Czy płetwa na Twoich plecach to była część umowy?
Ostatnie kilka miesięcy dla kibiców Wisły Kraków są jak szalony rollercoaster, który nie posiada pasów bezpieczeństwa, a pędzi 150 kilometrów na godzinę. Z jednej strony drużyna grała bardzo dobrze i dostarczała kibicom "Białej Gwiazdy" niezapomnianych emocji - wystarczy wspomnieć chociażby mecze z Lechem, Lechią czy Legią. Patrząc jednak z innej perspektywy - co chwilę pojawiały się doniesienia o gigantycznych problemach finansowych klubu. Wisła wisi kasę chyba wszystkim - piłkarzom, sztabowi szkoleniowemu, miastu, bankom, firmom ochroniarskim. Nie zdziwiłbym się, gdyby na liście wierzycieli znaleźli się Donald Trump i Madonna. Klub jest na skraju upadku - nie ma ani krzty przesady w tym stwierdzeniu. W ostatnim czasie złość wielu kibiców jest skierowana w kierunku nowych inwestorów, którzy ociągają się z wysłaniem przelewu, od którego prawdopodobnie zależy byt Wisły w Ekstraklasie. Jednak w tym całym zamieszaniu związanym ze zmianami właścicielskimi nie można zapomnieć o grzechach poprzedniego zarządu - zwłaszcza jeśli tych grzechów było tak dużo.
Żeby móc dokładnie ocenić poprzedni zarząd, nie może obejść się bez nakreślenia historycznego tła. Jak wiecie, wszystko zaczęło się w lipcu 2016 roku, kiedy Bogusław Cupiał po 19 latach postanowił sprzedać piłkarską Wisłę. Jak się później okazało, przekazał ją oszustowi - niejakiemu Jakubowi Meresińskiemu. Młody "biznesmen" w ciągu miesiąca zdążył narobić w klubie takiego syfu, że ten znalazł się na skraju upadku. Na szczęście (przynajmniej tak się wtedy wydawało) pod presją kibiców i mediów, Meresiński zdecydował się oddać spółkę Towarzystwu Sportowemu Wisła. I tak oto po 19 latach piłkarska Wisła wróciła pod skrzydła TS-u. Prezesem klubu została radca prawny Marzena Sarapata, a jej zastępcą człowiek wywodzący się ze środowisk kibicowskich - Damian Dukat. Ludzie, którzy wielokrotnie podkreślali, że Wisła to dla nich coś więcej niż klub i zrobią wszystko, żeby przywrócić "Białej Gwieździe" dawny blask. Tak, można, a nawet trzeba się śmiać.
Wracając do meritum - pierwsze pół roku rządów "nowego-starego" właściciela były bardzo trudne. Kasa klubu świeciła pustkami, piłkarze i sztab szkoleniowy mieli kilkumiesięczne zaległości w wypłatach. Wyłamał się ówczesny trener Wisły - Dariusz Wdowczyk, który zdecydował się rozwiązać kontrakt z winy klubu. Nie było kolorowo, jednak przyszła zima, która wlała w serca fanów nieco optymizmu na przyszłość. Sprzedano za dobre pieniądze dwóch piłkarzy - Bobana Jovicia i Richarda Guzmicsa, dzięki czemu można było nadrobić zaległości w wypłatach. Na dodatek sprowadzono dyrektora sportowego Manuela Junco, trenera Kiko Ramireza i kilku tanich zawodników, z których paru okazało się prawdziwymi perełkami (mam tu myśli przede wszystkim Pola Lloncha i Ivana Gonzaleza). Wisła zakończyła sezon na 6. miejsce, co biorąc pod uwagę jej wewnętrzne perturbacje, można było uznać za sukces.
