To przepraszam państwa #17 E-sport Don Kichotem dyskryminowanych dyscyplin
Pewnie domyślacie się już jaki temat zamierzam poruszyć. Wiem też już co myślicie w tej kwestii. Dziś również Dissblaster dodał felieton na temat wypowiedzi Bońka. Zapewne wydaje się wam, że ja nie mam pomysłu na swoją cotygodniową ramówkę, więc po prostu podczepiłem się pod coś co wymyślił mój szef, tylko po to by zgodzić się ze wszystkim co stwierdził, w zasadzie parafrazując jego myśli. Mało tego to wszystko nie ma na celu, broń Boże, wniesienia czegokolwiek do dyskusji, a chodzi mi jedynie o zebranie pochlebstw z jego strony, zakończonych ojcowskim poklepaniem po plecach jedną ręką, podczas gdy druga wsuwa mi do kieszeni stówę złotych polskich premii. Otóż nie. Chciałem temat poszerzyć i nieco go rozwinąć, odnosząc się do innych kwestii związanych z porównaniem e-sportu do sportu. Jest to bowiem świetny moment, by nawiązać do innych zarzutów wytaczanych tej formie spędzania czasu i zarabiania pieniędzy.
Po pierwsze i najważniejsze, zastanówmy się nad tym czy e-sport to faktycznie sport. By się tego dowiedzieć sięgniemy nie do opinii dwunastoletnich użytkowników forów o Counter Strike’u, a do definicji zamieszczonej w ustawie o kulturze fizycznej. Według niej sport to „forma aktywności człowieka, mającą na celu doskonalenie jego sił psychofizycznych, indywidualnie lub zbiorowo, według reguł umownych”. Definicję już znamy, czy w takim razie siedzenie przed komputerem kilka godzin dziennie i naparzanie w joystick, albo dobra, nie bądźmy wredni, w myszkę, klawiaturę lub pada, możemy uznać za sport? Aktywność fizyczna jest w końcu znikoma, ograniczamy się tylko do rąk, w zasadzie to nawet dłoni. Jednak nie należy zapominać o drugim elemencie definicji czyli o psychice, która już w e-sporcie pracuje na najwyższych obrotach. Ponadto wszystko to odbywa się zarówno grupowo, jak i indywidualnie, a w każdym przypadku jest regulowane przez umówione zasady. Każda gra, ma bowiem określone reguły, których należy się trzymać, nie jest to wolna amerykanka. Definicja sportu w tej ustawie jest rozwinięta również o tak zwany sport kwalifikowany, czyli taki, którego uczestnicy biorą udział we współzawodnictwie organizowanym. Ta część również idealnie pasuje do e-sportu ponieważ profesjonalne zespoły są zarejestrowanymi drużynami , a za prowadzenie zawodów odpowiedzialne są również w pełni profesjonalne organizacje. Pod względem prawnym Pashabiceps zakontraktowany w Virtus.Pro, które uczestniczy w E-League nie różni się więc niczym od Pawła Brożka grającego w Wiśle Kraków, która z kolei występuje w Ekstraklasie.
Dobrze wiem, że mimo tego, że właśnie dowiodłem, że e-sport z definicji jest sportem i tak znajdą się ludzie, głównie ci starszej daty, którzy i tak będą twierdzić, że siedzenie przed komputerem nie ma nic wspólnego ze sportem. Jednakże te same osoby będą, zamiast grać na pececie, źródle wszelkiego zła, pykać sobie w szachy lub brydża, twierdząc hardo, że to sport, tylko umysłowy. Nie nawiązuję tu w żaden sposób do prezesa Bońka, bo w końcu on tego nie stwierdził, ale tacy ludzie są i to najprawdopodobniej w każdej z waszych rodzin. Wynika to jednak z różnicy pokoleniowej. My nie zrozumiemy pewnych rzeczy, które miały miejsce dawniej, a oni mają problem z przystosowaniem się do tego, co się dzieje teraz. Niemniej jednak byłoby super gdyby takie osoby miały świadomość, że gadając o e-sporcie brzmią tak samo głupio, jak piętnastolatek snujący wywody o staniu w kolejkach podczas mroźnej zimy w 1987 roku. No i żeby nie było, w żaden sposób nie dyskryminuję brydża czy szachów. To sporty na tej samej zasadzie co wszystkie współzawodnictwa w ramach gier komputerowych, w końcu aktywność psychiczna jest w nich na wysokim poziomie.
Jest też inna dziedzina sportu, której miłośnicy głośno krzyczą, że ich dyscypliny to taki sam sport jak piłka nożna i lekkoatletyka, ale jednocześnie w wielu przypadkach bagatelizują e-sport. Mam tu na myśli sport motorowy. Równie łatwo i na bazie podobnych argumentów można zanegować, że motor-sport nie jest sportem, co stwierdzić, że nie jest nim e-sport. Niemniej jednak dużo więcej ludzi uważa, że wszelkiej maści wyścigi samochodowe nim są. Dlaczego? Tu znów kluczową rolę gra czas. Jakby komuś dano sto lat temu do ręki smartfona z twitterem, to też by zaćwierkał, że to nie ma nic wspólnego ze sportem, bo facet siedzi sobie za kółkiem i prowadzi maszynę, a nie biegnie, skacze czy płynie. Jednak z biegiem lat ta opinia zanikła niemalże całkowicie. Dlatego też uważam, że z e-sportem będzie podobnie.
Dyskryminowanie tych dyscyplin czy też dziedzin wzięło się stąd, że od wieków sport kojarzył się tylko z aktywnością stricte fizyczną. Nikt nie zastanawiał się, że nawet w takim skoku w dal bardzo ważne jest myślenie, koncentracja, skupienie i również taktyka, a nie tylko wielkie, mocne i sprężyste mięśnie nóg. Bagatelizowanie takich dziedzin kończy się jednak zawsze, w momencie w których sceptycy orientują się, że niejednokrotnie wejście na mistrzowski poziom w tych dyskryminowanych dyscyplinach jest o równie trudne, a w wielu przypadkach trudniejsze, niż w sportach, użyjmy takiej umownej nazwy, standardowych. Nie każdy może wsiąść za kółko bolidu Formuły 1 i przejechać Hungaroring, tak samo jak nie każdy może zasiąść przed League of Legends i wygrać bez problemu meczu, nie odbywając wcześniej żadnego treningu.
E-sportowcy muszą bowiem trenować i pracować równie ciężko, co zwykli sportowcy. Wyrzekają się też wielu rzeczy, ale to wszystko jest bagatelizowane i sprowadzane do siedzenia przed komputerem. Niestety, wszyscy miłośnicy e-sportu muszą sobie uświadomić, że są po prostu Don Kichotami, walczącymi z wiatrakami, które napiętnowane znakiem czasu i tak pewnych rzeczy nie pojmą. Przecież nie posadzimy każdej wątpiącej osoby przed komputerem i nie każemy im grać po to, by zrozumieli, że wymaga to poświęcenia, treningu i ogromnej aktywności. Ba, jestem pewien, że nawet jeśli byśmy to zrobili, to i tak znaleźliby się tacy, którzy stwierdziliby, że spawanie wymaga tego samego, a jeszcze nie słyszeli żeby jakiś spawacz dostał medal na Igrzyskach Olimpijskich. Zrozumienie przyjdzie z czasem, w przeciwieństwie do Half –Life’a 3. Serio, darujcie sobie, na to naprawdę nie ma co liczyć.