Football Leaks znowu nadaje - podsumowanie #9
Witam serdecznie. Po niewielkiej, aczkolwiek koniecznej przerwie powracamy z tematem Sergio Ramosa i jego problemów prawnych związanych z dopingiem. Na wstępie chciałbym zaznaczyć: zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to nic oczywistego. Ale... chcę Wam po prostu przedstawić pełny materiał zebrany w tej sprawie, by mieć wszystkie informacje w jednym miejscu. Bez zbędnego przedłużania - lecimy.
Kontynuujemy historię z poprzedniej części.
Z raportu napisanego przez lekarza wynika, że przepisane mu zostały dwa zastrzyki deksametazonu. Uzasadnione są "przewlekłymi dolegliwościami" w lewym kolanie i lewym barku. Ramos zapytany o to, dlaczego w formularzu podał złą substancję czynną, usprawiedliwia się euforią po zdobyciu pucharu i "wyjątkowymi okolicznościami, przy których został przeprowadzony test". Jego Wysokość Juan Carlos, były król Hiszpanii, wraz z premierem Hiszpanii, czekali na niego w pomieszczeniu kontrolnym. Podczas tego zamieszania popełnił małe faux pas - pomylił dwie podobne substancje o identycznych kryteriach przy kontroli dopingowej. W piśmie Dr. A czytamy:
To był po prostu zwyczajny błąd ludzki i z tego też względu - zrozumiały. Ramos nigdy nie miał w intencji łamania zasad antydopingowych.
Dział antydopingowy UEFA przychylił się do tego zadośćuczynienia. Związek powołał też "eksperta", który potwierdził, że dwa zastrzyki po 1,2 ml deksametazonu odpowiadają dozwolonej ilości samego preparatu w urynie Sergio Ramosa. Związek potwierdził też, że najprawdopodobniej był to po prostu błąd administracyjny lekarza. Tym samym UEFA zamknęła sprawę słowami:
Bądźcie w przyszłości bardziej ostrożni i przy wypełnianiu formularza przed badaniami i przy przepisywaniu leków.
Sprawa z wpadką Ramosa daje nam do myślenia, że wpływ miała na to pozycja piłkarza w świecie futbolu i klub, w którym gra. Ma to związek z innym irytującym przypadkiem i po raz kolejny chodzi tu o Real Madryt.
1 lutego 2017 roku, czyli cztery miesiące przed finałem Ligi Mistrzów w Cardiff, dwóch kontrolerów z UEFA poleciało do Madrytu, by na niezapowiedzianym teście pobrać krew dziesięciu zawodników. Po dwóch tygodniach zostały wysłane dwa listy - jeden do dyrektora Realu, Jose Angela Sancheza, a drugi do Cristiano Ronaldo. Ten drugi miał się skarżyć na to, że zawsze on jest testowany. Podczas pobierania krwi Ronaldo był wyraźnie spięty podczas powtórnego wkłucia igły, co wydało się bardzo podejrzane.
Sprawa zaostrzała się coraz bardziej. Po tym, jak została pobrana krew Ronaldo i Toniego Kroosa, nagle znikąd pojawił się personel medyczny Realu Madryt, który pobrał krew reszcie zawodników. Kontrolerzy UEFA ulegli pod naciskiem lekarzy i "napiętej atmosfery podczas pobrania krwi". Przy niezapowiedzianych testach należy się trzymać ustalonych zasad. Kluby muszą zadbać o to, by praca testerów przebiegała niezależnie i bez zbędnego przeszkadzania. Zawodnicy też nie mogą sobie wybrać, z którym z testerów chcą się udać do toalety na oddanie próbki moczu. Kontrolerzy mają też prawo trzykrotnie pobrać krew. Zawiłym jest więc to, że nagle zjawia się personel medyczny klubu, który przejmuje pracę kontrolerów UEFA.
UEFA zażyczyła sobie feedbacku od Realu Madryt. Odpowiedź była klarowna. Dyrektor Sanchez zarzucił kontrolerom brak świadomości odnośnie tego, co robią. Wytknął też braki w doświadczeniu zawodowym, przez co sytuacja przy pobieraniu krwi eskalowała. Sanchez wziął też swoją supergwiazdę w obronę. Ronaldo miał się skarżyć nie dlatego, że znowu to on był poddany testom, tylko dlatego, że kontroler dwukrotnie nie trafił igłą w żyłę zawodnika. Sanchez w swoim piśmie dodaje swoją opinię o felernym kontrolerze:
Jest to dla nas nowość, że przy takich czynnościach występują braki w profesjonalizmie kontrolerów.
I kolejny raz obyło się bez konsekwencji dla Realu Madryt. Ani UEFA, ani Real, ani Ronaldo nie odnieśli się do tych wydarzeń.
Na dzisiaj kończymy, wkrótce pojawi się już ostatnia część artykułu. Mam już w głowie kolejny równie interesujący temat, także bądźcie czujni.