Kolejny dzień w biurze - Fiorentina 0:3 Juventus
Scudetto w 1982 roku, Roberto Baggio, Puchar UEFA w 1990 roku i Federico Bernardeschi. Wszelkie kości niezgody, które doprowadziły do wielkiej nienawiści kibiców Fiorentiny względem Juventusu. Ten mecz od kilkudziesięciu lat podnosi ciśnienie w Toskanii, niezależnie od formy obydwu zespołów. Wynik końcowy zaskoczeniem nie jest, ale wydarzyło się coś czego nie spodziewał się nikt – spotkanie z udziałem Juventusu w Serie A, które jest ciekawe i porywające.
Do tego meczu Fiorentina podchodziła jako zespół, który jest w lekkim kryzysie, a Stefano Pioli tak naprawdę nie jest Stefano Piolim. Tak naprawdę to tylko maska, pod którą do dziś ukrywał się Kazimierz Moskal i mógł powtarzać jego ulubiony slogan „raz się remisuje, raz się remisuje”. Z kolei „Stara Dama” po staremu. Zalicza najlepszy start w swojej historii i nikt nie ma na nich sposobu.
Składy:
Fiorentina (4-3-3): Lafont; Milenković, Pezzella, Hugo, Biraghi; Benassi (65' Pjaca), Veretout, Edimilson; Chiesa, Simeone, Gerson (81' Thereau)
Juventus (4-3-3): Szczęsny; De Sciglio, Bonucci, Chiellini, Cancelo; Cuadrado (83' Douglas Costa), Bentancur, Matuidi; Dybala, Mandzukić (88' Kean), Ronaldo (80' Bernardeschi)
Fiorentina w tym meczu miała sporo okazji, żeby postraszyć Wojciecha Szczęsnego i z tej okazji mamy zawodnika, którego należy zgrillować. Giovanni Simeone jest bez gola od 19 września i meczu z Sampdorią. W dzisiejszym meczu „Cholito” miał dwie okazje, żeby dostawić nogę i wykończyć z zimną krwią te okazje. Znacie wynik? To wiecie z jakim skutkiem zakończyła się ta misja. Najlepsze szanse zostały zawalone, a jeżeli ktoś nie strzela przeciwko "Juve", to oni wcześniej czy później ukarają za ten błąd.
I tak się stało po rajdzie Rodrigo Bentancura. 21-letni Urugwajczyk po klepce z Dybalą wykorzystał miejsce, które zrobił mu Cristiano Ronaldo i otworzył wynik spotkania. Urugwajczyk widocznie rośnie w oczach i wyrasta na poważną konkurecję w środku pola dla Miralema Pjanicia, który akurat w tym meczu odpoczywał. Florentyńczycy próbowali wszystko odwrócić, ale za każdym razem coś szło nie po myśli zawodników występujących w tym meczu na fioletowo.
Niewykorzystane sytuacje się mszczą. To, co w tym meczu zagrali Gerson i Simeone, zawołało o pomstę do nieba i każdy tylko czekał, aż to się zemści. I się zaczęło. Najpierw nie upilnowali Chielliniego, który strzelił kuriozalnego gola, przy którym udział miał CR7, który zabrał za sobą obrońców, a ci mogli spokojnie wybić piłkę z linii. Następnie ręką zagrywał Edimilson Fernandes i Alban Lafont do połowy spełnił swoje marzenie. Przed meczem powiedział, że chciałby stanąć oko w oko z Cristiano Ronaldo i obronić jego karnego. Niestety na to drugie nie miał co liczyć. Ronaldo wykonał karnego bardzo pewnie i zamknął mecz.
"Juve" tym samym wygrywa w tym sezonie po raz trzynasty, po kolejnym dniu w biurze. Bez zbędnego przemęczania się zrobili bardzo dobry wynik i przerwali Fiorentinie serię. Co do gospodarzy... powinni się cieszyć, że do końca rundy nie będą mieli wielu zmartwień. No może poza Milanem, który do meczu z nimi podejdzie już bez takich strat w ludziach. Stefano Pioli musi coś zrobić, żeby spełnić plan minimum w tym sezonie i awansować do pucharów.