Kontuzja? To pryszcz
Nie od dziś wiadomo, że zawodnicy z tytułu różnego rodzaju urazów muszą opuścić nierzadko ważne spotkania. Złamania, przemieszczenia, naciągnięcia, zwichnięcia, rozcięcia- te powody są do wytłumaczenia, a słysząc „zawodnik X złamał nogę, czeka go pół roku przerwy”, fani potrafią zrozumieć absencję swojego ulubieńca. Piłka nie tylko pod względem finansów, techniki, czy zaplecza poszła do przodu. W tych czasach nawet kontuzje ewoluowały, a piłkarze potrafią nie wystąpić w jakimś meczu z dość (delikatnie mówiąc) nietypowego powodu.
Na pewno wielu z Was zna Dominika Szarka z kanału „Futbolove”. W jednym z jego filmików przybliżona jest sylwetka niemieckiego bramkarza, Berta Trautmanna, który w latach 50. ubiegłego wieku dokończył mecz mimo…złamanego karku. Nieżyjący już golkiper cudem uniknął śmierci na boisku, a swoim heroicznym zachowaniem pomógł Obywatelom w zgarnięciu pucharu. Wyobrażacie sobie taki wyczyn w dzisiejszych czasach? Owszem, są/byli twardziele tacy jak Nemanja Vidić, Rio Ferdinand, Gennaro Gattuso, czy nasz Marcin Wasilewski. Ale to są wyjątki. Wyjątki, które moim zdaniem potwierdzają regułę. Jeśli ktoś z Was nie oglądał- gorąco polecam. Ciekawa historia, która potrafi złapać za serce.
W 1970 roku w półfinale Mundialu spotkały się ekipy RFN i Włoch. W 65. minucie tamtego starcia Pierluigi Cera sfaulował Franza Beckenbauera. Niemiec miał uszkodzony obojczyk, ale z uwagi na wyczerpany limit zmian musiał pozostać na boisku. Piłkarz resztę spotkania dograł z przywiązaną ręką do klatki piersiowej, a Włosi nie bacząc na nic skrzętnie wykorzystali przewagę i awansowali do finału Mistrzostw Świata. Później okazało się, że Beckenbauer złamał obojczyk. Prawdziwy twardziel, prawda?
Dobra, wracamy z dalekiej przeszłości, zostawiamy herosów i skupiamy się na dzisiejszych czasach. Świeżą sprawą jest absencja Marco Asensio, który nie wystąpił we wczorajszym meczu LM z APOEL-em. Hiszpan (jeśli wierzyć medialnym doniesieniom) doznał infekcji pryszcza, który był owocem depilacji nóg. Dla wielu to abstrakcja. Pamiętam, że jako mały gnojek potrafiłem spędzić 3/4 dnia biegając za piłką w najtańszych butach. Biegałem z powybijanymi palcami, pościnanymi kolanami. Teraz drobne zadrapanie powoduje przerwę w grze. Ale dlaczego się tak dzieje?
Piłka nożna została biznesem. Została jedną wielką korporacją, w której piłkarz jest maszynką do zarabiania pieniędzy. Każda jego minuta na boisku być może jest zarobkiem kolejnych tysięcy. Każda jego dłuższa przerwa jest utratą kolejnych tysięcy. Dlatego (chyba) tak bardzo dmucha się na zimne i z powodu pryszcza każe się zawodnikowi zostać w domu.
Jeśli nie gra- nie pokaże, że jest formie. Jeśli nie pokaże, że jest w formie- nie pomoże w zdobyciu trofeów/nie zostanie drożej sprzedany. Jeśli nie pomoże w zdobyciu trofeów/nie zostanie drożej sprzedany- okaże się kompletną klapą i pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. Piłkarz dzisiaj nie jest tylko od kopania piłki, ale i generowania przychodów swojemu pracodawcy, agentom, czy sponsorom.
Na koniec wrócę jeszcze do kanału "Futbolove". Dominik w swoim repertuarze ma także materiał dot. pechowych cieszynek. Jeśli Asensio to dla Was pryszcz, zapraszam na materiał poniżej. Urazów tam nie brakuje.
Reasumując- „kontuzja” nie zawsze musi być faktycznie urazem wykluczającym z gry, ale zabezpieczeniem na przyszłość, które nie tylko zadba o zdrowie gracza, ale zadba również o portfele kilku ludzi.