzie wylała się obrona, w końcu nie ma do czego się przyczepić. Wiadomo, że jak Lafont wyzdrowieje, to od razu dostanie pierwszy plac, ale jak pisałem wcześniej: Drążek pracuje na swoje wypożyczenie do innego klubu, gdzie regularnie będą na niego stawiać.
Nie przestaje zaskakiwać również trio z Sampdorii. Karol Linetty w końcu, po dwóch latach stagnacji, zaczął się rozwijać i w spotkaniu z Frosinone wyglądał świetnie. Zresztą jego postawa z meczu na mecz jest coraz lepsza i to może cieszyć. Bereszyński to wiadomo. On już jest uznany za klasowego zawodnika na Półwyspie Apenińskim i przyzwyczaił nas do tego, że gra bardzo solidne spotkania. Jeżeli tak dalej będzie grał, to transfer do lepszego klubu wydaje się kwestią czasu. Na wyróżnienie zasługuje Dawid Kownacki. Ma on w tym sezonie nie lada konkurencję, bo drugą młodość przeżywa Quagliarella, Defrel odzyskał pewność i radość z gry, a Caprari to solidne nazwisko w Italii. Dawid wszedł na boisko w drugiej połowie i sprokurował karnego, którego potem z miejsca zamienił na bramkę.
W tym samym meczu wystąpił Bartosz Salamon, ale nie można powiedzieć o jego dobrym występie w momencie, gdy jego zespół traci pięć goli, defensywa wygląda jak szwajcarski ser, a drużyna zaczyna wracać tam, skąd przybyła. Frosinone jest piekielnie słabe i nawet marka Salamona, jako obrońcy, który jest otrzaskany we Włoskich średniakach, a bardziej spadkowiczach, nie pomaga mu w żaden możliwy sposób.
Podobnie jest z Łukaszem Skorupskim. Biedak dwoi się i troi w tej Bolonii, ale koledzy jakby nie potrafili atakować. Wpuścił on gola po strzale Krzysztofa Piątka i o ile jego pozycja w klubie jest niepodważalna, to jednak spadek z drugą ekipą na przestrzeni trzech sezonów nie będzie dobrym wpisem do jego piłkarskiego CV. Zwłaszcza, że to postawa kolegów z ataku kompletnie nie pomaga ani jemu, ani Filippo Inzaghiemu, którego posada niedługo zacznie wisieć na włosku.
Powodów do narzekania nie ma Mariusz Stępiński. Znaczy no, tylko indywidualnie. Jego Chievo straciło decyzją sądu trzy punkty w tabeli i raczej na pewno spadnie z ligi, ale on sam pokazuje, że chce w niej pozostać. Mario ma patent na strzelanie uznanym markom we Włoszech, a do kolekcji w niedzielne wczesne popołudnie dołożył trafienie z Romą, które dało Latającym Osłom remis w tym ważnym starciu. Takim zaufaniem trenera nie cieszy się drugi z Polaków w Chievo, Paweł Jaroszyński. 23-latek nie podniósł się nawet z ławki, a Lorenzo D’Anna widział na lewej stronie nominalnego stopera – Federico Barbę. Nie jest to dla niego dobry omen na przyszłość, zwłaszcza że czasem na jego miejsce przemianowywany bywał Fabrizio Cacciatore.
Wojciech Szczęsny miał za to kolejny normalny dzień w pracy. Z Sassuolo w zasadzie namęczył się tylko raz, w momencie gdy musiał interweniować po potężnym strzale Duncana. Przy golu Babacara nie miał za wiele do powiedzenia, bo krycie odpuścił Bonucci. Póki Juve gra dobrze, to jego pozycja jest niezagrożona, ale Wojtek musi mieć się na baczności, bo cały czas czuje na karku oddech Perina, który byłby ukontentowany, gdyby wygryzł go z podstawy.
Na pochwały nie ma co nadal liczyć Łukasz Teodorczyk. Znowu wszedł w Udinese z ławki, ale niczym specjalnie się nie wyróżnił, a w podstawie dalej gra Kevin Lasagna, który nie daje temu zespołowi w ataku wiele. Teo cały czas uczy się ligi włoskiej i należy nastawić się póki co na takie epizody w Udine, aż w końcu przekona do siebie Julio Velazqueza. Póki co będzie to wyglądało tydzień w tydzień tak samo.
Na koniec wisienka na torcie. Thiago Cionek i jego SPAL idą na początku sezonu jak burza. Podopieczni Sempliciego ograli u siebie na odnowionym Stadio Paolo Mazza Atalantę, a nasz reprezentant rozegrał świetne spotkanie. Pewny w odbiorze, świetnie dyrygował trzyosobowym blokiem obronnym ekipy z Ferrary, a pod koniec meczu dał popis Braziliany. Nikt by go nigdy o taki drybling nie podejrzewał, ale skoro ma takie korzenie to wypada od czasu do czasu próbować. Panie Brzęczek! Jest obrońca, który czeka na powołanie na październik. Niech Pan go powoła, bo zbiera genialne noty.
Pozostali nasi rodacy, tj. Arkadiusz Reca, Michał Marcjanik czy wspomniany tutaj Jaroszyński nie zagrali nawet minuty w swoich zespołach. Czekamy zatem aż będą mieli kolejną opcję pokazania się szerszej publice, żeby ocenić ich umiejętności.