Nadeszło lato 2017 i przez Reymonta przeszła kolejna mała rewolucja. Jednak tym razem byt klubu nie był zagrożony - po prostu dyrektor Junco postanowił nieco rozgrzać swój telefon, w związku z czym do Krakowa trafiło 10 nowych piłkarzy. I podobnie jak zimą - do Krakowa trafiło parę perełek, takich jak Jesus Imaz, Vullnet Basha, o genialnym Carlitosie nawet nie wspominając. Wtedy wydawało mi się, że z klubową kasą wszystko jest dobrze, a zarząd ma bardzo duże ambicje. W tym przekonaniu utwierdziła mnie jeszcze bardziej przerwa zimowa, kiedy prezes Sarapata postanowiła zwolnić Kiko Ramireza, który co prawda utrzymywał zespół w górnej ósemce, jednak styl prezentowany przez jego drużynę był daleki od ideału. Zdecydowano się ściągnąć drogiego Joana Carrillo, który miał w swoim CV mistrzostwo Węgier z Videotonem. W wywiadach pani prezes między wierszami dawała do zrozumienia, że oczekuje od trenera pucharów na koniec sezonu. Jak pamiętamy - nie udało się, o wszystkim zadecydował ostatni mecz z Górnikiem. Jednak ponownie można było być względnie zadowolonym - w końcu po raz pierwszy od niepamiętnych czasów Wisła do ostatniej kolejki liczyła się w grze o Ligę Europy. Jak się jednak okazało, mecz w Zabrzu był początkiem końca obecnego zarządu.
Właściwie równo z ostatnim gwizdkiem sędziego maski opadły, a z szafy zaczęły wypadać trupy. Czerwiec 2018 był dla kibiców Wisły jedną wielką gehenną. Największą wyspą w archipelagu problemów Wisły był bez wątpienia kryzys stadionowy. Okazało się, że zarząd Wisły nie płacił miastu za stadion przez kilka miesięcy. Mało tego, prezes Sarapata... totalnie olewała wszelkie próby kontaktu ze strony miejskich urzędników. Po prostu skandaliczne i nieprofesjonalne zachowanie, które absolutnie nie przystoi osobom na takich stanowiskach. Można nie mieć pieniędzy, jednak jak można nawet nie próbować się skontaktować z drugą stroną? Jak można mieć w głębokim poważaniu maile i ponaglenia do zapłaty? Zarząd zachował się jak dziecko, które narobiło badziewia i kiedy ojciec chce je opierniczyć, zatyka uszy i krzyczy "lalala nic nie słyszę". Jednak nie z miastem te numery - w magistracie stwierdzono, że robi się z nich durniów, w związku z czym postanowiono Wisłę wyrzucić ze stadionu. Oczywiście, możemy się tu spierać i dyskutować, że czynsz jest za wysoki, że ten stadion to nierentowny bubel, że inni płacą mniej - ja się ze wszystkim zgadzam. Jednak umowa to umowa i jeśli ktoś jej nie respektuje, to niech potem się nie dziwi, że zostaje z ręką w nocniku.
Kolejna bomba spadła, gdy kontrakt z winy klubu postanowił rozwiązać Joan Carrillo. Jak się okazało, podczas swojej pracy w Krakowie właściwie nie dostawał pensji. Rozumiecie to? Klub zatrudnił bardzo drogiego w utrzymaniu trenera (mówi się, że zarabiał kilka razy więcej niż Kiko Ramirez), po czym postanowił nie płacić mu wynagrodzenia. Gdzie tu sens, gdzie logika? Sprawa z Carrillo obecnie jest w sądzie, jednak nie ma się co oszukiwać - Wisła będzie musiała zapłacić mu wszystkie zaległe pensje + prawdopodobnie będzie musiała wypłacić Hiszpanowi wysokie odszkodowanie. Po prostu majstersztyk naszego poprzedniego zarządu.
W związku z nawarstwiającymi się problemami Wisła była zmuszona sprzedać do Legii Carlitosa, który był najlepszym piłkarzem ligi, za śmieszne 400 tysięcy euro. To jednak można uznać za wypadkową "kryzysu stadionowego", natomiast na pewno nie można tak powiedzieć o przypadku Frana Veleza, który prawdopodobnie został zmuszony do... kłamania przed kamerami. Z dzisiejszej perspektywy niestety tak to wygląda, ponieważ po rozwiązaniem kontraktu za porozumieniem stron Velez w łzawym filmie opublikowanym na oficjalnej stronie Wisły mówił, że musi wrócić do Hiszpanii do swojej córki. Kilka dni później podpisał kontrakt z... Arisem Saloniki. Raczej nie trzeba być laureatem olimpiady geograficznej, żeby wiedzieć, że Saloniki w Hiszpanii nie leżą. Oczywiście na początku klub rozsiewał propagandę, że to on został oszukany, że będzie się domagać od Veleza zaległych pieniędzy i nagle... sprawa ucichła. Nie chcę wydawać pochopnych osądów, jednak z mojej perspektywy wygląda to tak: Wisła dogadała się z Velezem, że pozwoli mu odejść za darmo, jeśli zrzeknie się zaległych pensji, a żeby nie wkurzać kibiców, to opublikuje filmik, gdzie tłumaczy swoje odejście. I w sumie udało się, bo po małej burzy, jaka rozpętała się chwilę po jego odejściu, prawie nikt już o tym nie pamięta.
