Juventus chce Leroya Sane!
Poprzednie okienko transferowe było dla Juventusu bardzo udane. Poprzez ściągnięcie Cristiano Ronaldo dokonali jednego z najgłośniejszych transferów w historii, a oprócz niego pozyskali również Joao Cancelo, Emre Cana, czy „syna marnotrawnego” - Leonardo Bonucciego, który po roku przerwy powrócił do Turynu. Jak się okazuje, przedstawicielom „Starej Damy” jest wciąż mało i w swoim zespole chętnie ujrzeliby skrzydłowego Manchesteru City - Leroya Sane.
O ile pierwszy sezon po transferze na Etihad Stadium, nie był dla niego najlepszy, to w kolejnym pokazał, że 50 mln euro, jakie wyłożyło za niego „The Citizens” było promocją. W poprzednim sezonie w 32 spotkaniach zdobył 10 bramek oraz zanotował 15 asyst, mocno przyczyniając się do zdobycia kolejnego mistrzostwa Anglii. Świetną grą zapracował sobie na zainteresowanie wielu klubów, w tym Juventusu, którego przedstawiciele chętnie zobaczyliby Niemca w swoim zespole.
Jak twierdzi obecny prezes Juventusu - Andrea Agnelli, który jest wielkim fanem Leroya Sane, transfer 22-latka do Turynu miałby być inwestycją na przyszłość, a sam zawodnik zostałby następcą Cristiano Ronaldo, który ma już swoje lata i na najwyższym poziomie zbyt długo już nie pogra. Agnelli uważa również, że skrzydłowy Manchesteru City ma wszystko, aby w przyszłości stać się gwiazdą światowego formatu, „Krótko mówiąc, Sané jest niezwykłym talentem z szybkością, techniką i poczuciem celu, ale jest jeszcze bardzo młody i wszystko jest przed nim".
Informację o ewentualnych przenosinach Niemca do Juventusu podało BBC Sport, które twierdzi, że cena, jakiej oczekiwaliby włodarze Manchesteru, oscyluje w granicach co najmniej 150 mln euro, a 22-latek wciąż ma ważny kontrakt, który wygasa w czerwcu 2021 roku, a to nie ułatwia sprawy.
Kwota podana „The Citizens”, raczej zniechęci Juventus, do przeprowadzenia tej transakcji, choć warto pamiętać, że w obecnych realiach 150 mln za tak wielki talent jest niezłą ceną. Chyba każdy wie jak, obecnie wygląda sytuacja na rynku transferowym i za jakie pieniądze zawodnicy zmieniają pracodawców.
PIOTR SIDOROWICZ