Kolejny chętny na Kownackiego
Ostatnie dni są dla Dawida Kownackiego bardzo emocjonujące. Polak długo nie mógł udowodnić swojej wartości w linii ataku Sampdorii Genua, gdyż ma bardzo trudną konkurencję. Grał rzadko, przez co nie miał zbyt wiele szans na strzelanie goli. Kownaś i tak robił co mógł i w tych spotkaniach, w których już łaskawie dano mu zagrać, prezentował się dobrze. W ostatnim spotkaniu Pucharu Włoch ze Spal, które zostało z resztą wygrane przez zespół Polaka, udało mu się strzelić gola. Przy okazji oznajmił cieczynką całemu światu, że już niedługo zostanie ojcem. To jednak nie koniec dobrych informacji, bo pojawił się kolejny zespół, który chciałby wyciągnąć go z Genui.
Od kilku tygodni mówi się, że najpoważniejszym kandydatem do zabrania Polaka z generującej u niego marazm Sampdorii miałaby być Bologna. Klub ten na pewno nie może pochwalić się tak dużą siłą rażenia jak obecny zespół Kownackiego, więc na pewno znalazłoby się tam dla niego miejsce i to nawet prawdopodobnie w pierwszym składzie. Informacji na temat ewentualnego wypożyczenia było sporo, ale konkretów brakowało. W związku z tym do zamieszania postanowiła włączyć się Fiorentina.
"Tuttomercatoweb" podaje, że Viola faktycznie zainteresowana jest młodym Polakiem. Ma to mieć związek z tym, że jeden z jej obecnych napastników, Cyril Therau, najprawdopodobniej opuści zimą Florencję. Przyda się więc ktoś na zastępstwo i najlepiej jeśli byłby młodszy, bo Francuz swoje lata już ma. Kownacki już w zeszłym sezonie pokazał, że potrafi grać i strzelać, a Fiorentina chciałaby się upewnić, czy tego nie zapomniał. Dlatego też w grę wchodziłoby wypożyczenie, które po dobrej rundzie wiosennej pewnie skończyłoby się wykupieniem piłkarza na cacy.
Czy to dobry kierunek? Fiorentina również nie może narzekać na zawodników ofensywnych, a nie ma szans, by Kownaś wszedł do pierwszego składu kosztem Giovanniego Simeone. Jest szansa, że występowałby częściej niż w Sampdorii, ale nie jest to pewnik. Natomiast w Bolognii sytuacja ma się zgoła inaczej. W tym momencie Kownaś nie powinien patrzeć na markę klubu, a na możliwość gry w nim. Czasem lepiej jest przecież zrobić krok w tył, żeby się rozpędzić i później zrobić kilka do przodu.