,,And Solskjaer has done it!'', czyli powstanie z kolan po diabelsku
Często zdarza się tak, że człowiek pisze jakiś tekst i jest z niego naprawdę zadowolony. Wie, że włożył w niego sporo pracy i jeśli ktoś kliknie w link przekierowujący go do artykułu, to po przeczytaniu wstępu przeczyta go już do końca. Pozostaje jedynie kwestia zachęcenia do wykonania tego przysłowiowego „klika”, gdzie największą robotę robi tytuł. Niekiedy po kilka godzin siedziałem, próbując wymyślić jakiś chwytliwy i satysfakcjonujący mnie samego. Z kolei ten dzisiejszy – wręcz przeciwnie, zabierając się do pisania nasunął mi się od razu.
Ole Gunnar Solskjaer…ileż już pochwalnych felietonów na jego temat powstało. Nie sposób nie rozmawiać o Manchesterze United w czasie, gdy ten przeszedł taką drastyczną przemianę pod względem charakterologicznym. Wszystkie zakamarki Teatru Marzeń, a przede wszystkim szatnia, tętnią życiem. Miesiąc temu atmosfera na Old Trafford była tak gęsta, że można było powiesić niejedną siekierę. Cóż za miła odmiana!
Wszyscy spodziewali się, że „Czerwone Diabły” zrobią progres. W końcu toksyczność Jose Mourinho dała się we znaki wszystkim. Portugalczyk przez pierwsze dwa sezony zdołał w swoim stylu zrobić w miarę niezły wynik sportowy. Kibice poczuli smak europejskiego trofeum (gorszego sortu, ale jednak), a także mogli ustawić się na podium ligowej stawki. Czy z podniesioną głową – raczej nie, w końcu rywal zza miedzy odstawił United na dystans już w połowie sezonu.
A mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby w klubie panowała delikatnie lepsza atmosfera, chociaż trochę zahaczająca o nieoficjalną tradycję United. Ten klub w swoich najlepszych czasach (okresy menedżerskiego panowania sir Matta Busby’ego i Alexa Fergusona) był niemal rodziną, o czym już kiedyś wspominałem. I to nie taką, z którą, jak mówi przysłowie, najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Wszyscy się lubili, darząc jednocześnie wzajemnym szacunkiem. A za kadencji Żoze? Niech za obraz ówczesnych nastrojów w budynkach klubowych posłuży fakt, że z jego zwolnienia ucieszyła się nawet klubowa recepcjonistka i inni drugoplanowi pracownicy klubowi. 15 mln funtów dla Mourinho za milczenie na temat MU. Chyba wolę żyć w niewiedzy na temat tego, jakie kwiatki działy się w szatni na Old Trafford.
Jak to wpłynęło na postawę zawodników pierwszej drużyny, wszyscy widzimy gołym okiem. Styl gry United zmienił się nie do poznania, w końcu cieszy oczy zamiast powodować ich krwawienie. Czas pokaże, ile można jechać na takiej fali…normalności. Old Trafford przez ostatnie lata było chorym miejscem. Funkcję Bossa sprawowało dwóch zdziadziałych gości, rządzących twardą ręką, nieprzyjmujących sprzeciwu. Do czasu przyjścia do Manchesteru Louis van Gaal i Jose Mourinho znacznie częściej mieli rację, aniżeli się mylili. Sprawiło to, że obaj ubzdurali sobie, iż są nieomylni – więc ma być tak, jak sobie wyobrażą i koniec kropka.
Teraz, z pełną świadomością możemy powiedzieć, że w United zapanowała upragniona normalność. Jesteśmy świadkami, ile potrafi ona zdziałać w kontekście boiskowych poczynań. Każdy haruje jak mała mróweczka, a na Ole spływa zasłużony splendor. „Zabójca z twarzą dziecka” nie zatrzymuje się, bijąc rekord ligowych zwycięstw sir Matta Busby’ego. Nikt przed Solskjaerem nie wygrał pierwszych sześciu ligowych spotkań jako menedżer MU, a nie jest powiedziane, że Norweg nie wyśrubuje tego wyniku jeszcze bardziej. Następni rywale „Czerwonych Diabłów” w Premier League to: Burnley, Leicester i Fulham. Dziewięć na dziewięć? Nie miałbym nic przeciwko. A może nawet dziesięć na dziesięć, po wygranych derbach z Liverpoolem? „The Reds” są w niesamowitym gazie, ale czas w końcu zacząć chodzić z podniesioną głową, a nie liczyć na jak najniższy wymiar kary.
