Footroll w terenie - Hotel ''Cracovia'' straszy, stadion nadrabia
Trochę nam zajęło, żeby pojawić się na stadionie Cracovii, jednak w końcu ten moment musiał nadejść. Może nie wybraliśmy meczu idealnego, wszak spotkania "Pasów" z Koroną są z gatunku tych o niskim ciśnieniu, ale nie ma co wybrzydzać, przecież w Ekstraklasie każdy mecz jest w sumie taki sam. O samym spotkaniu za wiele nie napiszemy, gdyż był on pasjonujący niczym czytanie "Nad Niemnem" - skupimy się raczej na całej otoczce tego spotkania.
Zapewne kojarzycie, że z jednej strony stadion Cracovii styka się z Błoniami - wielką łąką o powierzchni prawie 50 hektarów, na której co jakiś czas odbywają się duże eventy (przykładowo właśnie tam miała miejsce Droga Krzyżowa odprawiona przez papieża Franciszka podczas Światowych Dni Młodzieży w 2016 roku). Ten park oddziela arenę przy Kałuży od obiektu Wisły Kraków, co jest bardzo ciekawym widokiem, jednak nie unikatowym - podobne rzeczy możemy zaobserwować też w Dundee, Liverpoolu czy Buenos Aires, gdzie stadiony derbowych rywali również są bardzo blisko siebie.
Od dwóch kolejnych stron obiekt "Pasów" otacza osiedle Salwator, czyli spora część dzielnicy Zwierzyniec. Dlaczego nie od trzech? Otóż w bezpośrednim sąsiedztwie stadionu stoi Hotel "Cracovia". 30 lat temu jeden z najnowocześniejszych hoteli w Krakowie, a obecnie... sami zobaczcie.
Pewnie zapytacie: "Co u licha robi taki budynek w centrum miasta?". Uwierzcie, każdy mieszkaniec Krakowa chciałby to wiedzieć. Budynek miał zostać przerobiony na filię znajdującego się po drugiej stronie ulicy Muzeum Narodowego, jednak w całej sprawie nastąpił niewytłumaczalny impas i wszystko wskazuje na to, że jeszcze trochę poczekamy na renowację tego architektonicznego trupa.
Przechodząc już jednak do meritum, czyli do stadionu - obiekt znajdujący się przy Kałuży 1 z pewnością nie odstrasza wyglądem. Gabarytowo nie należy on do gigantów, jednak jest wykonany schludnie i z pomysłem. Z racji znajdujących się w stadionie licznych sklepów i dosyć specyficznego kształtu, kibice Wisły pogardliwie nazywają ten budynek "Kauflandem", ale mówiąc szczerze - nie ma się tam do czego specjalnie przyczepić. Oczywiście nieco zabawne jest, że przy stadionie znajdują się m.in sklep od wyposażenia ogrodów, jednak nie ma co ukrywać - stadion jakoś musi na siebie zarabiać i trzeba pochwalić Cracovię za umiejętne zagospodarowanie przestrzeni.
Przed samym meczem kolejki do kasy były dość spore i istniało ryzyko, że nieco spóźnimy się na sam mecz. Na szczęście nic takiego się nie stało - wszystko poszło sprawnie i można było w spokoju udać się na trybunę. Właśnie wchodząc na sektor musieliśmy przejść przez najmniej efektowną część stadionu - przypominało to jakiś stary bunkier z czasów II wojny światowej, ewentualnie parking przy Galerii Kazimierz.
Jeśli chodzi o atmosferę na meczu - stała ona na przyzwoitym poziomie. Co prawda młyn gospodarzy nie był specjalnie wypełniony, jednak ogólna liczba widzów wyniosła ponad 7,5 tysiąca, co jak na Ekstraklasę stanowi przyzwoity wynik. Z racji dobrego terminu i bliskiej odległości w niezłej liczbie na sektorze przyjezdnych zameldowała się Korona. Warty zaznaczenia jest fakt, że doping obył się bez ubliżania meczowemu rywalowi, co na polskich stadionach stanowi niestety rzadkość. Oberwało się za to innej drużynie - jak możecie się domyślać, chodzi o Wisłę Kraków. Kibice Korony i Cracovii dwukrotnie odśpiewali WTSK, ponadto fani klubu z Kielc zachęcili kibiców gospodarzy do jakże wyszukanej zabawy w "Wisła!" - "co?!"- "Ty kur...". Nie był to jedyny antywiślacki element tego meczu - na stadionie "Pasów" dosłownie na każdym kroku można było zaobserwować antywiślackie symbole w postaci koszulek czy szalików, bardzo często można było zasłyszeć również utrzymywane w pogardliwym tonie rozmowy o derbowym rywalu.
Skoro już jesteśmy przy kibicach Cracovii - dało się zaobserwować ciekawy paradoks. Jak zapewne wiecie, "Pasy" mają kilka zgód. Sandecja Nowy Sącz, Tarnovia Tarnów, GKS Tychy, Arka Gdynia i Lech Poznań - kibice wszystkich tych drużyn żyją w przyjaznych stosunkach z Cracovią. Sporo mówiło się ostatnio o tym, że zgoda z gdynianami może stanąć pod znakiem zapytania, gdyż fani krakowskiego klubu nawiązali przyjazne stosunki z ŁKS-em, który ma z Arką bardzo złe relacje. Jednak nic z tych rzeczy - barwy "żółto-niebieskich" były w niedzielę zdecydowanie najliczniej reprezentowane spośród wszystkich zgód Cracovii i wszystko wskazuje na to, że ta przyjaźń potrwa jeszcze długie lata.
W kwestii samego spotkania, nie ma za bardzo o czym pisać. Ot, typowa ekstraklasowa kopanina, podczas której wyróżniały się dosłownie dwie postacie. Na pewno należy pochwalić Janusza Gola, który pod względem piłkarskim wygląda jakby był człowiekiem z innego świata oraz znajdującego się w kapitalnej formie strzeleckiej Sergiu Hankę. To właśnie ta dwójka dała "Pasom" zwycięstwo - Po wrzucie z autu Gol przytomnie zagrał do kompletnie niepilnowanego na lewym skrzydle Hanki, który z okolic szesnastego metra wpakował piłkę do bramki źle ustawionego Pawła Sokoła. Poza golem mieliśmy może trzy dobre sytuacje na strzelenie bramki po obu stronach. Warto podkreślić, że goniąca wynik Korona nie oddała przez całą drugą połowę ani jednego celnego strzału. To mówi wszystko o dyspozycji kielczan w tym meczu.
Reasumując - otoczka i stadion na plus, samo spotkanie niestety należy włożyć do szufladki pod tytułem "zmarnowane 90 minut". Na pewno przy Kałuży 1 jeszcze się pojawimy, ale będziemy liczyć na zdecydowanie lepsze widowisko.