Jak się okazało, czerwiec 2018 to było zaledwie preludium do tego, co najgorsze. We wrześniu dziennikarz śledczy Szymon Jadczak opublikował reportaż o powiązaniach zarządu Wisły Kraków z grupą przestępczą. Ten reportaż był kompromitujący dla zarządu, zwłaszcza dla byłego wiceprezesa Damiana Dukata, który zrzekł się tej funkcji w lipcu. Oczywiście wiem, że duża część z Was za Jadczakiem nie przepada i... mam podobnie, zdecydowanie nie jestem jego fanem, uważam, że często nagina pod swoje teorie (chociażby absurdalny wywiad z anonimowym gościem, który twierdzi, że Sharksi chcieli odkopać zwłoki zabitego kibola Cracovii), na dodatek pracuje dla stacji, która...hmmm, no nie należy do moich ulubionych. Ale tak z ręką na sercu... wiedzieliście o tym wszystkim, co zostało przedstawione? Że piłkarze Wisły na rozgrzewce przed derbowym meczem z Cracovią pozdrawiali gangstera? Że na kasach pracują osoby skazane za współudział w przestępstwach? Że klub wysyła do sądu oficjalne pismo, apelujące o zwolnienie kryminalistów z więzienia? Jeśli tak - gratuluję wiedzy, jednak to on jako pierwszy miał jaja, żeby powiedzieć o tym głośno. Jak to mawia redaktor Borek - "takie są fakty".
No i ostatni akord requiem zarządu, czyli listopad i informacja o tym, że zawodnicy od pół roku grają za darmo. Zdaję sobie sprawę, że Wisła nie jest zadłużona tylko względem piłkarzy, ale błagam - pół roku nie płacić pensji?! Biorąc pod uwagę, że Wisła ma 3. najlepszą frekwencję w lidze i wciąż jest gigantyczną marką przyciągającą sponsorów, żeby przez 6 miesięcy nie znaleźć pieniędzy dla zawodników trzeba się popisać albo gigantyczną nieudolnością, albo gigantyczną złą wolą. Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to drugie, biorąc pod uwagę, że prezes Sarapata po prostu zniknęła z mediów i nie zamierza odpowiadać na niewygodne pytania. No i ptaszki ćwierkają, że jednak jakieś pieniądze w kasie klubowej były...
Ponoć Pani prezes i świta wypłacili sobie na święta.
— Janekx89 (@janekx89) December 28, 2018
Reasumując - cieszę się, że to już jest prawdopodobnie koniec rządów TS-u. Od samego początku było za dużo niejasności na temat tego, jak działa ta organizacja. Wszystkie te powiązania z półświatkiem, wieczne problemy finansowe, nieodpowiedzialne osoby na kierowniczych stanowiskach - tak na pewno mocnej Wisły zbudować się nie da. Patrząc z perspektywy czasu ciężko jest znaleźć jakieś pozytywy tych 2,5 roku, do głowy przychodzi mi tylko ściągnięcie paru dobrych piłkarzy i zbudowanie charakternej drużyny pod wodzą Macieja Stolarczyka na jesień 2018. Natomiast jeśli chodzi o marketing, finanse, wizerunek klubu, pozyskiwanie nowych sponsorów - wszystko to leżało i kwiczało. No i do tego to obłudne i tchórzliwe zachowanie pani prezes, które po prostu nie przystoi poważnym ludziom.
Oczywiście, podobnie jak większość Wiślaków, jestem zdania, że pani Sarapata za swoją działalność powinna zostać rozliczona. Jednak jak znam indolencję naszego państwa w tych kwestiach, wszystko rozejdzie się po kościach. Sama też chyba czuje się pewnie, skoro w ostatnich dniach jak gdyby nigdy nic odnowiła stronę internetową swojej kancelarii (czego z fatalną stroną Wisły nie mogła zrobić przez 2,5 roku). Szkoda, że prawdopodobnie uda jej się uniknąć odpowiedzialności, ale najważniejsze jest to, że Wisła w końcu nie jest od niej zależna. I oby już nigdy nie była.