Gołym okiem widać progres, a najbardziej uwidacznia się on u Paula Pogby i Marcusa Rashforda. Ten pierwszy w końcu zaczął grać na miarę swojego potencjału, w każdym meczu będąc kluczową postacią. Ten drugi prezentuje najlepszą formę w karierze, strzelając w każdym kolejnym meczu, raz po raz wprawiając fanów w ekstazę. Po odejściu Torresa do Japonii to właśnie Rash stał się moim ulubionym piłkarzem. Wychowanek United, bardzo młody, świetny technicznie, szybki, poukładany mentalnie, słuchający starszych. Wara od niego wszystkie inne kluby: Marcus jest nasz i tylko nasz!
Wczoraj MU pokonał Brighton 2:1 na własnym stadionie (Pogba i Rashford, o ironio). Spodziewałem się nieco bardziej okazałego zwycięstwa, miałem ku temu podstawy. Pod nieobecność Matthew Ryana United strzelił „tylko” dwa gole, tracąc jednego na kilkanaście minut przed końcem. Jednak mimo zmiejszenia strat przez „Mewy” tylko do jednej bramki, pozostałem dziwnie spokojny o 3 punkty w tym meczu (tak, tak samo jak spokojny byłem o awans United z Sevillą :v – pozdro dla kumatych). Wraz z przyjściem Ole przestałem bać się straty punktów z rywalami ze środka tabeli. Oczywiście, takowe się zdarzą, kiedy euforia post-Mourinhowa dobiegnie końca, ale na pewno nie tak często jak ostatnio.
Jednak żeby nie było tak kolorowo, muszę dorzucić jakiś kamyczek do ogródka OGS. Jeśli uważnie oglądacie spotkania 20-krotnych mistrzów Anglii, zapewne zauważyliście przy linii bocznej…Mike’a Phelana, byłego asystenta Fergusona. Widząc taki obrazek, odnosi się wrażenie, że to właśnie on pociąga za większość sznurków w kwestii taktyki, ustalania składu itp. Ole zapewne wymienia się z nim swoimi spostrzeżeniami i pomysłami zdobytymi w Molde, ale ile z tego jest wdrażane w życie – ciężko ocenić.
Jeśli tak by było naprawdę, byłoby to tylko dopełnienie degrengolady, jaka niedawno miała miejsce. Tyle że zarząd naprawdę wyszedł z tej sytuacji po mistrzowsku. W teorii stery objęła jedna z klubowych legend, człowiek niesamowicie lubiany przez kibiców, również z punktu widzenia roli jaką pełnił, będąc piłkarzem.
A co jeśli Wam powiem, że w United było już tak chujowo, że musiał przyjść członek starej gwardii i ogarnąć ten jeden wielki burdel, jaki się wytworzył? Uważam, że zbytnio nie podkoloryzowałem faktów w tym zdaniu, a jednocześnie zacząłem się…zamartwiać. Nie jest również tajemnicą, że Ole zaprasza na treningi Fergusona, więc możemy zakładać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że bierze sobie do serca jego porady. Pięknie, fajnie, nostalgicznie, ale SAF nie będzie mógł sprzedawać swych mądrości do końca świata. Kiedyś go zabraknie (OBY STAŁO SIĘ TO JAK NAJPÓŹNIEJ!), kiedyś również na emeryturę odejdzie Phelan. Co wtedy? Trzeba będzie czekać kolejne kilkanaście lat na wielką osobowość, która tchnie w zawodników ducha walki?
Trzeba więc zrobić wszystko, by Ole stał się takową. A by stał się takową, trzeba dać mu stały kontrakt. Na ten moment jest w United głównie w roli Atmosfericia, który uczy się warsztatu trenerskiego od asystenta najlepszego menedżera jaki chodził po tej planecie. OGS to zatem niesamowity fuksiarz, bo ma od kogo perfidnie zżynać.
Wydaje mi się, ze Manchester United powinien podążać właśnie drogą Fergusona. Ogrom wiedzy, jaki Phelan zdobył od SAF’a należy przekazać z pokolenia na pokolenie, bo ostatnie wydarzenia pokazują, że inna koncepcja na Old Trafford nie ma prawa bytu. Mówię o drodze Fergusona, w nadziei na to, że kiedyś będę miał zaszczyt mówić o drodze Solskjaera. Chcę, by „Czerwone Diabły” były właśnie takim dziełem. Trafiasz jako piłkarz, grasz tu, kończysz karierę i powracasz jako trener. A wtedy sukcesy przyjdą same.