To przepraszam państwa #15 Puchar ligi jako źródło wszelkiego zła
Praktycznie każdy z nas zazdrości piłkarzom zawodu. W końcu mają oni wszystko to, o czym każdy z nas marzył jako dzieciak. Są sławni, bogaci, poza niektórymi wyjątkami wysportowani, maja piękne kobiety, a na ich cześć tysiące kibiców śpiewają piosenki. Ludzie proszą ich o autografy i zdjęcia. Dla piłkarza taka sytuacja to element codzienności, podczas gdy dla kibica to najprawdopodobniej jedna z najlepszych chwil w życiu. To świadczy o tym, jak udane życie wiodą. Oczywiście, nie jest ono idealne, o czym swego czasu uświadomił nas Michał Kucharczyk. Legenda Legii Warszawa stwierdziła pewnego razu, że piłkarze mają bardzo ciężko, ponieważ mają mniej dni wolnych niż osoby uprawiające inne zawody. Kucharczyk został wtedy brutalnie zjechany w mediach za tą wypowiedź, ja sam uznałem ją za bezczelną, ale jest w niej odrobina prawdy. Niektórzy piłkarze faktycznie mogą czuć się zarobieni i przemęczeni, ale akurat nie autor powyższej wypowiedzi. Kucharczyk gra bowiem na dwóch frontach, w lidze i pucharze kraju, a są tacy piłkarze w Europie, którzy dokładają do tego jeszcze reprezentację i ten nieszczęsny puchar ligi. To nad nim, a raczej brakiem jego sensu, będę się dzisiaj rozwodził.
Chyba wszyscy zdążyli się już zorientować, co zainspirowało mnie do napisania tego tekstu. Ci bardziej ogarnięci skojarzą nawet, że jestem kibicem Manchesteru United i już pewnie szykują się na pełen agresji i bezsensownych argumentów tekst, w którym będę starał się załagodzić ból mojej dolnej części pleców, a poza tym to porażka mojego ukochanego zespołu nie została spowodowana przez jego nieudolność a raczej przez sam fakt, że ów mecz, w ramach tych głupich rozgrywek, musieli rozegrać. Mógłbym powiedzieć, że nie jest to prawdą, bo chce rzucić nowe światło na kwestię przemęczenia zawodników i zbyt dużej ilości spotkań, ale i tak nikt mi nie uwierzy, bo moje United przegrało, więc po prostu przejdźmy do konkretów. Dlaczego uważam, że puchar ligi, w każdym kraju, to samo tyczy się na przykład Francji, jest nie tyle bezsensowny, co nawet szkodliwy?
Pierwszy i najoczywistszy argument dotyczy zbyt dużej ilości meczów. Podliczmy liczbę spotkań jaką musi rozegrać topowy europejski zespół. Załóżmy, że gra w lidze złożonej z dwudziestu zespołów. Tylko te główne rozgrywki to trzydzieści osiem spotkań. Dodajmy do tego starcia w ramach krajowego pucharu. Te trudno oszacować, ze względu na to, że drużyny mogą odpaść na różnych etapach tych zawodów, ale jeśli już mówimy o dobrej drużynie to załóżmy, że takich spotkań musi zagrać pięć. To są tylko spotkania prestiżowych rozgrywek krajowych, a mamy już ich ponad czterdzieści. Liczmy dalej. Jeśli już mówimy o klasowym zespole ze Starego Kontynentu to musimy tez uwzględnić Ligę Mistrzów lub w przypadku gorszego sezonu Ligę Europy. To również może być ogromny czynnik dodany. Sama faza grupowa to przecież sześć spotkań, a może się to powiększyć o kolejne siedem, a w skrajnych przypadkach dotyczących Ligi Europy, aż o dziewięć. Dla potrzeb obliczeń załóżmy, że nasz hipotetyczny zespół dochodzi ćwierćfinału Ligi Mistrzów, więc musi rozegrać jeszcze dziesięć meczy. Łącznie