Hiszpańskie Chiny
Ten tytuł jest chyba najtrafniejszym określeniem na to, co dokonywały na rynku transferowym chińskie kluby. W zimowym okienku transferowym zespoły Państwa Środka wydały 110.6 miliona euro na piłkarzy z ligi hiszpańskiej! Hiszpania była ulubioną, transferową destynacją drużyn Chinese Super League w ostatnich dwóch miesiącach.
Jeszcze żyjemy transferami Yannicka Carrasco i Nicolása Gaitána do Dalian Yifang, a już trzeba podsumować wzmocnienia, jakie dokonały chińskie ekipy. Nie mogę powiedzieć, że to były transfery na wielkie WOW, ale LaLigę opuściło kilku naprawdę dobrych piłkarzy. Mam zamiar zaraz zacząć mówić bez ogródek o niektórych piłkarzach, którzy postanowili „rozwijać się" w Chinach, ale zanim to zrobię, trzeba też wypowiedzieć się o tych zawodnikach, którzy w odpowiednim wieku postawili na kasę.
Łącznie siedmiu graczy z hiszpańskich boisk postanowiło opuścić Półwysep Iberyjski i dołaczyć do jakże silnej chińskiej ligi. Każdy jeden z tych „Siedmiu wspaniałych" zrobił to dla kasy. Nieważne, co powie, bo my wszyscy wiemy, że zrobił to dla grubego hajsu.
Posegregujmy siedem tych transferów w zależności od sumy pieniędzy, jaką wydały ekipy z najliczniejszego kraju świata. Numer jeden, czyli Juan Cala, to ten, którego jest mi najłatwiej zrozumieć. Opuścił Getafe, gdzie jego kontrakt miał wygasnąć już w czerwcu tego roku. Pozwolił zarobić na sobie hiszpańskiemu zespołowi równy milion euro, a sam podpisał kontrakt na 2 lata z HN Jianye. Średni piłkarz, ze średniego klubu, poszedł zaraobić kilka milionów na zabezpieczenie swojej przyszłości. Dla mnie bomba.
Numerem dwa jest Augusto Fernández, czyli były już środkowy pomocnik Atlético Madryt. 31-letni głęboki rezerwowy wicelidera hiszpańskiej esktraklasy postanowił po dwóch latach opuścić zespół Diego Simeone. Przez te długie dwa lata rozegrał wyłącznie 34 spotkania, a były to głównie występy po 15, czy 20 minut. Augusto przeszedł do Beijing Renhe za 4.5 miliona euro. Czyli w sumie ekipa z Wanda Metropolitano zarobiła, sam Argentyńczyk zarobi, a miejsce w kadrze otrzyma jakiś młodzienieć, którego zaraz wypatrzy „Cholo". Ciężko jest negować decyzję doświadczonego pomocnika. Pozostaje mu życzyć powodzenia.
Kolejnym z tej ekipy wybranych przez lud chiński jest Javier Mascherano. Numer trzy naszej listy i jego decyzja powoduje u mnie bardzo, bardzo mieszane uczucia. 33-letni piłkarz opuszcza Barcelonę po 8 latach gry i daje zarobić na sobie tylko 5.5 miliona euro. Mówi się, że decyja Javiera jest oparta na wielu szansach gry, na które nie mógł liczyć w zespole lidera LaLiga Santander. W taki sposób ma lepiej przygotować się do Mistrzostw Świata 2018 w Rosji. Mam tylko jedno pytanie. Czy nie dało się przygotować w innym zespole i innej lidze? Nie znam Hebei China Fortune i ciężko mi powiedzieć, czy to jest odpowiednie miejsce na lepsze przygotowanie się do Mundialu niż jakiś inny klub z Europy, bo pewnie nie brakowało chętnych ze starego kontynentu na „El Jefecito". W tym wszystkim ogromną rolę odegrały na pewno pieniądze. Ciężko jest powiedzieć, że 33-letni, który przychodzi do Chin, aby zarobić wybrał źle, ale uczucie niedopełnienia zostaje.
Naszym szczęśliwym numerem cztery jest Jonathan Viera. Pewnie znacie przysłowie, że kapitan tonącą łajbę opuszcza ostatni? Tego przysłowia na pewno nie respektuje Viera. Jeden z lepszych technicznie piłkarzy jakich w życiu widziałem, w wieku 28-lat postanowił sobie ucieć od presji i zarabiać zielone papierki w Chinach. Beijing Guo’an za pomocnika Las Palmas zapłaciło 11 milionów euro. 11 milionów za niedawno upieczonego reprezentanta Hiszpanii. Dla mnie jego decyzja jest jednym wielkim żartem, ale to jego życie. Jeśli woli opalać się i grać w Chinach niż walczyć o miejsce w kadrze reprezentacji Hiszpanii na Mundial, to jego sprawa. Szkoda tylko zmarnowej kariery. Adiós, Jonathan.
I jest i on. Nasz numer piąty. Nicolás Gaitán, który opuszcza wyżej wspomniane Atlético na rzecz Dalian Yifang. Po półtorej roku, bo tyle trwała jego przygoda z madryckim klubem, 30-letni piłkarz postanowił opuścić Europę i zarobić kupę pieniędzy. I ja jakoś go jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Rezerwowy, który nie liczył się w układance trenera zespołu z Madrytu, który jeśli gra, to gra bardzo słabo. Kosztował 18 milionów euro, czyli za zupełne grosze nie opuszcza „Los Rojiblancos". Oczywiście adekwatnie jak u Mascherano pozostaje niesmak, bo mógł jeszcze trochę zawojować w Europie, ale mówi się trudno i żyje się dalej.
Numer sześć i siedem. Nie mam zamiaru poświęcać tylu słów, jak pozostałym. Yannick Carrasco i Cédric Bakambu - na papierze dwóch dość młodych piłkarzy[Belg 24-lata, a kongijski napastnik 26] postanawia porzucić karierę poważnego piłkarza i udać się do Chin. Atlético za Carrasco otrzymało zaledwie 22.5 miliona euro, co jest jednym wielkim żartem. Nie obchodzi mnie to, czy wróci za pół roku do Europy. On w roku Mistrzostw Świata opuszcza poważną piłkę i idzie się rozwijać oraz realizować w Chinach. No trzymajcie mnie, bo mu j*bne. Gość, który miał szansę stanowić jedną z kluczowych roli reprezentacji Belgii na Mundialu idzie do Dalian Yifang. No ja pi*rdolę. Jego słowa po transferze tylko potwierdzają, że albo jest nieświadomy tego, co robi, albo ostatnio musiał uderzyć się w głowę. O Bakambu też można napisać kilka mocnych słów, ale nie wypada być tak wulgarnym w jednym tekście. Dodam tyle, że jest to piłkarz, który mógł spokojnie grać w podstawowym składzie każdego angielskiego klubu, bo jest idealnie skrojony do brytyjskiej piłki. Przynajmniej Villarreal zarobił 40 milionów euro. Mógł zarabiać dobre pieniądze i być gwiązdą w wielkiej lidze, a wolał większe pieniądze i ogrywanie półprofesjonalnych zawodników. Raz się żyje, Cédric, tylko raz...