Simone Zaza bohaterem Juventusu, czyli derby Turynu w skrócie
Był to najważniejszy mecz weekendu we Włoszech. Derby Turynu to potyczka dwóch odwiecznych rywali, zatem Stadion Olimpijski wypełniony był po brzegi. Piłkarze gospodarzy chcieli za wszelką cenę wygrać z Juventusem, który do tej pory nie poniósł porażki, a tym samym zbliżyć się do czołówki ligi. My liczyliśmy na wielkie emocje od samego początku.
Składy:
- Torino FC: Sirigu (21' Ichazo)- Djidji, N'Koulou, Izzo- Ansaldi (76' Parigini), Meite, Rincon, Baselli, Aina (85' Berenguer)- Belotti, Zaza
- Juventus Turyn: Perin- Sandro, Chiellini, Bonucci, De Sciglio- Matuidi, Pjanic, Can- Ronaldo, Mandzukić, Dybala
Od samego początku spotkania to Juventus starał się przejąć inicjatywę. Goście oddawali więcej strzałów na bramkę rywala, jednak nie przynosiły one oczekiwanych rezultatów. Po ilości fauli z obu stron, wiadomo było, że mamy do czynienia ze spotkaniem derbowym. W 10. minucie doszło do zderzenia Emre Cana z Salvatore Sirigu. Włoch potrzebował pomocy masażystów i po kilku minutach był gotowy do gry. Siedem minut później bramkarz Torino popisał się fantastyczną paradą przy strzale Ronaldo, jednak po tej interwencji długo nie podnosił się z murawy. Jego wcześniejszy uraz się pogłębił i zdołał wytrzymać jeszcze tylko 3 minuty, aż w końcu musiał opuścić murawę. W jego miejsce wszedł Salvador Ichazo, dla którego był to pierwszy występ w Serie A w tym sezonie.
W grze Juventusu zadziwiająco dużo było niedokładności. Dobrze zorganizowani piłkarze gospodarzy nie pozwalali przedrzeć się pod ich własne pole karne. Matuidi i spółka decydowali się więc na posyłanie długich piłek, co nie było skuteczne. Nawet Ronaldo był bezradny, bowiem kiedy miał okazję na gola z rzutu wolnego, uderzona przez niego piłka trafiła w mur. Do przerwy nie oglądaliśmy żadnych ciekawych akcji, a uwagę kibiców przyciągały jedynie brutalne faule z obu stron. Zdecydowanie nie tego oczekiwaliśmy po meczu derbowym i liczyliśmy na zmianę obrazu gry w drugiej połowie.
Niestety po przerwie nic się nie zmieniło. Piłka bytowała głównie w środkowej części boiska, a każda groźnie rozwijająca się akcja była przerywana faulem. Tak było też w 68. minucie, z tym wyjątkiem, że przewinienie miało miejsce w polu karnym Torino i wcale nie było to przerwanie niebezpiecznego ataku Juventusu. Bezmyślnym zachowaniem wykazał się Simone Zaza, który podał zbyt lekko do swojego bramkarza i do piłki, na pełnej prędkości dopadł Mario Mandzukić. Salvador Ichazo chciał ratować całą sytuację wślizgiem, jednak trafił w nogi Chorwata i sędzia musiał wskazać na wapno. Do piłki podszedł oczywiście CR7, a uderzona przez niego futbolówka przetoczyła się po rękawicach bramkarza i ostatecznie wpadła do siatki. Juventus miał zatem prowadzenie, które sprezentowali mu rywale.
Trzy minuty później wszyscy myśleliśmy, że jest po meczu, bowiem dośrodkowaną przez Pjanicia piłkę, do bramki skierował Mandzukić. Radość gości nie trwała jednak długo, gdyż po weryfikacji VAR, sędzia odgwizdał spalonego. W końcu zaczęło się dziać w tym spotkaniu. W końcówce piłkarze Toino chcieli za wszelką cenę wyrównać, jednak nie mogli przedrzeć się przez fantastycznie ustawioną defensywę "Starej Damy". Nie pomogły nawet cztery doliczone minuty. Piłkarze Massimiliano Allegriego zdecydowanie nie zachwycili nas swoją grą w tym spotkaniu, jednak dzięki Simone Zazie zdobyli 3 punkty i kontynuują swój marsz po mistrzostwo. Zawodnicy Torino będą musieli szybko otrząsnąć się po tej derbowej porażce i dalej walczyć o europejskie puchary.