Menedżer, który skradł serca milionom kibiców!
Jest jedna wspólna cecha, która na przestrzeni października i listopada każdego roku łączyła moje zeszyty ze szkoły czy notatki robione na studiach. Mianowicie rozpiski drużyn, które planowałem objąć po premierze nowego Football Managera wraz z listą zawodników, których będę chciał pozyskać i sprzedać. I oczywiście rozpiska taktyk, jakie będę chciał stosować w nowej ekipie. Szykowałem je już kilka tygodni przed wypuszczeniem tytułu, by w momencie premiery gry być w pełni gotowym do objęcia stanowiska w wirtualnym klubie. I tak co roku. I choć w ostatnich latach nie miałem specjalnie dużo czasu na przesadne fantazjowanie przed premierą, to trzymając w ręku pudełko najnowszej edycji Football Manager 2020 już mam tysiące pomysłów na karierę.
Istnieją gry wybitne, które na stale zapadają w pamięci. Tytuły, do których lubimy wracać, bo są ponadczasowe, nie do podrobienia. Co prawda wychodzą bardzo rzadko, ale pojawiają się. Jeśli jednak chodzi o serie gier, to nie spotkałem się z tytułem, który trzymałby poziom równie mocno co FMy… a wiem o czym mówię, bo mam wszystkie od edycji 2005.
Nie jestem żadnym rekordzistom pod względem liczby godzin spędzonej nad którąkolwiek edycją, choć były lata, w których siedziałem nad Managerkiem po kilkaset godzin. Nigdy nie byłem też specjalnie wybitnym graczem. Pamiętam, jak ekscytowałem się tworząc Legię, w której mogłem zakontraktować m.in. aktywnego reprezentanta Włoch (i do w dobrym wieku, bo miał 24 lata) i wygrać Puchar UEFA, ale wiem, że przy osiągnięciach niektórych osób to jest jakiś żart, bo potrafią z drugoligowych ekip stworzyć giganty bijące się o Ligę Mistrzów. Nie zmienia to jednak faktu, że ile czasu nie spędzałbym nad FMem i jak bym sobie w danej karierze nie radził, to nie zmienia się jedno – poziom radości, jaką dostarcza mi ten tytuł.
To chyba jedyna gra, która naprawdę daje mi poczucie „władzy” nad tym, co dzieje się na boisku. Widzę, jak zmiany taktyczne wpływają na grę moich zawodników, a dobra atmosfera pozwala podtrzymać serię zwycięstw… i w druga stronę. Słabo opracowane stałe fragmenty szybko odbijają się czkawką w postaci wielu straconych lub niewielu strzelonych bramek. Tutaj naprawdę trzeba myśleć o wszystkim i choć rzeczywiście w wielu aspektach często korzystam z pomocy zatrudnionych asystentów, to i tak raz na jakiś czas doglądam jakie ich praca daje efekty i czy przypadkiem nie trzeba czegoś zmienić.
Był taki okres, że Football Managera kupowałem jakby odruchowo wiedząc, że i tak kompletnie nie będę miał czasu w niego grać. Taki okres utrzymywał się u mnie przez kilka lat, kiedy byłem skupiony na studiach i rozwoju zawodowym, i naprawdę mocno się zdziwiłem, gdy powracając do niego „na poważnie” okazało się, że już nie umiem w niego grać. Ta gra z roku na rok się rozwija, dochodzą nowe opcje, stare pomysły nie są już tak skuteczne. Trzeba poznawać nowe mechaniki, które mają coraz więcej szczegółów… ale kto powiedział, że praca managera będzie łatwa?
Pamiętam, że w większości edycji grałem przez jakiś czas Barceloną. Jakby odruchowo. Podobnie Legią, gdzie choć ligowo oczekiwania były podobne, to jednak polska opcja dawała dużo więcej satysfakcji, gdy udało się coś ugrać na europejskich boiskach. Do tego dochodziły inne kluby, wybierane raczej pod wpływem impulsu, czy z ciekawości. Takie „spontaniczne" wybory często prowadziły u niektórych do autentycznego przywiązania się do danej ekipy. Tak było z moim przyjacielem, który grał sobie Tottenhamem i… wsiąkł w kibicowanie temu klubowi nie tylko w wirtualnej rzeczywistości.
Niezapomniane są też dla mnie kariery, które grałem właśnie wspólnie z przyjaciółmi. Braliśmy po klubie z tej samej ligi, umawialiśmy się „na nocki” i tłukliśmy sezon za sezonem. Walka była nie tylko o byt w ligowej tabeli, ale też o najlepszych graczy… co nie zmienia faktu, że właśnie mecze bezpośrednie były najlepsze. Żałuję, że tego nie nagrywałem, bo emocje były po prostu kosmiczne.
Mam mnóstwo pięknych wspomnień z tą serią. Mnóstwo. I dzisiaj trzymając w ręku pudełeczko Football Manager 2020 wiem, że czeka mnie kolejna porcja nerwów przeplatanych radością. Bluzgów przeplatanych uśmiechem. Na początek obejmę AC Milan i postaram się wywalczyć Scudetto. Pewnie się nie uda i po kilku latach zrezygnuję. Co potem? Nie wiem, ale to bez znaczenia, bo zabawa wszędzie będzie tak samo dobra. Za to uwielbiam tę grę. Oby jak najdłużej była tworzona z taką pasją i zaangażowaniem jak dotychczas.
Tymczasem jakby ktoś pytał, to mnie nie ma.