To przepraszam państwa #16 Gdybym był... Krychowiakiem
Krzysztof Krawczyk jeszcze do niedawna był najpopularniejszym polskim artystą w naszej, rodzimej części internetu. Cieszył się wieloma zabawnymi przeróbkami, a jego hity wiodły prym na domówkach. Co prawda ostatnimi czas stracił tron na rzecz dwóch braci pochodzących z Beskidu Żywieckiego, ale wśród ściernisk i lornetek czasem znajdzie się też hit Krawczyka. I właśnie przy jednym z nich, rozmawiając z kolegą, zorientowaliśmy się zupełnie przypadkiem, że słowa marynarz i Krychowiak mają po tyle samo sylab. Jako, że żaden z nas, pomimo jawnej sympatii do piłkarza, nie zadeklarował że chciałby nim być, to zamieniliśmy słowa piosenki i śpiewaliśmy: „Gdybym był Krychowiakiem.”
Ta wbrew pozorom prozaiczna sytuacja z imprezy jakich wiele dała mi wiele do myślenia. Tamtego wieczora to był żart, wymyślaliśmy słowa piosenki, tak by się rymowały i pasowały do rytmu, a nie żeby były racjonalnymi wyborami, których mógłby dokonać piłkarz. Postanowiłem więc pobawić się trochę bardziej na poważnie i zastanowić się nad tym co ja bym zrobił, gdybym musiał podejmować tak trudne decyzje jak Krychowiak, którego te wybory na chwilę obecną doprowadziły do niewątpliwego dna kariery. Zapraszam więc nie na felieton, a raczej na partyjkę w Simsy ze sportowym dodatkiem.
Cofnijmy się troszkę w czasie. Mamy początek lipca 2016 roku. Polska właśnie odpada z Euro po niefortunnych, mało tego, dalej niepowtórzonych, karnych z Portugalią. Ja, bo w końcu na potrzeby tego tekstu jestem Grzegorzem Krychowiakiem, nie mam sobie nic do zarzucenia. Rozegrałem świetny turniej, byłem filarem reprezentacji, pewnym strzałem w okienko przypieczętowałem nasz awans do ćwierćfinału. Poza tym, przecież mam też za sobą wyśmienity sezon w Sevilli. Po raz drugi z rzędu wygrałem Ligę Europy, byłem podstawowym zawodnikiem i ważną częścią zespołu, który tego dokonał. Wracam więc do spraw, które dotyczyły mnie przed rozpoczęciem Euro. Karuzela transferowa kręci się jak wściekła, a ja siedzę na jednym z lepszych jej miejsc. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę minione rozgrywki, ale o ich sukcesie już wspominałem. Wiem, że chce mnie PSG. Wstępne rozmowy miały już miejsce, przekonali mnie do siebie. Siadam w domu i zastanawiam się czy ten transfer to dobry ruch. Pomyślmy. Nowym trenerem Paryżan został Unai Emery, człowiek, który sprowadził mnie do Sevilli, zaufał mi i stawiał na mnie, przez co stałem się dobrym zawodnikiem. Poza tym, wiele lat żyłem we Francji, wcześniej również tam grałem. Problem aklimatyzacji i dostosowania do ligi nie powinien więc istnieć. Poza tym, w zarządzie mam przecież dobrego znajomego. Najważniejsze jest jednak to, że miniony sezon pozwolił mi uwierzyć w to, że wcale nie będę odstawał pod względem sportowym od innych grających tam pomocników, czemu miałbym nie dać sobie rady. Decyzja podjęta, kilkadziesiąt godzin później prezentują mnie w Paryżu jako ich nowego zawodnika.
Tego dnia jeszcze nie wiem, że zaczyna się koszmar. Od początku widzę, że są problemy. Najpierw gram w co drugim, może nawet średnio co trzecim możliwym meczu. Czuję jednak, że nie do końca odnajduje się w roli, która została mi przydzielona, widzi to też menedżer. Wraz z nadchodzącym styczniem czuję, że prawdopodobnie będzie tylko gorzej. Tu pojawia się pierwsza poważna decyzja. Co zrobiłbym, gdybym naprawdę był Krychowiakiem? Po nastrojach w klubie i rozmowach z menedżerem mogę się domyślić, że nie będzie kolorowo, a zbliża się okienko. Czy próbuję uciec na wypożyczenie, bo przecież nie zostaję sprzedany po pół roku, czy jednak zostaję i walczę. Wychodząc na moment z roli, wielu już wtedy krytykowało decyzję Krychowiaka. Uważano, że powinien odejść, ona jednak został, by walczyć o swoje miejsce. Zrobiłbym to samo. W końcu nie grałem w każdym meczu na jesieni, ale jednak występowałem. Wciąż uczę się swojej nowej roli, ale może z czasem się jej nauczę. PSG to wielki klub, który dał mi zarobić ogromne pieniądze. Nie warto zrezygnować z niego jeszcze teraz. Próbowałbym walczyć o skład, dokładnie tak, jak zrobił to Grzegorz Krychowiak.