mamy już pięćdziesiąt trzy okazje dla jednego piłkarza do wyjścia na boisko tylko w barwach klubowych. Mógłbym jeszcze doliczyć reprezentacje, ale tu szacunki musiałby być już naprawdę dzikie, bo z tym to już w ogóle bywa bardzo różnie, dlatego daruję sobie to. Miejmy jednak w głowie to, że zawodnicy takiego czołowego klubu grają tez przeważnie w kadrach, co daje im kolejne szanse do obciążenia organizmu dodatkowymi spotkaniami. Podsumowując, skład jest ograniczony, przyjmijmy, że wynosi dwudziestu trzech zawodników, a ci muszą rozegrać te wyżej wymienione pięćdziesiąt trzy spotkania. Do tego dochodzą jeszcze kontuzje, zawieszenia i inne zdarzenia losowe, które eliminując jednych, wymuszają częstsza grę innych. Na domiar złego jacyś panowie w garniakach dorzucają im jeszcze kilka spotkań pucharu ligi. Owszem, jest ich teoretycznie niewiele, ale przy takiej liczbie meczów, każdy następny może być już dużym obciążeniem dla zdrowia.
Mający tego świadomość zawodnicy często sobie te spotkania odpuszczają. Nie grają na sto procent, wiedząc, że za dwa czy trzy dni trzeba będzie się bardziej wysilić w istotniejszym spotkaniu ligowym. W końcu kiedyś trzeba dać sobie odpocząć, a tak mało istotne rozgrywki to najlepszy moment. Tu przechodzimy też do kolejnego powodu braku motywacji zawodników w takich meczach. Puchary ligi cieszą się zwykle najmniejszym priorytetem i to widać po ambicjonalnym podejściu zawodników do nich. Albo raczej ich braku. Piłkarze mają świadomość, że będą jeszcze grali o znacznie ważniejsze laury, o większe pieniądze, na ładniejszych stadionach, przy liczniejszej i głośniejszej publiczności. Co więc ma dawać im bodziec do gry, kiedy muszą wystąpić w takim pucharze ligi?
Poza tym, menedżerzy też nie widzą sensu w tych rozgrywkach i często wystawiają składy mocno rezerwowe albo nawet w całości oparte na młodzieżowcach. Akurat moje natchnienie do tego wpisu, czyli Manchester United, nie posłało do gry głębokich rezerw, ale w poprzednich sezonach Arsenale, Liverpoole czy inne Tottenhamy wypadały z rozgrywek z hukiem, bo nie chciały przemęczać gwiazd. Giganci piłki rok rocznie odpadają ze słabeuszami, ponieważ dają pograć młodziakom, rekonwalescentom i chłopakom od podawania wody. Odstępstwem jest PSG, które składem potrafi rotować tak, że ten tytuł zdobywa konsekwentnie od kilku lat, ale trzeba też zauważyć, że ma tam znacznie słabszych przeciwników, ponad których wystaje bardziej, niż Anglicy nad swoimi.
Oczywiście, wyjątkiem od wszystkich reguł, które wyżej wymieniłem są takie zespoły jak Bristol City, czyli drużyny z niższych lig, które nie walczą o nic innego, poza co najwyżej awansem do wyższej ligi. Takie ekipy pokazują, że są to dla nich ważne rozgrywki, podchodzą do nich z ambicjami i należytym szacunkiem. Dlatego po prostu nie fair względem nich byłoby te spotkania im zabrać. Wydaje mi się jednak, że puchar ligi byłby zdecydowanie lepszy, gdyby nie włączano do niego ekip, które grają o ważniejsze cele, podobnie jak nie miesza się ze sobą Ligi Mistrzów z Ligą Europy. Wtedy te słabsze ekipy miałby kolejne trofeum do zdobycia, miałby większe szanse, by to osiągnąć, a mocniejsze drużyny w końcu dostałyby święty spokój.