Mamy 2020 rok, a Wisła Kraków wciąż strzela sobie wizerunkowe samobóje
Wydawało się, że po najbardziej burzliwym okresie w swojej historii, Wisła Kraków w końcu wypłynęła na spokojne wody. Sytuacja finansowa została w miarę uporządkowana, udało się uratować Ekstraklasę, a do Krakowa zaczęli trafiać coraz lepsi piłkarze (nie dotyczy Beqiraja). Niestety dla fanów Wisły - na ich klub prawdopodobnie została rzucona jakaś klątwa, która sprawia, że zbyt długo sielankowo być nie może. Tym razem chodzi o "przedłużenie" kontraktu z Aleksandrem Buksą i pokraczne próby tłumaczenia się przez klub.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Cofnijmy się do sierpnia tego roku - w końcu po wielu miesiącach negocjacji udało się przedłużyć kontrakt z największą wiślacką perełką, czyli właśnie Aleksandrem Buksą. W pewnym momencie wydawało się, że o podpisanie nowej umowy będzie bardzo trudno, ponieważ według informacji przekazywanych przez współwłaścicieli, rozmowy stanęły w martwym punkcie z powodu nierozważnej taktyki negocjacyjnej byłego prezesa Piotra Obidzińskiego. Finalnie jednak ogłoszono sukces - Buksa podpisał umowę, która miała obowiązywać do czerwca 2023. Tak się przynajmniej wtedy wydawało...
Wczoraj jednak Tomasz Włodarczyk z portalu meczyki.pl odpalił prawdziwą bombę - poinformował, że Buksa... wcale nie podpisał umowy do 2023 roku, ale zaledwie do końca tego sezonu, a wspomniany 2023, to zaledwie umowa na słowo. Biorąc pod uwagę pomyłkę redaktora w związku z definitywnym transferem do Wisły Alona Turgemana, wiślacka społeczność przyjęła te rewelacje z rezerwą. Niestety najgorszy scenariusz się ziścił - rzeczywiście Buksa podpisał umowę zaledwie do końca sezonu 2020/2021 czym poinformowała oficjalna strona klubu, dodając, że z przyczyn formalnych młodzieżowiec podpisze dłuższy kontrakt dopiero w styczniu. No i właśnie...
Panie @jarokrolewski dlaczego okłamaliście ludzi?
— Sebastian Kuźma (@Malok1906) November 17, 2020
Raczej każdy się zgodzi, że to skandaliczny brak profesjonalizmu ze strony klubu. W momencie podpisania kontraktu przez Buksę zrobiono wokół daty 2023 całą szopkę - napastnik pozował z koszulką z numerem 2023, na Instagramie również zamieścił hasztag z tym numerem. A tu okazuje się, że to tylko... umowa na słowo. Mówiąc krótko - kibice z pełną premedytacją zostali po prostu oszukani. W jakim celu? To raczej oczywiste. Gdyby klub po całej sadze podpisania nowego kontraktu z Buksą ogłosił, że napastnik owszem, przedłużył umowę, ale zaledwie o pół roku (wcześniejsza umowa obowiązywała do grudnia 2020), to kibice byliby wkurzeni. Zatem ten zabieg, który wykonał klub w sierpniu, jest niczym innym, jak tylko ucieczką przed krytyką, czyli po prostu zwykłym tchórzostwem. A to jest coś, czym kibice brzydzą się zdecydowanie bardziej niż nieudolnością negocjacyjną.
Zdjęcia poprzedzające katastrofę: pic.twitter.com/OpCOni1WhC
— Paweł (@stdafx_h) November 17, 2020
Oczywiście dla Wisły to wszystko może mieć zdecydowanie gorszy finał, niż tylko wizerunkowa wtopa. Ostatnio ogłoszono, że nowym menadżerem zawodnika został słynny Pini Zahavi, a jak wiadomo, on na nic z klubem się nie umawiał. Agenta Roberta Lewandowskiego raczej nie interesują ustne ustalenia, przy których go nie było - on ma do wykonania inne zadanie, czyli znaleźć młodemu napastnikowi nowy klub, w którym mógłby rozwijać swój potencjał. I tu właśnie dochodzimy do głównego problemu - według informacji Włodarczyka, jednym z warunków ustnej umowy było to, że Buksa miał w tym sezonie dostawać więcej czasu na boisku, niż w poprzednim. A jak to wygląda w rzeczywistości? Zaledwie 109 minut po dziewięciu kolejkach. Oczywiście należy pamiętać o tym, że zawodnik miał pauzę spowodowaną COVID-em, jednak nie zmienia to faktu, że obecnie w hierarchii napastników jest numerem trzy, za Felicio Brown-Forbesem i Fatosem Beqirajem. Ten fakt może mieć gigantyczny wpływ na to, co się wydarzy w styczniu. Scenariusz optymistyczny: Buksa dotrzymuje słowa i ze względu na sentyment do Wisły podpisuje nową umowę, żeby klub mógł na nim zarobić. Scenariusz pesymistyczny: Buksa niczego nie podpisuje, bo Pini Zahavi znajduje mu klub, gdzie dostanie gigantyczną kwotę za podpis, a stronnictwo zawodnika mówi, że to klub nie wywiązał się z ustaleń, ponieważ mało grał. I niestety obawiam się, że scenariusz numer dwa jest bardzo realny...
Trzeba wspomnieć, że to nie pierwszy raz, kiedy Wisła Kraków strzela sobie wizerunkowo w stopę. Mam na myśli oczywiście sprawę Marcina Grabowskiego, który w lutym poszedł ogrywać się na pół roku do Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Efekty były świetne - młodzieżowiec stał się wyróżniającym lewym obrońcą I ligi, wiec wydawało się, że w końcu wiślakom udało się ograć zawodnika na wypożyczeniu. Nic z tego - Grabowski miał kontrakt do czerwca 2020 z opcją przedłużenia o rok. Jak się okazało, wiślacy... nie zdążyli na czas przedłużyć z nim umowy, przez co zawodnik jako wolny zawodnik podpisał umowę z Termalicą.
Jednak nie to najbardziej denerwuje fana Wisły. Przede wszystkim irytuje brak jakiejkolwiek refleksji ze strony sterników - panowie Jażdżyński oraz Królewski zamiast przyznać się do winy, powiedzieć "przepraszam", walczą z całym światem na Twitterze niemiłosiernie odwracając kota ogonem, pisząc o komuchach, lewakach i PISowcach. Panowie, nie tędy droga. Nikt rozumny nie podważa Waszego zaangażowania w klub i poświęcenia na wielu poziomach, na które się zdobyliście w trakcie ostatnich dwóch lat. Jednak jak się popełnia błędy, a takim było oszukani kibiców, należy po prostu przeprosić. A najlepiej przeprosić i zrobić wszystko, żeby Olek w Krakowie jednak został trochę dłużej, bo inaczej atmosfera będzie bardzo nieprzyjemna.