W trakcie kolejnych miesięcy realizuje się jednak scenariusz straszniejszy od najgorszego, który przewidywałem. Nie gram w zasadzie nic, zostaję odsunięty od pierwszej drużyny, porażkę z Barceloną zwala się na mój błąd w kryciu, choć wszedłem raptem na kilkadziesiąt sekund. Gdybym był Krychowiakiem, już w okolicach kwietnia wiedziałbym, że odejdę i poprosiłbym agentów, by podjęli stosowne ku temu kroki. Pogodziłbym się z tym, że nie chcą mnie tutaj. Poniosłem porażkę, trudno. Jedyne co mi już teraz pozostaje to skupienie się na treningach, pozostanie w formie fizycznej i niezałamanie się. Gdybym to był ja, przez te dwa miesiące, które zostały do lipca pracowałbym nad sobą i swoim transferem, tak by przenieść się do nowej drużyny wraz z otwarciem okienka, nawet jeśli zmiana drużyny musiałaby mnie kosztować obcięcie pensji, a jest to wielce prawdopodobne, bo zarabiam krocie. Tu pojawia się chyba największy problem. Tak naprawdę nie wiemy czy to hajs był głównym powodem, który trzymał Grześka jeszcze wtedy w Paryżu. Pewnie wiele osób czytających ten tekst uzna, że nie byłbym taki mądry, gdybym sam wtedy zarabiał te pieniądze. Teraz śmiało zadeklarowałem, że pracowałbym nad odejściem i dopiął je na początku lipca, ale czy powiedziałbym tak samo, gdybym żył w Paryżu i zgarniał taki kwit? Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że tak, ponieważ sytuacja pod względem piłkarskim wyglądała już tak źle, że nie mogły jej zrekompensować żadne pieniądze. Załóżmy więc że odchodzę, trudno mi powiedzieć gdzie, bo nie mam pojęcia, kto by się po mnie zgłosił, a nie chce wymienić klubu z kosmosu. W każdym razie odchodzę i tu historię trzeba rozdwoić.
Nie będę bawił się w aż taką fantastykę, żeby dopisywać Krychowiakowi nowy klub i kilka dobrych miesięcy kariery. Chce się przecież zastanowić nad tym, co by zrobił, więc postawię się na jego miejscu w sytuacji, która ma miejsce teraz.
Jestem w West Bromie. Zimniej, wilgotniej, bardziej przygnębiająco, Celia jest trochę wkurzona, ale robię to dla swojej kariery. Sezon zaczyna się słabo dla klubu, ale dobrze dla mnie. Gram regularnie, jestem wyróżniającym się zawodnikiem w drużynie, która prezentuje się fatalnie. Wyniki prędzej czy później doprowadzają do zwolnienia człowieka, który zaufał mi i mnie tu sprowadził, Tonego Pulisa. Na jego miejsce przychodzi Alan Pardew i z miejsca mnie skreśla. Praktycznie nie dostaję żadnej szansy. Dostaję ewidentny sygnał, że nie pasuję do jego stylu i nie ważne jakbym się prezentował, po prostu nic nie wskóram. Mamy koniec roku, plotki o moim odejściu nasilają się. Co robię? To co rok temu w PSG? Próbuję przekonać do siebie menedżera, mimo to, że mnie olewa? Przecież mogę wylądować w rezerwach. Po raz kolejny. Nie mogę na to pozwolić, tak samo jak na grzanie ławy. W końcu w tym roku zbliża się Mundial, kto wie czy kiedykolwiek jeszcze będę miał szansę na nim zagrać? Nawałka nie powoła mnie za nazwisko, muszę więc obronić się piłkarsko. Odchodzę bez dwóch zdań.
Obecnie w mediach przewijają się dwa kierunki, które mógłby wybrać Krychowiak. Fenerbahce i Sevilla. Co zrobiłbym na miejscu Grześka? Wybór nie mógłby być prostszy. Jeśli klub z Andaluzji faktycznie chciałby mnie, poszedłbym tam bez dwóch zdań. To najlepsze miejsce by odrodzić się piłkarsko. Co postąpi prawdziwy Krychowiak, a nie jakiś nieudolny podrabianiec w postaci mojej osoby? Miejmy nadzieję, że po prostu słusznie, ponieważ jest on potrzebny nam wszystkim w Rosji, tak by wraz ze swoimi kolegami z reprezentacji znów sprawił, że będziemy się czuli dumni z tego, że są naszymi rodakami.